Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 23c.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

scy się zamodlą i opuszczą wały obronne. Postanowił więc przypuścić szturm nocny. Na pierwsze odezwanie się dzwonów w kościołach Missolonghi, mieli Turcy pospieszyć ku miastu. Sądził pasza, że tym fortelem, który mu się nie wydał niebezpiecznym, potrafi rzucić się na miasto i wytępić jego obrońców. Zaledwo zbliżyli się pod okopy, gdy ukryci za wałem żołnierze Botzarisa przywitali ich ogniem, który to miejsce zasiał trupami. Omer Briones następnej nocy przerażony, umknął z taką chyżością, że oblężeńcy weszli do jego warowni, wzięli tabor, dwanaście dział, mundury i insygnia, nawet świąteczny ubiór Baszy pełen klejnotów. Kilka osób wiarogodnych upewniło nas o tem zdarzeniu nieprawdopodobnem; opiewa go też piosnka, co ludzi przeżyła, niejakiego żołnierza wielkiej dzielności, Mikrulis, brata jednej z dwóch ofiar. Śpiew nadto długi do cytowania. Podyktowano nam go w Missolonghi, oto jego ustęp:
„Kartacze padają deszczem, bomby gradem, kule piaskiem morza![1]
„Poszanujmy kraj, będący kwiatem Grecji, chwałą świata, kluczem Rumelji, kolumną Morei.
„Turcy poprzysięgli sprawić potop w Missilonghi w dzień Wigilji — odparliśmy ich!
„Ilu ich padło? wie Pan! Dwóch padło naszych Palikarów, Kalkuris i Mikrulis.
„Zmarli dla Grecji, cieszcie się! Ci co giną dla narodu swego, nie giną, zostawiają piękne imię i odchodzą z chwałą!“
Przytomność to umysłu M. Botzarisa i jego szybka decyzja w działaniu zbawiły Grecję.

Jeden z bastionów miasta, dziś nosi jego imię, skromne świadectwo oddane jego wielkości! Maurocordarto, który zdobył wdzięczność całego kraju przez okazany w tej potrzebie hart ducha, wrócił wtedy do Peloponezu, gdzie go troskliwość rządu narodowego powołała. Zostawił Botzarisowi nominację na generała dowódcę Grecji zachodniej (géneral en chef). Sława tego rozmiaru byłaby upoiła człowieka o mniejszej wrodzonej skromności, ale ambicja jego, jeźli ją miał, „była poetyczniejszą“; nie jenerałem być, w duchu i czynie równać się Leonidasom starożytnym, w nowej epoce jak oni walczyć i ginąć bez innych zaszczytów, oto o czem marzył. W lecie r. 1823, Mustai pasza Skodry (właściwie Skutari europejskie w Albanji), wyruszył z Ilirji w celu rzucenia się na Missolonghi z Peloponezu, na czele armji złożonej z Guegów i Toksidów, najdzielniejszych plemion Albańskich. Historycy ich liczbę oznaczają na 30 do 40.000. Jego gwardja poprzedzająca, złożona z 14.000, przebyła w sierpniu Tesalię i kanton Agrafa, wszystko niszcząc w swym pochodzie i pustę po sobie zostawiając, i gruzy o wlokących się nad okolicą dymach pożarów. W tym to czasie hydra niezgody o mała nie przyprawiła o zgubę Missolonghi, bronionego tak strasznym wysiłkiem ludności. Nominacja Botzarisa wznieciła zawiść otaczających go dowódców o karłowatych ambicjach osobistych; nie mogli mu darować, że młodszy od nich dosłużył się wyższego stopnia, pragnęli

    celebrującego, który przez dwie godzin trzymał cztery palce wzniesionej prawej ręki wyprężone, a czwarty skulony jak przylepiony do dłoni, dla tego, że tak ręce błogosławią na starych ikonach. (Przyp. tłum.)

  1. Wielki odłam bomby wygrzebałem sam na cmentarzu Missolonghi i na koniu w worku podróżnym wioząc z trudnością po całym Peloponezie, przywiozłem aż do Rzymu i wreszcie do domu. (Przyp. tłum.)