Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 23b.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

swobodnie opuszczą miasto, a klucze potem oddane zostaną paszy.
Ta cyfra 300 rodzin oczywiście zmyślona dla wprowadzenia w błąd Turcczyna. Tydzień czasu wyznaczono Grekom dla wydalenia. Nastała chwila pokoju. Marko Botzaris, kochający prawdę, podobno sobie ten fałsz wyrzucał; starzy ludzie mówili mi, że wracając do Missolonghi, zakrył swe czoło, wołając: „O, ojczyzno moja! Ileż ofiar już mnie nie kosztowałaś? Trzebaż było i honor mój na twoją szalę rzucić?“
Pierwsze dni tego zawieszenia broni były dla Greków pełne okropności. Mijały długie godziny, posiłków nie było widać. Zdało się, że Grecja wyparła się Missolonghi. „Byliśmy w strasznej obawie, mówił mi stary ksiądz, co chwila zdało nam się, że te psy (inaczej nigdy nie zwał Muzułmanów) spostrzegą się na naszej słabości i wpadną, że nie przebaczą, żeśmy z nich zadrwili. Cóżbyśmy zrobili 300 przeciw 10.000?! Czas leciał z chyżością nieubłaganą, wypatrywaliśmy oczy na dalekich, falujących horyzontach, nic i nic, trzy okręty tureckie dobrze pilnowały. W kościołach nieustanne gromnice płonęły przed Panagijami; błagaliśmy niebios o noc ciemną i straszną burzę morską, wśród której majtkowie nasi, umiejący walczyć z rozpasanym żywiołem, mogli z okolic Hydry przeprawić się ku nam przez linię ich okrętów. Ale noce były ciche i gwiazdolite… morze jak kołyska śpiącego dziecięcia.“
Wreszcie czwartego dnia dopiero gwałtowny wiatr południowy zerwał się i okręty Turków z miejsc ich powyrzucał. Długim był krzyk radości, który dobył się z piersi broniących Missolonghi, gdy spostrzegli jednocześnie siedem białych masztów Hidrjockich, płynących ku sobie od Patrasu, kiedy okręty tureckie zagrożone wyźrelcami skał gęstych, z całym komicznym wysiłkiem, pełne wściekłości jęły chronić się przed burzą i płynąć z gwałtownym pośpiechem do Itaki.
Skoro te ustąpiły, flotylla grecka wylądowała na pomoc oblężonym, rzucając na brzeg siedmiu set ludzi pod wodzą Pietra Bey Mauromichalis[1]. W parę dni 15.000 nadpłynęło z Peloponezu. Odtąd była możliwość odporu (11. listopada). Omer Briones był rozpaczliwym świadkiem tej („Częstochowskiej!“) obrony. Wyperswadowano z łatwością temu niedołędze, że flotylla patraska zabrała właśnie owe trzysta rodzin z Missolonghi. To też (co za komiczny efekt!) posłał wróciwszy po klucze miasta. Marko Botzaris odrzekł słowami Leonidasa: „Jeżeli ich pragniesz, przyjdź je wziąć!“ — Nie zatrzymamy się długo nad bezskutecznymi szturmami Turków, ani nad ewolucjami, któremi odznaczyli się Helleni. Omer widząc, że siłą rady nie da, uciekł się do chytrości.

Bożego Narodzenia święta się zbliżały. Grecy odbywają je z gorącem nabożeństwem, które czasem przechodzi aż w zabobonność; zachowują do najmniejszych drobnostek wszelkie uświęcone zwyczaje i niesłychaną pompą rytuału otaczają te święta[2]. Sądził pasza, że przez tę noc wszy-

  1. Prawnuka jego, młodego konsula na Cyprze, pełnego zapału dla sztuki, archeologa i polonofila poznałem i zaprzyjaźniłem się z nim w podróży z Aleksandrji do Rodus. O zacnej tej rodzinie mówią Grecy, że jest starożytną jak skały jej ziemi. (Przyp. tłum.)
  2. Widziałem na wyspie Syra, gdzie mnie okręt odpłynął, na procesji rezurekcyjnej wielkanocnej biskupa