Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 20c.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dający, nie wiem czy go na koniu w worku moim dowiozę z kwiatami i liśćmi aż do domu. Odpłynąłem inną, mniejszą łódzką sam z Leonidasem, bo żeglarze nie chcieli mozolną drogą przeciw wiatrowi wracać, a trzeba było dogonić okręt płynący do Galaxidis. Popłynęliśmy wiec inną droga, bliższą, z małym żagielkiem, ale droga szła przez pełne morze. Siedziałem ledwie pomieszczon w łódce z Leonidasem, wiosłującym jak wielki wirtuoz, szamoczącym się z żywiołem niespokojnym z przekorą lwią, pełną pustej wesołości i wietrznością dzikiej mowy; składał i rozpinał żagielek w tę i ową stronę z zręcznością błyskawiczną. W środku drogi, dwie godzin zamiast jednej trwającej, morze zaczęło się dąsać, fale turkusowe o srebrnych grzywach w słońcu olśnione, poczęły od przeciwnej strony spinać się, wstecz nas popychając, lataliśmy jak szaleni po bezdennych przestrzeniach; nie zapomnę przeprawy w tej czarodziejskiej łupinie na wielkiej pełni morza! Wesoły nieco podchmielony Leonidas, co dopiero teraz dostrzegłem, zapewniał mnie o swej zręczności, żagiel jednak przechylał łódkę tak, że kraniec tuż nad falą jednem bryzgnięciem mógł być zalany. Wesoły wioślarz prawił mi w drodze tysiące facecji i jedną. Na muskularnem ręku kudłatem miał wymalowane i wypieczone dwie dziwne figury, jak mówił Venus i Amora, których sina ta malatura przedstawiała stojących przy sobie z serdecznym umizgiem, w powiewających draperiach, pod spodem napis Eros. (W ten sposób i pielgrzymom w Palestynie kładą też na ręce napis Jeruzalem, który jest nie do zmycia i zostaje na zawsze.) Młody Leonidas mówił mi inter cetera[1], że raz tylko się kochał, ale szalenie, że z tego powodu stracił i rodzinę i całe mienie, bo się miał dobrze. Jednak to było niczem wobec namiętności, co go trawiła dzień i noc, ile że przedmiot niegodny z niego się naigrawał i ciągnął marne zyski. „Dopiero, gdy mi ten znak na ręce wymalowano, w tejże chwili zostałem uzdrowiony, mówił, z tej przeklętej choroby, i dziś choć wiosłem zarabiam na życie, szczęśliwy jestem, że mnie minęła „ta febra“. Wiara w ten znak była u niego ślepa i tak zabobonnie charakterystyczna, że go mój mimowolny uśmiech uraził. Tak się mocując z falami, które ciągle rosły, z pomocą żagla tylko, dopłynęliśmy wreszcie do San Sostis. Morze wzrastało coraz bardziej i grzmot odległy zaryczał. Cztery godzin jeszcze czekałem na statek. Przed kilku domkami na dużych matach i sieciach nad morzem leżała swobodna grupa majtków, śpiewając i gwarząc wesoło. Kilka minut wystarczyło do podróżnej zażyłości, opowiadań i żartów. Rozciągnąłem się na matach i rad byłbym usnął, gdyby nie obawa o statek. Nad grupą majtków ujrzałem wtedy (i już senność przeszła) młodziutkie dziewczę, stojące w ciemnej sukience i robiące sieci z wielką szybkością i wdziękiem. O twarzy Korregiowskiej i czarnem oku jak węgiel płonącem, przypominała mi żywcem obraz św. Małgorzaty, piszącej rylcem, w kąciku galerji Drezdeńskiej umieszczony, z napisem: Schule des Corregio[2]. Była Corfjotką, wesoła i szczebiotliwa, o nieokreślonym wdzięku, mówiła ślicznym włoskim akcentem, jak wszyscy na Korfu. Wymówiła się w rozmowie, że jej żal, iż nie ma sukien męskich, bo najszczęśliwszą byłaby, gdyby mogła podróżować po świecie. Gdy jednak zrobiłem minę posłania Leonidasa po krawca, sposępniała, mówiąc, że matki swej opuścić nie może.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Inter cetera — między innymi.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Schule des Corregio. — Szkoła Corregia.