Strona:Bohaterowie Grecji (wycinki) page 17a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dni ci nieszczęśni przebłądzili w górach. Wreszcie, w skutek wdania się Botzarisa, skłonnego do łagodności, wdali się w to popi i u sądu Gerontów wyjednali im powrót w rodzinne strony. Ale okolica caluteńka nie chciała ich przyjąć, dokąd nie odznaczą się natomiast jakim czynem bohaterskim. Wtedy pięćdziesięciu tych ludzi rzuciło się z wściekłością w góry Tesprocji, rozbiło kilka oddziałów Kurschida, i wrócili radośnie do Suli, zmywszy w przekonaniu Selleidy popełnioną plamę w krwi wroga. Wdanie się Botzarisa na korzyść legji Timolasa świadczy, że nie sprzyjał spartańskości tyrańskiej tych ustaw Selleidy, że raczej obudzeniem stron szlachetnych w człowieku, niż zwierzęcym strachem przed karą rad byłby działał. Głównie oburzało go lekceważenie życia i indywidualności człowieka ze strony tych szorstkich sędziów, którzy od wieków ku temu w polu bitwy przywykli, wnieśli ten obyczaj i do domu, a nie mając praw pisanych, modulujących się z duchem czasu, dzierżyli je żelazną siłą tylko dziedzicząc je po ojcach w podaniu.
Oto dowód, jaką jest potęga tradycji. Nie było prawie występku, którego by doraźnie nie karano śmiercią, i zwykle też Suljoci nie czekając sądu Demogerontów (rady najstarszej), sami wymierzali sobie okrutną sprawiedliwość.
Pewien kapitan, przechodzący raz przez Parasuljotydę, spotyka trzodę baranów, wybiera najpiękniejszego, i wziąwszy na ramiona, odchodzi sobie bez żadnej ceremonji. Pasterz oburzony nadbiega, wszczyna się kłótnia, bójka, i nie byka za indyka, ale człowieka za barana tą razą bierze Nemezis, bo pasterz silniejszy ubił kapitana swą pałką.
Towarzysze kapitana porywają pastucha. Ten prosi o jedną łaskę: stawcie mnie przed Botzarisa! Dobrze. Napróżno Marko skłaniał ich do złagodzenia, przedstawiając, że ten człowiek bronił się od napaści. Odpowiedzieli, że odkąd Suli istnieje nie pamiętano, by śmierć kapitana zabitego inaczej była karana jak śmiercią.
Oto jak w kraju, co gniazdem wolności, wkrada się przesąd tworzący swawolę jednej klasy, a ta znosi niewidzialne zarody przyszłej niewoli. Marko otrzymał niemniej zwłokę wyroku. Skończyło się więzieniem. O północy bohater chcący go wybawić, zszedł do lochu, ofiarując mu worek pieniędzy. „Oto wartość twego barana, rzekł, nie sądzę cię winnym kary śmierci, boś walczył w twej obronie. Uchodź prędko, bo jutro moi żołnierze musieliby cię ścigać. Jeżeli cię złapią, za nic nie ręczę“. I dla pewności zlecił swemu Protopalikarowi (adiutantowi), by czas jakiś towarzyszył uchodzącemu.

(C. d. n.)