Strona:Autobiografia w listach (Eliza Orzeszkowa) 021.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gnięcia na siebie brutalnych przykrości i kar pieniężnych, przemówić po polsku na ojczystej ziemi w jakiemkolwiek innem miejscu, jak ściśle zwarte ściany domowe, lecz to, co napiszę po polsku, przeodziane w szatę innej mowy, roznosi się po szerokich przestrzeniach państwa i budzi zajęcie, sympatyę, nawet zapał. Jeżeli, jak mniemam, prowadzimy długi i ciężki proces historyczny, to chętne, niemal chciwe słuchanie mowy zamordowywanego, stanowi dość ważny dokument. Nie będę opisywała szczegółów; ale faktem jest, że wespół z Sienkiewiczem, po części z Konopnicką i Prusem, zajmujemy gorąco przekładami pism naszych szerokie koła publiczności rosyjskiej, od mistrzów ich piśmiennictwa do studentów i dzieci. To jest prawdą. Mam listy, pełne dziecinnej admiracyi, od gimnazistów i gimnazistek rosyjskich, otrzymuję też je od profesorów, pisarzy, wydawców najpoważniejszych dzienników, kobiet różnych sfer i wieków. Przysyłają mi stamtąd odezwy zbiorowe od redakcyj i stowarzyszeń, książki w kosztownych oprawach, znaczną ilość pism peryodycznych.
Jest to zapewne sława, ale jaka? Nie jestem tak ciemną, abym nie wiedziała, że są na ziemi stokroć większe, wobec których moja, to świeczka wobec słońca. Za wiele też mam chmur w sercu, aby sława, stokroć większa nawet, mogła mi wrócić słoneczną radość życia. Mam jeszcze w sobie głębokie poczucie marności, małości, znikomości wszystkich ziemskich zdobyczy i tryumfów. Wiem dobrze, ile we wszelkich popędach ludzkich jest owczego pędu i we wszelkich chórach głosów mówiących pacierz za panią matką. Wiem nakoniec, że znaczną część każdej sławy przypisać należy różnym trafom i ubocznym przyczynom, że ta próżnia, którą są komplementy, zwiększa ogromnie wagę każdej sławy.
Jednak, pomimo to wszystko, cieszę się, czasem namiętnie i prawie dziecinnie, czasem do rzęsistych łez cieszę się, gdy w listach, odezwach, studyach, ku mnie skierowanych, obok mego imienia, prawem naturalnej konieczności sprowadzone, brzmi inne imię...
Nie mnie, Polsko, nie mnie, ale imieniu Twojemu! zdeptanemu, oplwanemu, lub zapomnianemu przez świat imieniu Twojemu! A przez Ciebie i wielką krzywdę Twoją, sprawiedliwości, miłości i — Bogu!
Sienkiewicz, ten słowik wśród szczygłów, solista wśród śpiewaków, tworzących chór, gdzieś bardzo ładnie powiedział: „Sława ma tę wartość, że można ją złożyć u stóp kochanej kobiety“. Parafrazuję to określenie mego genialnego współtowarzysza pracy