Strona:Autobiografia w listach (Eliza Orzeszkowa) 018.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wają bez szkody moralnej, sprawiają mi uciechę, nie tyle przecież głęboką, aby mogła być trwałą. Mogę ją porównać do przyjemnej woni, która przylatuje z powiewem wiatru, sprawia przyjemność i z powiewem wiatru odlatuje. Pozostaje dłużej co innego, mianowicie: wzmocnienie wiary w siebie, w wartość swojej pracy. Chwieje się ta wiara we mnie często, im dłużej żyję coraz częściej, a gdy się zachwieje, pisać nie mogę. Wiem, że mam talent, ale w świetle większego nadeń wykształcenia umysłowego, maleje mi on często w sposób obudzający zniechęcenie.
Wobec mistrzów piśmiennictwa, których znam zblizka, czuję się żakiem albo karłem. Niezmiernie wrażliwa na piękności prac cudzych, po przeczytaniu niektórych opuszczam ręce, mówiąc sobie: „Nie godnam mieszkać w świątyni, mającej takich kapłanów!“ Naprzykład, zdarza mi się to po przeczytaniu (z pomiędzy współczesnych i polskich) prawie każdej powieści Sienkiewicza. Ogarnia mię wtedy melancholia, pęka główna sprężyna życia, przeszłość wydaje się chybioną, przyszłość pustą. Wtedy głos krzepiący i zachęcający jest mi niezmiernie potrzebnym i gdy przybywa pod postacią krytyki pochlebnej (byleby rozsądnej) wywiera na mnie wpływ dobroczynny. Podnoszę się sama w sobie, myślę, że jestem wprawdzie szczygłem, ale śpiewającym ładnie i potrzebnym w tym skrzydlatym chórze, który przypomina ludziom skrzydła i sfery wyższe nad ziemskie padoły i bagna.
Zresztą, na miarę powodzenia swego nietylko nie czuję się w prawie wyrzekać, ale owszem, znajduję, że jest bardzo znaczną. Zapytuje mię Pan: które powieści swoje poczytuję za najlepsze? Powiem naprzód, które zdobyły największy rozgłos. Pierwszą z takich była „Marta“ (r. 1873). Gdy wyszła w świat, wielki ruch stał się między niewiastami. Po raz pierwszy zaczęłam otrzymywać listy od nieznajomych, w których kobiety różnych położeń towarzyskich, zajęć i wieków dziękowały mi za tę książkę, prosiły o rady, wypowiadały różne swoje zamiary i entuzyazmy, którymi je ta książka natchnęła. Było podobno wiele takich, które, czytając ją, zalewały się łzami, uczuwały wielką trwogę przed przyszłością, rzucały się do nauki i pracy. Dużo później, w kilkanaście i dwadzieścia lat potem, spotykałam dość wiele kobiet poważnych i szanowanych, które z rozrzewnieniem mówiły mi, że pierwszą pobudką, która zwróciła je na drogę moralnego i umysłowego kształcenia się, było przeczytanie „Marty“. Mam piękny obraz, ofiarowany mi przez kobiety, pracujące w przemyśle warszawskim, z napisem: autorce „Marty“. To od kobiet.