Strona:Autobiografia w listach (Eliza Orzeszkowa) 017.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na łowić pióro, śmieję się, zrzucam go, powraca, gniewam się, wynoszę do sąsiedniego pokoju, zamykam drzwi mocno i znowu piszę. Pisząc, czuję że przekształcam rzeczywistość, dodaję, ujmuję, wymyślam; nic to, piszę ciągle, śpiesznie przełykam herbatę i piszę znowu, aż ręka bólem i zdrętwieniem stanowczo przerywa pisanie. Wtedy już noc głucha, ciemny dom podobny do grobu, jednak we mnie panuje dziwna radość, beznamiętna, spokojna, ale tak wielka, że nazywam ją szczęściem. Zarazem ciemność, w którą się wpatruję, w tej ciemności tentent zegara, hukanie sowy w ogrodzie, napełniają mię smutkiem niewypowiedzianym. Czasem z pocztowego gościńca dolatuje dzwonek, daleki zrazu, coraz bliższy i budzi we mnie tęsknotę, podobną tej, którą w dzieciństwie lały we umie muzyka, mgła, dzwony, las daleki. Przecież dziwną sprzecznością, smutna i tęskniąca, niewiedzieć za czem, nie przestaję czuć się szczęśliwą. Spoglądam na biurko, oświetlone lampą, na papier zapisany, myślę o tem, co na tym papierze będzie dalej, dalej... i nie oddałabym mojej ciszy grobowej i mego pisania za żadne zabawy i rozkosze świata.
Wtedy to poznałam i posiadłam tajemnicę jednoczesnego uczuwania smutku i szczęścia, która dotychczas jest moją własnością, ilekroć piszę. W porach, w których nie piszę, smutki przychodzą bez tej miłej kompanii, a zadowoleniu, choćby największemu, zawsze czegoś niedostaje.
O tyle przecież byłam silną, aby nie uderzyć czołem przed samą sobą, czuć potrzebę wzrastania i — wzrastać. Powieści i nowele moje z drugiego i trzeciego dziesiątka lat mojej drogi pisarskiej są nietylko lepsze, ale niejako inne od swych poprzedniczek. Lepiej skomponowane, ani rozwlekłe są już, ani w ujemnem znaczeniu tendencyjne. Oddawna już przestałam pisać des romans à thèse, ale tamte, początkowe, nie przestają oddawać późniejszym złych usług; wytworzyły w krytyce, a po części w publiczności, uprzedzenie.
Jeden z moich znajomych mawiał, że do każdego człowieka przylepić się musi w życiu jakiś plaster, którego żadnym sposobem zrzucić z siebie nie może. Do mnie, jako do autorki, przylepiło się oskarżenie o rozwlekłość i tendencyjność, a chociaż rana zgoiła się prawie całkowicie, — plaster trwa. Trwa, ale nie bardzo boli. Stosunek mój do krytyki jest takim: że ujemne martwią mię słabo i na krótko, dodatnie cieszą silnie, choć także na krótko. Wspominałam wyżej, że w dzieciństwie i młodości byłam próżną. Zostałam taką na zawsze: lubię pochwały. Nie uczyniłabym nic nieuczciwego dla ich zdobycia, lecz gdy przyby-