Strona:Świat R. I Nr 17 page 11 1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
O teatrze „wesołym” i „smutnym”.

Publiczność lubi teatr wesoły „bo życie jest aż nadto smutne“. A pogoda duszy jest koniecznym warunkiem fizycznego zdrowia. Ale tylko najszczersza część publiczności nie wstydzi się tego instynktu. Mniej szczera przepada wprawdzie za sztuką wesołą, ale jej nie uważa za sztukę.
Zanim pocznę mówić o teatrze, pozwolę sobie na uwagę, że życie nie jest „smutne“. Życie jest conajwyżej niedelikatne; to znaczy, że z lubością bije tego po fizyognomii, który z jakichkolwiek powodów cierpliwie to znosi. Są jednostki, mające pod tym względem bajeczny talent... fizyognomiczny. A nie potrzebują być wcale nędzarzami w ekonomicznem lub w podobnem znaczeniu tego słowa. Tylko mają duszę nastrojoną na „smutne życie“ i zależnie od stopnia kultury, zatrudnienia i innych mniej lub więcej zewnętrznych warunków narzekają na wysokie podatki lub na niewdzięczność dzieci, na powszechny zanik moralności albo na (czysto osobisty) podagrę... To są ludzie wzdychający szczerze i wyrzekający na „ciężkie życie“.
Tej „publiczności“ wszystko przebaczam. Oni czują, że „życie jest ciężkie“, ergo — ich życie jest ciężkie. Ale są inni, którzy tak samo wzdychają z „zasady“, a nie dlatego, że tak czują. Ja tym ludziom nie przebaczam ani jednego westchnienia. Bo nie uznaję żadnego kłamstwa (prócz pięknego, czyli sztuki).
To nie prawda, że człowiek „dobrze myślący“ powinien brać życie „poważnie“. Mamy, papy, nauczyciele — nie „wychowujcie“ biednych dziatek kłamliwą sentencyą o „poważności życia“. Bezprzecznie lepiej straszyć je kominiarzem. Bo o niewinności wszelkich kominiarzy przekonają się sami, jak tylko trochę podrosną. Ale kłamstwo o „poważnem“ życiu stanie się dla nich manią prześladowczą, zabobonnym strachem, paraliżującym na zawsze ich energię i wolę.