Strona:Świat R. I Nr 13 page 18 2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się ukochane istoty do rąk nieprzyjaciela, że nie będą znieważone. I w końcu okazało się, iż ani jeden tak się małodusznym nie znalazł, coby się cofnął przed dokonaniem tego okropnego postanowienia, wszyscy za koleją zabijali sobie blizkich, nieszczęśni, tak przyparci koniecznością, że pomordowanie żon i dzieci własnemi rękami za najmniejsze dla siebie zło uznać musieli. Nie posiadając się z bólu po spełnieniu tego, czując, że niegodziwie względem zabitych postąpią, jeśli bodaj czas krótki ich przeżyją, szybko cały swój dobytek na jedno zebrali miejsce, zapalili, następnie wybrali losem dziesięciu, którzy wszystkich uśmiercić mieli.“
I oto, że przerwę na chwilę bieg opowiadania tego, zginęło w tej chwili ostatnie dziewięćset pięćdziesiąt oblężonych, garść, która została po wygubieniu wielu setek tysięcy walczących i walecznych.
I pozostało już tylko dziesięciu. Ci dziesięciu, pomordowawszy wszystkich tych, którzy ich wybrali, „zaraz między sobą ciągnęli losy względem siebie samych“. W ten sposób miał pozostać jeden najostatniejszy, który musiał spełnić krwawy obowiązek podwójny, względem innych i względem siebie. „Ten, na którego padł los miał zabić pozostałych dziewięciu, a potem siebie. A tak sobie wzajem ufali, że każdy bez wahania spełniał postanowienie, czy to czynnie występując, czy biernie wykonaniu się poddając. I wszyscy do ostatniego podstawiali gardła, a ów jeden, ów ostatni, rzuciwszy jeszcze okiem na to mnóstwo pomordowanych, żali śród tej wielkiej rzezi taki nie został, co by potrzebował jego ręki, gdy ujrzał, że wszyscy już martwi, zapalił pałac królewski, pewną ręką przebił się mieczem i padł obok swych blizkich."