Chichoce na szczęście, ochotę i szał!
Ząbkami tak białemi!
Kiedy przypomnę ten jej śmiech,
Źle mi i pusto na ziemi,
Miłuję bo ją z całych sił,
Nic miłowania nie strzyma!
To niby potok z górnych skał,
Ustanku dlań już niema.
Z kamienia na kamień leci w głąb,
W przapaści tonie i w pianie,
I żeby stokroć skręcił kark,
W impecie nie ustanie.
Gdybym tych niebios panem był,
Jej bym i słońca krąg złoty
Jej bym i księżyc słał do stóp
I wszystkie gwiazd klejnoty.
Miłuję bo ją z całych sił,
Płomieniem, który mnie chłonie?
Czyli to żar piekielny już,
Czy wiecznych ogni tonie?
Urbanie, Ojcze święty mój,
Rozwiązań moc ci dana —
Ach wybaw mnie z piekielnych mąk
I z właści złej Szatana"!
Żałośnie Papież ręce wzniósł,
Żałośnie bardzo biada:
„Jodło! nieszczęsny z ciebie człek!
Na urok trudna rada.
Ten czart, co się Zezylią zwie,
A Venus u Auzonów,
To mocny czart — nie wyrwę cię
Z różowych jego szponów.
Twej duszy ceną płacić masz
Pragnienia żądz wszeteczne —
Przeklętyś jest, skazanyś jest
Na piekieł męki wieczne".
Pan Jodła wędruje tak szybko, aż mknie,
Piechotą, nie w złotej karocy —
Na górę Zezylii z powrotem się wspiął
Tak jakoś około północy.
A pani Zezylia zbudzona ze snu
Z łożnicy wyskoczy uprzejmie,
Białemi ramiony za szyję co tchu
Rycerza miłego obejmie.
Pan Jodła cicho do łoża szedł
Zdziewając szmaty odzieży,
Zezylia poszła do kuchni wnet
Zakrzątać się koło wieczerzy.
Daje polewkę, daje mu chleb.
Karmi go, poi do syta,
Zwikłany mu zczesuje włos
I słodko tak go pyta:
„Jodło, rycerzu miły mój,
Bardzoś mi długo nie wracał —
Gdzie też to bywał mój pan mąż?
W jakich się krajach obracał"?
„Zazulo, piękna żonko ma,
Byłem pomiędzy Auzony —
Wypadła droga mi na Rzym
I śpiesznie wróciłem w te strony.