Strona:Świat R. I Nr 13 page 15 1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mnie samemu zbrakłoby śmiałości, gdyby nie to, że pomysł, który mi przyszedł do głowy...
— O siódmej właśnie... i tak będę spóźniony...
— Sam pan go oceni i przekona się, że wszystko zeń można zrobić. Dramat, tragedyę, powieść, poemat...
— I mogę go już nie zastać...
— Trzy momenty panu tylko zaznaczę. Jeżeli pan się nie zapali do tego pomysłu, to nazwie mnie pan dudkiem, osłem, baranem, czem pan tylko będzie chciał.
To mówiąc usiadł.
— Panie, moment pierwszy: Stary, szlachecki dwór w kaliskiej gubernii (może być i w lubelskiej, to wszystko jedno). Ojciec umarł, matka niezaradna, syn młody, córka piękna. Ruina. Subhasta. Jutro ma przyjechać komornik. Rozpacz. Żadnego już ratunku. Żadnego. Co robić? Matka się modli, syn złorzeczy, córka łamie ręce. Białe, piękne ręce. W tem — ktoś zajeżdża przede dwór. Bryczka. Wysiada z niej nieznajomy człowiek. Kłania się grzecznie. Mówi, że słyszał, iż rodzina jest w potrzebie; że gotów przyjść z pomocą; że pożyczy, ile trzeba. To mówiąc, kładzie przed zdumioną rodziną dużą kopertę. Rodzina rzuca się na kopertę. Okrągłe sto tysięcy rubli samemi sturublówkami. Radość. Chcą podziękować. Nieznajomy już odjechał. — Moment pierwszy.
Młody, dystyngowany człowiek umilkł.
A ja?
Ja bąknąłem:
— To ciekawe...
Młody dystyngowany człowiek, już z miną dyskretnie tryumfującą, ciągnął:
— Moment drugi. Upływa lat dwa. Szczęście zapanowało we dworze. Matka ma się dobrze. Syn podróżuje po świecie. Córka wychodzi za mąż. Za sąsiada. Ten sąsiad jest arcybogatym i hrabią w dodatku. Wszyscy się cieszą. Syn wraca z podróży. Na ślub. Naraz...
— Wchodzi nieznajomy...
— Nie jeszcze. Naraz córka zapada na zdrowiu. Nagle ale gwałtownie. I gaśnie w oczach. Doktorzy. Konsylia. Nic. Umrze. Rozpacz. Wtem...
— Wchodzi nieznajomy...
— Wchodzi nieznajomy. I przynosi lekarstwo. Z Indyi lekarstwo. Prosi, żeby spróbować. Ryzyka przecież niema, bo chorą lekarze na śmierć skazali. Istotnie. Nie zaszkodzi. Młoda dziewica próbuje lekarstwa indyjskiego. Zaraz jej lepiej. Bierze jeszcze.. Lepiej. Trzy dni mija. Piękność wstaje z łóżka i idzie do ołtarza z arcybogatym hrabią.