Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lat szczęśliwszych, był dowodem, że tam o niej nie zapomniano.
Postawa przebiegłego Włocha, który bił czołem przed starą królową i z pokorą jej się do kolan kłaniał, Bonę więcej przestraszyła niż uwiodła. Czuła w nim nieprzyjaciela.
Nie odstąpiła ani na chwilę od synowej i nie bardzo się posłańcowi dała z nią rozmówić, sama natychmiast zwracając się ku temu, że w interesie córki Izabelli rada była Marsupinowi dać zlecenia.
— Spełnię je — odparł Włoch — chociażby listownie, gdyż na teraz, stosując się do rozkazów pana mojego, czas jakiś tu zatrzymać się będę musiał.
Bona zagryzła usta.
Marsupin odprawy zrozumieć nie chciał. Zwrócił się do Elżbiety, dając jej wiadomości o rodzeństwie, ojcu i wręczając listy jakie miał do niej.
Królowa młoda przyjęła je z radością, lecz nie rozpieczętowując za suknię włożyła.
Pytaniom nie było końca — lecz przytomność uparta Bony zmuszała Elżbietę i Włocha do ograniczenia się ogólnikami... otwarcie się rozmówić nie było podobna. Marsupin tylko wejrzeniem, oczyma dawał do zrozumienia, iż więcej przynosi, niż w tej chwili oddać może.
Nie okazał ani niesmaku, ani zakłopotania — udawał wesołego tak dobrze jak Bona.