Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już wytrzymać nie było można w mieście. Narzekał na kraj tak nieszczęśliwy, w którym przez ośm miesięcy najmniej marznąć było potrzeba.
Król odezwał się półgłosem.
— Signor Nicolo, błogosławić trzeba może chłód ten, jeżeli on nie dopuści szerzyć się morowemu powietrzu, o którem już słychać, a upały je zwiększają.
Catignani zbladł i przeżegnał się.
— Bóg nas od niego uchowa — szepnął.
Królowa stała milcząca, zagryzała usta, rzuciła kilka pytań i razem z doktorem wkrótce zabrała się do wyjścia.
Król odetchnął swobodniej; na resztę dnia mógł być spokojnym i zapewnionym, że burza nie nadejdzie. Jak poprzedzające, dzień ten cały upłynął na zabawach, które w owych czasach zwykły były zawsze towarzyszyć każdej większej uroczystości.
W podworcu zamkowym urządzono turnieje, chociaż przeraźliwy chłód, który zimę przypominał, postrojonym rycerzom i giermkom, paniom przypatrującym się z galeryi, dokuczał mocno.
Królowa Bona pokazywała się mało; chciano wyczytać z jej twarzy co czuła i zamierzała, lecz po gwałtownym wybuchu trzymała się na wodzy. Gamrat i inni zaklinali ją, aby przy obcych nie objawiała tak jawnie niechęci dla