Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czątku słaby, stawał się żywszym z każdą chwilą. Na podworcach zamkowych, pomimo przejmującego chłodu, gotowano plac do turniejów, wysypując go piaskiem, bijąc koły, okrążając go łańcuchami i sznurami.
Do starego króla poczęli się zjeżdżać senatorowie, dla odprawienia co pilniejszem było nimby się rozpoczęły zabawy, igrzyska i przyjmowanie cudzoziemskich gości
Król Zygmunt po stoczonym wczoraj boju z żoną, spocząwszy mało co, wstał znużony, spodziewając się przy pierwszej zręczności nowego wybuchu. Nic go tak nie dręczyło jak te starcia krzykliwe, gwałtowne, które godności jego uwłaczały.
Postanowił też unikać spotkania z Boną.
Zwykle dowiadywała się ona o zdrowie męża gdy wstawał. Dnia tego nie spodziewał się jej Zygmunt, gdy drzwi się otworzyły, Bona weszła, z twarzą pofałdowaną, zmęczona, dumna, ale na oko spokojna. Za nią kroczył tuż Catignani, co zapobiegało kłótni. Król odetchnął swobodniej.
— Daj mi siły jeźli możesz — rzekł do Włocha — widzisz że ich potrzebuję. Człowiek zarówno, niestety, potrzebuje ich do zniesienia boleści i do podołania szczęściu. Mnie już i zabawa cięży.
Catignani wybuchnął narzekaniem na chłód majowy, naówczas gdy we Florencyi od skwaru