Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poganin jest z nami. Kolą nam tem oczy, że z nim się tajemnie znosimy.
Oburzyła się królowa tym zarzutem.
— Głupi tylko ludzie mogą mi to mieć za złe — wykrzyknęła. — W polityce nie ma pogan ani chrześcian, są tylko sprzymierzeńcy i wrogowie!
Gamrat zdawał się być tegoż samego zdania, bo nie zaprzeczał.
— W tych dniach Greka się spodziewam, którego mi wysłać obiecano — dodała królowa. — Przekupię go aby stanęli po stronie Izabelli i Węgrów sobie wydrzeć nie dali. Francuz wyjechał czy nie z listami memi do Paryża?
Arcybiskup głową potrząsnął.
— Niepodobna go było odprawić — rzekł pocichu. — Treść listów trzeba dobrze rozważyć.
— Ale właśnie teraz — dodała królowa — wśród tego przeklętego zamętu weselnego, niepostrzeżenie najłatwiej było wysłać je.
Pomyślcie o tem.
— Turnieje i zabawy potrwają jeszcze dni kilka — odezwał się Gamrat. — Czas mamy. Stary król zdaje się bawić niemi.
— On? — rozśmiała się Bona — zmęczony jest straszliwie — ale to czyni dla nienawistnej tej Niemki. Sądzi, że jej tą świetnością oczy zakryje, aby nie dostrzegła jak ją tu nienawidzą wszyscy.