Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Taką panią w domu posadzić byłoby się czem pochwalić.
— Alem słyszał — przerwał kupiec — jakoby młody król się też do niej zalecał?
Petrkowi nie czyniło najmniejszej przykrości przyznać się do tego. Rozśmiał się.
— No to co? — spytał. — Młody król żeni się z piękną i młodą królową, będzie więc musiał Włoszkę pożegnać. Na to czekam i rachuję.
Kupiec przyjął wyznanie z wyrazem współczucia.
— Można wam będzie powinszować — odparł. — Uważałem ją wczoraj, przypatrywałem się pilno: piękna, młoda, pełna uroku, a król przecie o niej i o jej mężu pewnie będzie pamiętał.
— To się rozumie — rzekł Dudycz, choć ja na to nie rachuję wiele. Stanie mnie na zaspokojenie wszystkich fantazyj jej, bylem się ręki dobił.
— Sądzicie, że wam to teraz przyjdzie bez trudności? — zapytał Włoch niepomiernie ciekawy.
Petrek dziwnie głową zaczął kręcić.
— Ale, ale! — rzekł zwolna — nie tak to łatwo jak się zdaje... Włoszka wysoko patrzy, a co gorzej, starej królowej ona potrzebna, więc ją niełatwo puści.
— Potrzebna? na co? — badał Weneta.