Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/037

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

August czekał, aby się jaśniej wytłómaczyła.
— Naznaczone będą panny do dworu młodej królowej — rzekła — ja muszę być w ich liczbie, być przy niej i stać na straży...
August ramionami poruszył.
— Abyś siebie i mnie swoją niecierpliwością zdradziła — zawołał — co za myśl dziwna! Stałabyś się niewolnicą...
— Wolę to, niż stać zdaleka, nic nie widzieć i zagryzać się domysłami — rzekła Dżemma.
— Ja o to królowej prosić nie mogę — odezwał się August — wątpię, ażebyś ty potrafiła, a matka moja nigdy na tę myśl nie wpadnie.
— Nie wiem kto i nie wiem jak się to ma zrobić — odezwała się Dżemma — ale wiem, ja tego chcę, pragnę, że wszystkom uczynić gotowa, aby się to stało i stać się musi.
Nogami uderzyła w podłogę, śliczne oczy jej spojrzały ogniście...
— Ja się zamęczę domysłami, ja roić będę... i łzami się zalewać — mówiła znowu. — Będąc przy niej, będę patrzyła, będę się poiła trucizną, ale ona nigdy tak gorzką być nie może, jak moje marzenia. Któż wie, przy boku królowej potrafię może odstręczyć was od niej.
— Ja jej nie kocham, Dżemmo — rzekł August spokojnie — wiesz o tem...
— Ale ona o twą miłość starać się musi i będzie, temu ja chcę przeszkadzać...