Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

laskę swą białą do góry i po kilkakroć uderzał nią silnie o ziemię — cisza powoli wracała.
Biały właśnie przystąpił do pana z doniesieniem, ale Kmita nic posłyszeć nie mógł. Nakazano uciszyć się wrzawie.
Dudycz naówczas mógł wyraźnie rozmowę usłyszeć.
— Dworzanin przybył z Krakowa od starej królowej — odezwał się.
Namarszczył się Kmita.
— Aż tu? — krzyknął — potrzeba mu było mnie gonić? Nie mógł to czekać w Wiśniczu?
— Pono miał takie rozkazy — rzekł Biały.
— Czegoż to stare babsko chce odemnie? — zapytał pogardliwie marszałek. — Spokojnie chwili usiedzieć jej trudno.
Coście z tym posłańcem zrobili? kto on taki? — zapytał Kmita.
— Dworzanin starego pana, Dudycz, stary też.
Marszczył się Kmita.
— Dać go było na folwark gdzie, aby mnie tu nie podpatrywał. Pyski mają rozpuszczone sługi królewskie.
— Schowałem go do kąta, zmęczony jest — dodał Biały — nie macie się miłość wasza co troszczyć o to. Rad że spocznie.
— A list królowej? — kwaśno zapytał na pół podnosząc się Kmita.