Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom I.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

natychmiast po jej przyjeździe, a pociągnąć długo nie mogła, bo Bona powoli działać nie umiała... Król był stary i coraz słabszy... Nie taił przed sobą, że ciernistą miał do przebycia drogę; ale gdy spojrzał zdala na to cudo piękności, które miało być trudów nagrodą i powiedział sobie: Będzie moją!... żadna ofiara nie zdała mu się za wielką.
Wszyscy mieli Dudycza za bardzo ograniczonego człowieka; trudna i niezgrabna jak on sam mowa, jeszcze mocniej przekonanie to utwierdzała — żartowano sobie niemal z jego głupoty. On sam nigdy się za bardzo rozumnego nie miał, ale czuł że teraz jakaś gorączka, na pół ambicyi, pół miłości, nadawała mu siły i rozum jakich nie miał nigdy.
Patrzał na ludzi i zdawało mu się, że ich na wskróś widział i rozumiał, obmyślał plany i czuł że nie były najgorsze. Nie odznaczały się one wymysłami zbyt skomplikowanemi, proste były niezmiernie, lecz znajomość pospolitej natury człowieka służyła im za podstawę. To pewne, że kto na słabości ludzkie, miłość własną i próżność, chciwość, pragnienie zemsty itp. rachuje, ten się rzadko myli.
Dudycz też nie był teraz tak głupim, jak go sądzono.
Parę razy pokazał się przy dworze starego króla, do którego zawsze jeszcze się liczył, na-