Zostań mi wierną, stara odzieży!
Wszakżeśmy z sobą starzeli w parze;
Już rok dziewiąty wspólnie nam bieży,
Niech takiej sztuki Sokrat dokaże!
Bądźże wytrwałą, — choć czas i mole
Grożą zniszczeniem, nie troszcz się o to;
Filozoficznie znoś swoją dolę,
Ty mię nie rzucaj, stara kapoto!
Musisz pamiętać tę słodką chwilę,
Gdym cię raz pierwszy przywdział wspaniale,
Kiedy prawdziwych przyjaciół tyle
Śpiewało pieśni ku twojej chwale.
Dziś, choć straciłaś swą barwę czarną,
Bracia nie wzgardzą naszą lichotą,
Po staroświecku do serc przygarną.
Ty mię nie rzucaj, stara kapoto!
Wszak pomnisz wiosny naszej poranki?
Wszak cenisz wspólne wspomnienia nasze?
Gdym się wyrywał z objęć kochanki,
Ona-ć oddarła sute karwasze.
Musisz pamiętać to dziewczę młode,
Jak się rumieniąc z miłą prostotą,
Drobnemi ściegi naprawia szkodę...
Ty mię nie rzucaj, stara kapoto!
Czyż drogiej ambry zbytkowną wonią
Splamiłem ciebie przez mnogie lata?
Czy tam, gdzie trzosem na ciżbę dzwonią,
Sponiewierałem u ścian magnata?
Nie chciałem ciebie, Pan Bóg mi świadkiem,
Zdobić we wstęgi albo we złoto;
Ty byłaś dumna polowym kwiatkiem,
Ty mię nie rzucaj, stara kapoto!
Przebywszy razem słoty, pogody,
Takie boleści, takie rozkosze,
Nie dziw, że zginął nasz połysk młody,
Że przyszło wkońcu spłowieć po trosze.
Dziś przysypanych zimy szarugą
Smutne przeczucia wspólnie nas gniotą.
Służ mi do trumny — czekać nie długo.
Ty mię nie rzucaj, stara kapoto!