Przejdź do zawartości

Siostry bliźniaczki/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Siostry bliźniaczki
Podtytuł Powieść
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1896
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.

— Nie — odrzekł hrabia.
— To źle — rzekł lekarz — bo chociaż mam nadzieję powrócić panu mowę, lecz ostatecznie życie nasze zależy od Boga. Czy chcesz pan, bym wezwał notaryusza?:
— Nie — odrzekł wzrok hrabiego.
— Więc może kogo z rodziny?
— Tak.
— Kogo mianowicie?
— Ja wiem kogo — wtrącił Piotr Renaud, spoglądając na swego pana — księdza d’Areynes, wikaryusza od św. Ambrożego.
Hrabia, uszczęśliwiony, widząc się zrozumianym, wyraził swą radość we wzroku.
— Masz słuszność — rzekł lekarz, — hrabia o nim myślał, ale ksiądz d’Areynes przebywa w Paryżu. Nie możemy ani pisać ani telegrafować do niego, gdyż prusacy zajęli wszystkie stacye pocztowe i telegraficzne. Cała armia niemiecka idzie na Paryż i uniemożliwia wszelką komunikacyę.
Hrabia utkwił wzrok w Rajmunda,
— Rozumiem — zawołał Schloss, podchodząc do łóżka. — Ani list, ani depesza nie dojdzie, ale człowiek może przedrzeć się przez hordy niemieckie, nim zdążą podejść do Paryża. Ja będę tym posłańcem. Wzrok hrabiego zajaśniał radością.
Nie napróżno rachował na swego sługę wiernego.
— Uczyniłbyś to! — zawołał lekarz, zdziwiony tak wielką odwagą.
— Przynajmniej będę próbował i wiem, że mi się powiedzie. Niemcy zajmują wprawdzie wszystkie większe drogi, ale ja, który przez długi czas byłem kolporterem, znam najmniejsze nawet ścieżki, o których oni nigdy nie słyszeli. Zanim objąłem u hrabiego obowiązki strzelca, przeszło dwadzieścia razy odbywałem z Fenestranges do Paryża podróż pieszo, ze strzelbą na ramieniu. Wiem, że niemcy są przezorni, ale ja będę przezorniejszym od nich.
— Przypuśćmy, że uda ci się przedrzeć do Paryża, ale jak wrócisz?
— Nie wiem jeszcze, ale mam nadzieję, że ksiądz d’Areynes dopomoże mi. Zresztą jeszcze żyją francuzi. Każde miasto, każda wieś bronić się będzie; będą utrudniać niemcom pochód wszelkiemi środkami; gdy zabraknie broni palnej, pochwycą kosy i widły, jak r. 1814-ym. Toć wtedy sami włościanie tylko przez trzy miesiące powstrzymywali pochód sprzymierzonych. I dziś to samo będzie.
Pertuiset, nie podzielając zapału Rajmunda, dumnie pochylił głowę.
— Kiedy myślisz puścić się w drogę? — zapytał.
— Nie należy zwlekać ani chwili — zawołał Piotr Renaud. — Każda minuta jest droga. Wszak prawda, panie hrabio?
Powieki paralityka podniosły się i opadły potwierdzająco.
— Natychmiast nie można — odrzekł strzelec. — Mam pewien plan, ale mogę wykonać go przed nocą. Mam wzrok doskonały i podczas najgłębszej ciemności widzę jak kot lub sowa. W nocy więcej zrobię drogi, niż w dzień. Pragnę tylko, bym choć na parę godzin wyprzedzić mógł pochód armii pruskiej.
P. d’Areynes poruszył powiekami, który to ruch strzelec wytłumaczył sobie:
— Rajmund wie najlepiej jak postąpić... Rachuję na niego... On da sobie radę.
— Ma pan hrabia słuszność — rzekł wzruszony sługa. — Może pan ufać mi. — Chętnie ostatnią kroplę krwi oddam za pana. — Doktór ocali panu życie, powróci mowę i gdy powrócę, zastanę pana zdrowym.
Hrabia był tak wzruszony, że z osłabienia zamknął oczy,
— Chodźmy ztąd — rzekł lekarz — gdyż hrabia potrzebuje spocząć.
Wyszli do pokoju sąsiedniego.
— Nie będę ukrywał przed wami — mówił Pertuiset — iż stan hrabiego jest bardzo groźnym. Nie wiem na jak długo uda mi się przeciągnąć jego życie, spiesz się więc Rajmundzie, bo kto wie, po powrocie nie zastaniesz zamku w żałobie.
— Ach! panie doktorze, niech pan używa wszelkich środków — odrzekł strzelec. — Potrzeba mi tylko dziesięć dni.
— Nie ręczę.
Po tej rozmowie, lekarz udał się do hrabiego, Rajmund zać zeszedł na dół, do pokoju, w którym spoczywał oficer niemiecki.
Ranny bredził ciągle w gorączce.
— Idź teraz na śniadanie — rzekł Rajmund do lokaja, czuwającego nad chorym. — Ja cię zastąpię tymczasem, a po śniadaniu przyjdź znowu.
Gdy pozostał sam i sprawdził, że oficer jest nieprzytomnym, rozejrzał się po pokoju.
Na szezlongu leżał mundur porucznika, pokryty pyłem i zbroczony krwią, nieco dalej w nieładzie rzucone były inne części uniformu i broń.
Rajmund brał je z kolei w ręce i przyglądał się im.
Znalezione w kieszeni pieniądze przeliczył i położył na dawne miejsce, lecz gdy zobaczył zapieczętowaną kopertę, z napisem w języku niemieckim: „Służba sztabu głównego“, pospiesznie ukrył ją w kieszeni własnej.
— Mam już pasport! — pomyślał.
Poczem usiadł przy rannym, oparł głowę na dłoni i zamyślił się.
Wejście doktora Pertuiset wyrwało go z zadumy.
Stan chorego z każdą chwilą stawał się groźniejszym, gorączka wzrosła do rozmiarów zatrważających.
Ranny konwulsyjnie rzucał się na posłaniu, skurczona twarz jego na przemian wyrażała cierpienie lub gniew, krwią nabiegłe oczy występowały z orbit.
Lekarz przyjrzał mu się — i rzekł do Rajmunda.
— Ten oficer jest zgubiony.
— Jak długo może pożyć?
— Najwyżej jedną dobę.
— Co pan doktór wtedy uczyni?
— Zawiadomię dowódcę oddziału, kwaterującego w Fenestranges.
— I co będzie dalej?
— Wojskowe władze niemieckie po załatwieniu formalności administracyjnych, pochowają ciało na cmentarzu wiejskim.
— Jak pan doktór sądzi, czy upomną się o jego mundur i broń?
— Naturalnie. Dlaczego zapytujesz o to?
— Bo mam ochotę zabrać je, aby ułatwić sobie przejście przez placówki niemieckie.
— Wspaniała myśl; wierzę, że ci się uda.
— Ale czem pan doktór usprawiedliwi zniknięcie munduru i broni?
— Nie wiem jeszcze. Może Bóg natchnie mnie jaką myślą.
Rajmund Schloss, nadleśny hrabiego Emanuela d’Areynes, liczący lat trzydzieści pięć, urodzony w Fenestranges, był synem włościanina, dzierżawcy fermy hrabiego i do siedmnastego roku życia nie przestąpił nogą po zagranice rodzinnej wioski.
Ale będąc inteligentnym i z natury wielce ruchliwym, nadto pałając żądzą zwiedzenia kraju, został następnie kolporterem i ze skrzynką na plecach, napełnioną różnemi drobnemi towarami, w ośmnastym roku życia odbył pierwszą swą podróż po Francyi.
Powołany w dwudziestym pierwszym roku do spisu wojskowego, wyciągnął numer wysoki, który uwolnił go od służby w armii.
W kilka lat później, odziedziczywszy po śmierci rodziców szczupły mająteczek, osiadł w Fenestranges, a ponieważ spokojna praca na roli nie bardzo mu smakowała, a z drugiej strony nęciło swobodne życie, ze strzelbą na ramieniu, więc przyjął u hrabiego posadę strzelca, z której następnie awansował na nadleśnego.
Lasy należące do dóbr hrabiego były obszerne i Rajmund znał je doskonale.
Hrabia lubił go za jego energię, charakter prawy i przywiązanie do Francji, a za życzliwość tę odpłacał mu Schloss poświęceniem bez granic. Dał tego dowód postanowieniem przedarcia się przez wojska niemieckie, w celu sprowadzenia z Paryża księdza d’Areynes, bratańca hrabiego.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.