Przejdź do zawartości

Seged

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Powieści
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


SEGED.
PRZEŁOŻENIE Z FRANCUZKIEGO.

Monarcha udzielny wielu narodów, pan źródeł Nilu Seged, po siedemnastym roku panowania swojego, tak do siebie mówił : Skończone są prace twoje o Segedzie! zgnębiłeś nieprzyjaciół, podbiłeś pod moc i jarzmo twoje sąsiedzkie narody, uskromiłeś buntowników, zbogaciłeś poddanych, opasałeś twierdzami granice, wspaniałemi gmachy ozdobiłeś miasta, drżą na imie twoje sąsiedzi, kochają cię poddani twoi : użyj szczęścia, i po tylu pracach odpocznij rozkosznie. Postanowił zatem odłożyć dziesięć dni w roku na to tylko jedynie, aby odrzuciwszy wszystkie sprawy, jak najprzyjemniejszych używał zabaw. Kazał więc w całem państwie swojem szukać miejsca najrozkoszniejszego, gdzieby mógł owe dziesięć dni przepędzać. Znaleziono na jeziorze Dumbia wyspę, która zawierała w sobie to wszystko, na co się przyrodzenie zdobyć może. Uwiadomiony o tem Seged, zwołał Architektów, i kazał im, aby się do tej wyspy udali, wystawili pałac jak najwspanialszy, zasadzili ogrody wyborne; zgoła udziałali wszystko z jak najwytworniejszym kształtem i wspaniałością. Dano niezmierne skarby, nie kazał bowiem żadnego czynić oszczędzenia. Chcąc tym większe mieć ukontentowanie, postanowił u siebie dopiero wtenczas owę rozkoszną wyspę odwiedzić, kiedy wszystkie i gmachy i kształcenia gotowe będą; więc za przybyciem miał mieć użycie i zadziwienie. Gdy wszystko już było w gotowości, dano o tem znać Segedowi : on zaś chcąc powiększyć ukontentowanie, wyznaczył na podróż z sobą najrozumniejsze, najgrzeczniejsze i najkształtniejsze osoby płci obojej. Wyjechał zatem, a rozżarzona imaginacya tak dalece ukształcała mu owo miejsce rozkoszne, iż gdy do wyspy przybył, nietakie jej były wdzięki, jak on mniemał; gmachów wspaniałość, nietaka jak chciał; ogrody nietakie, jak o nich trzymał. Kazał więc przywołać Architektów, zgromił ich, iż zadosyć woli jego nie uczynili: a że go to w zły humor wprowadziło, nie przypuścił do siebie nikogo, i tak się zakończył dzień pierwszy.
Nazajutrz obudził się z bólem głowy, całą noc albowiem o tem myślał, od czego zabawy zacząć; a że wszystko, czegokolwiek pragnąć mógł, było na pogotowiu, gdy się do jednych zabaw nakłaniał, drugie opuszczać żal mu było. W tej więc około południa zostając niespokojności, zwołał radę : zdania były rozmaite, rada zaś tak długo trwała, iż gdy chciał wyjść z pałacu, postrzegł, że słońce zachodziło : wrócił się więc z gniewem, i tak się zakończył dzień drugi.
Kiedy się obudził trzeciego dnia, deszcz padał, a właśnie ułożył był dawać illuminacyą : złorzeczył więc i słońcu i dniowi i chmurom : a że i chmury po tym gniewie pańskim nie zeszły, i słońce po tym gniewie pańskim nie zajaśniało, i mimo gniew pański deszcz coraz rzęsistszy padał; kazał powiedzieć, iż się na pokojach nie pokaże, i tak się skończył dzień trzeci.
Nazajutrz po przebudzeniu postrzegł Seged, iż dzień był jasny, pogodny : kazał więc zaprosić towarzyszów podróży na pokoje; a gdy się zeszli, wyszedł z wesołą twarzą i rzekł : Przyjaciele! dziś się będziemy cieszyć do sytości; bawmy się więc, śmiejmy się, żartujmy, niech ten dzień będzie najmilszym życia naszego. Przyrzekli zatem wszyscy, iż się będą sowicie cieszyć; ale jak na nieszczęście i przed obiadem i przy obiedzie i po obiedzie, im więcej zalecał Seged, żeby się bawili, tym bardziej jakowaś nudność wszystkich opanowała. Jaki taki odezwał się, iż coś śmiesznego powie : powiedział, i nikt się nie śmiał. Damy wachlarzami, chustkami kawalerowie zasłaniali ziewania : do tego nakoniec przyszło, iż ledwo nie z płaczem poszedł spać Seged, i lak się skończył dzień czwarty.
Wyznaczona była piątego przechadzka na jeziorze, a po niej wspaniały fajerwerk. Wsiedli więc po obiedzie w łodzie wspaniałe i kształtne, ale zdało się Segedowi, że nie dosyć były obszerne. Niektóre z dam, mniej przyzwyczajone do żeglugi, ckliwość uczuły, jednej się zdało, iż postrzegła krokodyla, i zaczęła mdleć; trzeba więc było przybijać do lądu przed czasem wyznaczonym; a że Seged rozkazał, iż skoro się wróci, miano zapalić fajerwerk; że był jeszcze dzień, źle się wydały ognie, zatem szedł do siebie i tak się skończył dzień piąty.
Już była połowa szóstego dnia przeszła, a Seged dziwował się, iż mimo tyle starań, wydatków i usiłowania, przecież się nie bawił. Postanowił więc u siebie ten dzień z jak największą okazałością przepędzić. Oblókł się więc w kosztowne szaty, i zasiadłszy na tronie, przypuścił wszystkich do oglądania oblicza swojego, i rzekł : dziś ja chcę, iżbyście poznali i dobroć i szczodrobliwość moję. Zaprowadzeni do gmachu wspaniałego towarzysze podróży Segeda, zastali na stołach rozsławione wspaniałe dary, nad każdym wyrażone było nazwisko tego, który je brać miał. Przyszli potem na pokoje monarchy, ale marszałek wielki nieco ponury : zdało mu się albowiem, iż roztruchan złoty, który się podskarbiemu dostał, był nieco ważniejszym, niż jego. Ochmistrzynią królewny obchodziły rubinowe zausznice, dane żonie wielkiego Łowczego, a jej tylko były szmaragdowe, i nie o trzech gruszkach. Kanclerz wielki wziąłci prawda pugilares w dyamentach; sekretarza wielkiego, lubo nie tak bogaty, był z portretem królewskim. Chociaż się więc wszyscy, gdy zeszli na pokoje, przymuszali do radości, poznał Seged, iż byli urażeni; porzucił zatem zgromadzenie, i tak się skończył dzień szósty.
Po przebudzeniu, dnia następującego myślał Seged, jakby się lepiej bawić, niż przed tem, i zdało mu się, iż dla tego źle przeszedł dzień wczorajszy, iż używając wspaniałości monarszej, zraził współtowarzyszów, i odjął im śmiałość. Postanowił więc przez ten dzień cały pospolitować się ze wszystkimi, tak jakby był im rówien. Ucieszyła go wielce ta myśl, i kazał ogłosić, iż przez ten dzień będzie wszystkim wolny do niego przystęp. Skoro więc ukazał się na pokojach, zastał ścisk wielki, a widząc, iż się mało kto na niego patrzał, nie w smak mu to poszło. Gdy pora obiadowa przyszła, obrał sobie ostatnie miejsce u trzeciego stołu; a tak dalece zachowali łaskę monarchy stołownicy, iż mu się prawie nic jeść nie dostało. Po długo przeciągnionym obiedzie poszli wszyscy do ogrodów : rozmaite muzyki grały, przysmaków, win jak najwyborniejszych obficie dodawano. Rozgrzani trunkiem, cieszyli się wszyscy i tańce zaczęło, ale gdy zmierzchać zaczynało, owa rozhukana zgraja, stała się niespokojną i swarliwą, przyszło do bitwy, a tak dobrze, iż z pobitem okiem Seged się wymknął, i tak się skończył dzień siódmy.
Po wczorajszych trudach odpocząwszy Seged, postanowił się bawić dowcipnie i rozumnemi zabawami : zwołano mędrców. Gdy przyszli, zaniemieli, jak gdyby im kto usta zawiązał. Przypisując monarcha milczenie skromności, rzekł : odłóżcie bojaźń na stronę, a użyczcie mi skarbów mądrości waszej. Zaczął zatem prezydent akademji oracyą, i gdy po trzech kwadransach, przyszedł do probacyi drugiego paragrafu pierwszej części, a jeszcze dwie części zostawały, dano znać do obiadu. Odetchnął Seged; jedli mędrcy żwawo, a gdy wielbiciele wstrzemięźliwości zaczęli wypróżniać puhary i czasze, rzekł w sobie : wino ich wymowniejszymi uczyni; i uczyniło. Zaczęła się dysputa, każdy zdanie swoje utrzymywał żwawo, po argumentach nastąpiły przymówki, po przymówkach złorzeczenia, po złorzeczeniach byłoby jeszcze do czegoś gorszego przyszło, gdyby Seged nie kazał mędrcom pójść precz, i tak się skończył dzień ósmy.
Gdy się nazajutrz przebudził Seged, przyszedł do niego ten, który zawiadywał teatrami, oznajmując, iż czekają i muzykanci i aktorowie i tanecznicy, rychło im się popisywać każe. Ucieszyło to Segeda, ile że już wcale nie wiedział, jak się bawić. Kazał więc, żeby zaraz po obiedzie grano jak najwyborniejsze koncerta, i ażeby cokolwiek było muzykantów, wszyscy stawili się do grania. Komedya żeby była nowa, a bardzo ucieszna, balety i przyozdobienia teatru, jakich jeszcze nie widziano.
Po obiedzie gdy otworzono drzwi pobliższej sali, dał się słyszeć grzmotny odgłos kilkaset muzykantów. Zaczęli się więc słuchacze po cichu skarżyć na zbytnią przeraźliwość. Postrzegł to Seged, kazał skończyć koncert, i szedł na komedyą. Autorowi sprzyjał podskarbi wielki, a koniuszy nieprzyjaciel podskarbiego, namówił swoich partyzantów, iż gdy podskarbińscy zaczną aplaudować i w ręce klaskać, oni natenczas będą nogami tupać. Podskarbi był stary, koniuszy młody, poszły damy za koniuszym, król za wielością głosów, i nie dokończono komedyi. W balecie przestraszyły błyskawice młodszą królewnę; kazał król żeby była pogoda; musiał więc Pluton z Prozerpiną i z furyami skakać na polach Elizejskich, a gdy to rozśmieszyło patrzących, rozgniewało Segeda, i tak się skończył dzień dziewiąty.
Już tylko dzień jeden zostawał do zabawy. Najmilsza Segedowi, a dawno ukochana Amida znajdowała się w jego towarzystwie. Umyślił więc cały ten dzień jej oddać. Jakoż przygotowania były uczynione na obiad wyborny, koncert, illuminacye, fajerwerk i bal w pałacu ogrodowym. Zajaśniał ten dzień, i na gotowalni zastała Amida niezmierną moc klejnotów, między innemi niezwyczajnej wielkości dyamenty otaczały noszenie, wśród którego był portret Segeda. Gdy więc przyszedł, zastał ją w blasku darów swoich. W oczach jego ucałowała portret, mówiąc : iż reszta zdawała się jej być prostemi kamieniami. Rozrzewniony takowem oświadczeniem, posadził ją u stołu na pierwszem miejscu. Cyfry Amidy ukazywały się wszędzie, w koncercie jej pochwały śpiewano i grano, w fajerwerku jej się imie paliło, taniec pierwszy z nią zaczął. Gdy już było późno w noc, wyszła Amida do najrozkoszniejszego z pałacyków ogrodowych, postrzegł jej wyjście Seged i skrytemi ścieżkami szedł tam, gdzie ją znaleźć mniemał. Bieżąc z niecierpliwością usłyszał głos, stanął natychmiast i poznawszy, iż był Amidy, te słowa słyszeć mu przyszło : najukochańszy Zelmirze! (byłto odźwierny) ach czemuż los nie uczynił Segeda odźwiernym, a Zelmira monarchą. Zdrętwiał na te wyrazy, i porzuciwszy ogród wyszedł w pole pełen żalu i rozpaczy. Błądząc po nocy spotkał Safara, niegdyś swojego nauczyciela który korzystając z chłodu przechadzał się nad brzegiem strumyka. Wynurzył przed nim przyczynę dolegliwości swojej, opowiedział, jak chcąc się bawić, znudził się, a Safar rzekł : miłościwy panie! nie można zabawom rozkazywać, żeby przyszły, a gdy przyjść zechcą, trzeba umieć ich użyć.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.