Rozmajaczył się dzisiaj mój sad czereśniowy,
Ku księżycowi ścieżką wytężony krętą.
Noc go czyni podobnym do mrocznej alkowy,
W której drzewa uśpione wraz z ich snem zamknięto!
Rozmajaczył się dzisiaj mój sad... Wszak w południe
Dziewczęta rwały tutaj dojrzale czereśnie.
Wyszły potem. Owoce, iskrzące się złudnie,
Skryły się w mroku nocy, niby oczy we śnie.
Skryły się w mroku nocy, — ale, idąc sadem,
Czuję wpośród ciemności ich ciężkie zwisanie, —
Czuję czyjeś spojrzenie na mem czole bladem:
Jest ktoś w sadzie, co patrzy i co ma swe trwanie...
Rozmajaczył się dzisiaj mój sad, jakby w sobie
Nie jedną, ale tysiąc nagromadził nocy!
Z czereśni pod przymusem niewiadomych mocy
Tryska światło czerwone ku głębin ozdobie!
I sad mój w purpurowem tonie oświetleniu,
W którem staje się wszystko, co się staje we śnie...
W południe tu dziewczęta zrywały czereśnie,
Wyszły potem... Lecz teraz w szkarłatnem omdleniu
Widzę tu inne dziewki — cudowne, olbrzymie —
Żądze moje! Ta — spiekłe rozchyliła usta,
Inna własnym warkoczem słodkim, jak rozpusta,
Chłoszcze piersi, — a inna chce szepnąć me imię,
Lecz darmo — obłąkana — szuka go w pamięci:
Zginąłem tam, jak w wonnej ponętnej mogile!
Dobrze mi tam, — o! lepiej, niźli żyć przez chwilę
Z dziewką, co w głupim tańcu nadziei się kręci!
Sad szumi. Dziewki moje rojnie i gromadnie
W zachwyceniu na wielkie wspinają się drzewa
I rwą krasne owoce, tryskające zdradnie
Ogniem, który tej nocy tak sennie dojrzewa!
Rwą i karmią się chciwie przesłodkim płomieniem,
Wpływającym do piersi, jak do oczu — zmora,
Bo ten płomień, choć znika, jeszcze przed zniknieniem
Daje im przedsmak jutra, co przyjść miało wczora...
Ale ja czuję ciągle czyjś wzrok przez otchłanie,
I słyszę wciąż śmiech cichy, szyderczo-żałobny.
Jest ktoś w sadzie, co patrzy i co ma swe trwanie,
Ktoś, co drwi z moich dziewek... ktoś do mnie podobny!...