Słońce szatana/Szatan wyrzuca szatana

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Charszewski
Tytuł Słońce szatana
Wydawca Neuman & Tomaszewski Zakłady Graficzne we Włocławku
Data wyd. 1932
Druk Neuman & Tomaszewski Zakłady Graficzne we Włocławku
Miejsce wyd. Włocławek
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


SZATAN WYRZUCA SZATANA



Kościół to jest stare próchno, które jeszcze się trzyma kupy — tylko powierzchnią swojej litery dogmatycznej. Autor jednak wróży mu jeszcze trzymanie się przez jedno stulecie.
Takie instytucje, niestety, nie upadają zbyt łatwo. Możnaby wprawdzie przyśpieszyć upadek Kościoła przez przypuszczenie doń szturmu generalnego, lecz to metoda bolszewicka, autor zaś jest śmiertelnym bolszewizmu wrogiem.
Nie żarty! Jest on wszak twórcą pierwszej prawdziwej religji miłości, która zastąpi chrystjanizm, godną nienawiści religję nienawiści. Toteż przekłada on metodę wyludniania Kościoła przez miłosne wyzwalanie jego członków z jego tyrańskiego jarzma. To zaś wymaga dłuższego nieco czasu; przytem unika się niebezpieczeństwa robienia męczenników, których krew — djabli nadali! — jest nasieniem chrześcijan.
Po pełnych nienawiści antychrystycznej wylewach autora, wrogie ustosunkowanie się jego do bolszewictwa jest dość niespodziankowe. Poniekąd i oryginalne.
Wszelkiemu złu, zawsze i wszędzie, winien krwiożerczy dogmat teistyczny wszelkich odmian. Bolszewizm jest dogmatyczny — i to teistycznie, dlatego też przedstawia sam sobą „typowy warjant zbrodni panowania wiary, natomiast nieuznawania najwyższej wartości religji“. (Nie zdumiewajmy się, a przyjmijmy do wiadomości, tymczasem bez wyjaśnień, koncepcję religji bez wiary, zresztą, nie nową!) Ateizm bolszewicki jest fałszem. „Fanfaronada rzekomego ateizmu bolszewji, obok mordu, jest tem samem, co mord w imię boga“. Obu tym zwyrodnieniom zupełny brak religji. Bolszewizm, taksamo jak każda inna ślepa wiara, tworzy „boga“, tylko innej formy; zatem tworzy dogmat i dyktaturę. Jako jeno formą i pozorem odmienna typowa wiara, bolszewizm ponownie wykazuje, że każda wiara w dogmat jest „zawadą, szkodnikiem ludzkości i wrogiem religji“ (419). Obecna Rosja jest „w swoim rodzaju katolicką“.
W tem ujęciu zagadnienia dogmatyzmu jest szczypta słuszności. Każdy dogmat, istotnie, posiada dynamikę apostolską i jest nietolerancyjny względem dogmatów odmiennych. Wszakże dogmat wogóle jest postulatem rozumu. Świadczą o tem nietylko dzieje cywilizacji, które pod tym kątem przedstawiają się jako nieustająca walka o dogmat, lecz także i wszelkie próby bezdogmatyzmu, kończące się nieuchronnie postawieniem nowych gmachów, czy kleconek, dogmatycznych, chociażby z szyldem „Bez Dogmatu“.
Bezdogmatyzm wolnomyślny jest tylko konspiracyjną mistyfikacją, obliczoną na zniszczenie dogmatu chrześcijańskiego, by, zamiast niego, postawić dogmat antychrystyczny. Idealiści bezdogmatyzmu w rodzaju naszego autora mistyfikują sami siebie i są doskonałem w ręku Spisku narzędziem.
Z drugiej strony, jeżeli dogmat wogóle jest wymagalnikiem (Trentowski) rozumu, to poszczególne systemy dogmatyczne nie są sobie równe i różnice między niemi to nie „frazesy“. O frazesy nie walczy się lat tysiące, by w końcu z nich skwitować. Rodzaj ludzki nie mógł być aż dotąd warjatem i, będąc warjatem, wydać wreszcie genjusza rozsądku w osobie naszego twórcy nowej religji, rzekomo bezdogmatycznej, oszukującej zaś głód dogmatyczny rzeczywistemi frazesami, jak: bóg człowiek, bóg wszechświat, bóg rozsądek i t. p. — przez głoski wielkie.
Znużenie walkami religijnemi, do tego zbrojnemi, może spowodować tylko przejściowe nastroje sceptyczne. Tak w drugiej połowie wieku XVII-go, na gruncie protestanckim w Anglji zaprzeczyło ono chrystjanizmowi i przeciwstawiło mu religję „naturalną“ pod postacią lodowatego deizmu (Herbert, Tyndall, Chubb). Wszakże i na takich nastrojach żeruje niezmordowany Spisek antychrystyczny i konsekwentnie prowadzi dzieło zniszczenia coraz dalej. Angielski deizm był wszak początkiem wolnomyślicielstwa, a dokądże ono dzisiaj dochodzi?! Żeby radykalnie zaprzeczyć Chrystusa, trzeba zaprzeczyć Boga. Powstaje więc ateizm. Lecz w przeczeniu Boga tkwią zarodki nienawiści Boga. Jest więc antyteizm — satanizm.
Słowem, pod hasłem bezwzględnej walki z dogmatem, jakoby ze zgubnym frazesem, cykliczny obieg od protestu przeciw supernaturalizmowi zbożnemu do supernaturalizmu satanicznego. Od dogmatu do dogmatu!
Stara historja. Zaczęła się już w Raju pod drzewem Śmierci. Tam bezpośrednio i osobiście szatan wszczął ofensywę przeciw Bogu. Zmontował i puścił w ruch piekielną machinę walki z Bogiem. Obsługiwana przez synów szatana, toczy się ona od onej pory przez wieki, szerząc obrzydliwość spustoszeń moralnych i materjalnych.
Nie przyjąć wyzwania, rzuconego Bogu, byłoby najhaniebniejszą i najgłupszą w świecie dezercją, oddającą szatanowi zwycięstwo bez walki, by stać się ofiarą jego archityranji. Leży to jednak w interesie archityrana. Syreniemi głosami śpiewa się więc zdemoralizowanemu nieustającą walką z Bogiem światu kołysanki pacyfistyczne. Bóg jest tyranem. On żąda walki. Precz z Nim! a nastanie upragniony pokój religijny. Pacyfizm polityczny według serca braci herbu Trójkąt to dziecko tego pacyfizmu metafizycznego o charakterze demonicznym.
Przemęczenie walką z Bogiem to metoda. Metoda w zasadzie tasama, jaką względem więźniów politycznych praktykuje G. P. U., doprowadzając nią swoje ofjary do obłędu. Zalecają ją protokuły Mędrców Syjonu na gruncie politycznym, czemu tak sprzyja rewolucyjna demokracja parlamentarna.
Jasną tę sprawę wolna myśl zamąca koncepcją tyranji dogmatu teistycznego wogóle. Autor miesza Boga z łżebogami. „Koledzy“ — bluźni. Bolszewizm „tworzy boga“ innej tylko formy.
W rzeczywistości, bóg bolszewicki przybiera formę podobną. Jest on „małpą Boga“ (Tertuljan), bogokształtną Jego parodją. Natomiast, nie mówiąc już o nieskończoności różnicy metafizycznej między Bogiem a tym łżebogiem, treść jego moralna jest bezwzględnie antychrystyczna w stosunku do Boga.
Demoniczny pseudoteizm — oto treść teologji bolszewickiej. Satanicznie tyrańska dyktatura jest koniecznem następstwem bolszewickiego dogmatu. Stwierdzając to, autor ma słuszność. Znowu jednak bluźni, stawiając ten czarny dogmat na równi z białym dogmatem chrześcijańskim i przypisując także i chrześcijańskiemu tendencje tyrańskie.
Między katolicyzmem a bolszewizmem, między „kościołem-bogiem“, jak autor zowie Kościół Boży, a Synagogą Szatana (Pius IX), istnieją rzeczywiście podobieństwa. Są one wszakże czysto formalne, a wynikają z faktu wiary, niezależnie od jej treści. Podziwu godna jest u bolszewików nietolerancja dogmatyczna, konsekwencja czynu, bojowość, karność, rygoryzm, organizacja i t. d., wogóle wolność od rozkładczego liberalizmu. Te właściwości czynią z Moskwy istny Rzym djabelski. Stanowią one siłę bolszewji. Same w sobie, w oderwaniu od djabelskiego dogmatu, są one przestrogą dla zarażonych rozwiązłością liberalno-demokratyczną katolików, torującą drogi bolszewizmowi.
Dla autora wszakże jestto straszliwy kamień obrazy. Nic to, że katolicyzm jest w swej treści maksymalną antytezą bolszewizmu, jak Bóg wobec szatana. Bóg i szatan, zatem katolicyzm i bolszewizm, są to „koledzy“!
Koledzy? Ejże! Czy nie są kolegami raczej „prawdziwy“ ateizm autora i „fałszywy“ ateizm bolszewików? Nie łączyż ich wspólna nienawiść przeciw Bogu i Chrystusowi, no i wogóle wyznawstwo wolnej miłości?
Ot, szatan w dwojakiej postaci: zachodniej i wschodniej. Mistrz! Umie on przystosować się do warunków cywilizacyjnych i rozumie, że ostatecznie wszystkie drogi ateistyczne prowadzą do jego czerwonego carstwa.
Nie rozumieją tego niepojętni uczniowie jego z Zachodu i chcą szatanem wyrzucać szatana.
Ach, jak on z nich w kułak chichocze!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Charszewski.