Słońce szatana/Don Kichot i Sancho Pansa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Charszewski
Tytuł Słońce szatana
Wydawca Neuman & Tomaszewski Zakłady Graficzne we Włocławku
Data wyd. 1932
Druk Neuman & Tomaszewski Zakłady Graficzne we Włocławku
Miejsce wyd. Włocławek
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DON KICHOT I SANCHO PANSA



Nic łatwiejszego, niż z wolnościowemi przywilejami wolnej myśli, jak nieuctwo religijne i rozpętanie logiczne, odnosić zwycięstwa nad stadami owiec, wziętemi za oddziały zbrojnych rycerzy. Przedstawiają one jednak i poważne niebezpieczeństwa dla wolnomyślnych rycerzy furjackiego oblicza, gdy pchają ich do boju z rozmachanemi wiatrakami.
Oto parę obrazków takiej walki na polu biblijnem.
Na str. 200—201 autor daje tabliczkę zestawień tego, co o stworzeniu świata mówi Biblja, z tem, co mówi wiedza. Pod punktem I-ym czytamy:

Biblja Wiedza
1. Na początku stworzył bóg niebo i ziemię. 1. Przed początkiem ziemi istniały liczne miljony ziem starszych, wiele razy doskonalszych i nieporównanie większych, niż nasza mała ziemia.

To ma być sprzeczność! Ależ między temi tekstami istnieje najpiękniejsza harmonja! Jeżeli na początku stworzył Bóg — naprzód niebo, t. j. gwiaździsty wszechświat, czyli „miljony ziem starszych“, a potem ziemię, to przed początkiem ziemi stworzył „miljony ziem starszych“, czyli biblijne niebo. Ale jedno i drugie, choć w odpowiedniej kolei, stworzył Bóg na początku, boć wszystko musiało mieć początek. Takie to proste! Ale nasz błędny rycerz z wolnomyślnej La Manchy[1], kiedy chodzi o wiarę, nigdy nie widzi tego, co jest rzeczywiście, a zawsze widzi to, co widzieć pragnie, a z czem mógłby staczać bohaterskie boje.
Ta chciwość walki z urojeniami, która prowadzi do niebezpiecznych ataków na niewinne wiatraki, występuje we wszystkich 12-tu punktach owej tablicy. Przytoczmy jeszcze jeden, zkolei drugi.

Biblja Wiedza
2. Ziemię oblewały wody i otaczały ciemności. 2. Ziemia nasza była szóstą ognistą kulą, oderwaną z dawno istniejącego, gorejącego słońca. Była więc gorejącą i bezwodną.

— Donie mój! — wołamy, wziąwszy na siebie rolę trzeźwego Sancho Pansy. — Rozmijasz się z Biblją. Ona mówi o innej fazie rozwoju ziemi, ty o innej. Ty o wcześniejszej, ona o późniejszej. Chciałbyś może, by ona wyczerpująco przedstawiła wszystkie fazy rozwoju nieba i ziemi? Ale nie do niej należy uczyć nas przyrody. Jeżeli się wdała w kosmogonję, to żeby stwierdzić dogmat stworzenia, który jest już poza przyrodą i nauką o niej. Dlatego przedstawia rozwój wszechświata, a przedewszystkiem ziemi, tylko ramowo, pozostawiając wypełnienie tych ram dociekaniom naukowym. Co jednak szczególnie ciekawe, to że Biblja stwierdza wyraźnie, iż świat powstał w sposób rozwojowy, wówczas gdy największy mędrzec świata, Arystoteles, wyobrażał go sobie jednakowym odwiecznie. No, i świat bez początku musiałby być doskonałym odrazu.
Ale nasz Don Kichot, pełen zapału bojowego w imię Dulcynei wolnej myśli, ordynarnej wprawdzie dziewki, lecz, w jego wzniosłych oczach, ideału doskonałości, — wcale nie zwraca uwagi na nasze przekładania, rusza do nowego ataku i rąbie:
— Biblja podała nieomylnie, że „bóg“ stworzył centrum świata, t.j. kwadratowo-płaską ziemię, by swemi bogactwy służyła człowiekowi! W swojej ślepej pysze, zarazem służalczości względem okrutnego „boga“, twierdzi nawet, że cały wszechświat stworzył „bóg“ dla człowieka. Oto zaś nauka dowiodła, że ziemia jest okrągła i kulista; że na miljonach ziem, doskonalszych od naszej, żyją miljardy istot, doskonalszych od człowieka; że celowość w przyrodzie jest ślepowierskiem głupstwem. Taki obskurantyzm w wieku 20-ym jest niedozniesienia! Rach-ciach! Raz trzeba mu koniec położyć!
— Donie, donie! — wołamy, pełni obawy o jego klepki. — Biblja nie ma nic wspólnego z twierdzeniami o kosmicznej centralności ziemi oraz o jej kształcie kwadratowym i płaskim. Są to niewinne wiatraczki z dawnych, pogańskich jeszcze czasów, o które nawet i pogan winić nie można, bo nauka była wtedy w pieluszkach. Biblja patrzy na wszechświat z praktycznego, właściwego ludziom i dziś jeszcze, punktu widzenia, z którego nasza kochana ziemia przedstawia się nam niepokonalnie, jako środek wszechświata. Taksamo i na kształt ziemi. Ale i z tego nawet stanowiska ten kształt przedstawia się wcale nie jako kwadrat, lecz jako okręg. Toteż Biblja mówi o „okręgu ziemi” (ks. Mądr.), nie zamierzając przez to rozwiązywać kwestji geognostycznej.
— Uważ dalej, wielmożny donie, że ziemia jest rzeczywiście dla człowieka, a nie dla czerwiów mogilnych, pasących się jego trupem. Mówi to i najprostszy rozum. Olbrzymi twój rozum poszedł nawet jeszcze dalej, niż zdolen jest zajść karli rozumek ślepowiercy. Obaliwszy Boga, uczynił on ziemię niezależnem od Niego dziedzictwem człowieka. Czy więc nie ty sam, donie, jesteś geo — i antropocen-trykiem, co samego Boga wytrykał z Jego centralnego metafizycznie stanowiska we wszechświecie, na benefis ludzki?
— A miljony ziem innych?
— Ks. Secchi przypuszczał, że wśród zamieszkujących je istot niema tak doskonałych, jak ty, któreby miały odwagę zaprzeczać bytu i rozumu Temu, któremu same są winne byt i rozum. Ale niech sobie mają — te słońca i te ziemie, — jakie chcą, cele bezpośrednie; niech sobie te słońca świecą tym ziemiom i mieszkającym na nich mirjadom istot rozumnych, byle nie rozumniejszych od ciebie; niech sobie nawet i nasze słońce świeci okropnym marsjanom Wellsa na Marsie! Nie przeszkadza to wcale, by miljony słońc zdobiły człowiekowi firmament nocny, dostarczały mu głębokich wzruszeń naukowych i upojeń poetyckich i opowiadały mu chwałę Stwórcy.
— Nie można, oświecony donie, zaprzeczać celowości w przyrodzie bez pozbawienia nauk przyrodniczych wszelkiego sensu. Idea celowości to ich dusza. Celowość rzuca się w oczy nawet prostakom. Jeżeli prostakami oświeconość twa gardzi, to nie zaliczy do nich Kopernika, Galileusza, Keplera, Bakona, Kartezjusza, Newtona, Leibnitza, Liebiga, tych królów nauki, których idea celowości wiodła do wiekopomnych odkryć, niby Gwiazda betleemska Trzech Mędrców do Stajenki. Za ich przykładem, pytaj nie tylko już gwiazd, ale — jak wzywa Hijob — „pytaj bydła, a nauczy cię, i ptactwa, a okażeć; mów do ziemi, a odpowie tobie, i będąć powiadać ryby morskie: któż nie wie, że to wszystko ręka Pańska uczyniła?“ Tak zdumiewająco celowy w każdym szczególe jest bowiem ich ustrój!
— To też nawet i filozofowie bezbożni, jak Hartman oraz „nasz“ Marburg, uznawali w przyrodzie celowość; tylko że, nie chcąc przypisać jej Stwórcy, jak nakazuje to masonerja i do czego ona przywiązała glorję postępowości, orzekli, że ta celowość jest bezwiedna. Lecz byłby to cud rozumu bez przyczyny rozumnej. Jeżeli bowiem, donie, zechcesz za żydkiem francuskim, Bergsonem, przypisać celowy ustrój świata swemu „Bogu Wszechświatu“, no to sam przecież orzekłeś, że słowo „bóg“ to słowo puste. I masz w tem słuszność. Ono istotnie jest puste, puściuteńkie, o ile nie odnosi się do jedynego prawdziwego Boga. Korzysta z tego czarny jegomość i czyni sobie z tej pustej łupiny przybytek, by boga udawać i mędrców do siebie przyciągać.
Zapatrzony w niezgłębioną studnię swojej jaźni, don puścił wszystko mimo uszu. Nagle ryknął:
— Cha-cha-cha! Geneza mówi, że Adam był człowiekiem rasy białej i że był semitą. Zatem święte i nieomylne pismo nic nie wie o istniejących spółcześnie rasach kolorowych: czerwonej, żółtej i czarnej. Cha-cha-cha!
— Donie, donie, donie, pohamuj swe bojowe zapały! Twój znakomity poprzednik, Andrzej Niemojewski, co równie dzielnie walczył z wiatrakami i wiele chwalebnych guzów od nich oberwał, w tejże Genezie wyczytał, że Adam był „Czerwieńcem“ i że nazywał się „panem Glinką“. Na przekór Chińczykom, którzy sądzą, że rasa żółta jest najdoskonalsza, bo w miarę wypalona z gliny, uważał on, że Adam został nieco przepalony, a ty, że niedopalony. Kto z was ma słuszność? Należałoby pomyśleć o uzgodnieniu wolnomyślnego wytrycha do otwierania sensu Biblji... Zresztą, donie mój, pan Andrzej nie wart czyścić tobie butów. Nie zdobył się on na wspaniałe odkrycie, jakiegoś ty dokonał, że, według Biblji, Adam był semitą. Świat bowiem był dotąd przekonany, że ojcem semitów był dopiero jeden z trzech synów Noego, że zaś Adam był, poprostu, pierwszy człowiek. Naturalnie, Biblja nie mogła wiedzieć o spółistnieniu z Adamem innych ras ludzkich, odkrytem dopiero przez wolną myśl. Jednakże pozwól, donie, sobie powiedzieć, że za biblijnem jednorodztwem rodu ludzkiego (monogenizm) oświadczyli się: Linneusz, Cuvier, Buffon, Owan, Peschel, Baer, Quatrefages, Leyll, Humboldt, Virchow...[2]
— Ha, jezuity! Jak to wykrętnie teraz tłomaczą kosmogoniczne dni biblijne! Kiedy wolna myśl przyparła ich do muru, rozciągnęli je w olbrzymie epoki! Albo i to ślepowierskie „Słońce, stań!“ Jozuego, o które potknęła się nieomylność ich nieomylnika! Tak robią oni zawsze, „wielekroć razy” (!) wolna myśl wykaże im ich głupotę. Krok za krokiem, cofają się przed zwycięską ofensywą wolnej myśli ze swoich ślepowierskich stanowisk. Ale chytrze tają to przed tłumem, ufając, że tłum nie zna teologji. Ho-ho! lecz ja znam ją na wylot. Przeniknąłem więc te ich karle podstępy i w pole wywieść się nie dam. Hejże na jezuitów! Sancho Pansa, podaj mi mego Rosynanta!
— W te pędy, nieomylny donie! Jedno tylko zapytanie: czemu to wolna myśl, taksamo jak i Biblja, nie znała teorji słońcośrodkowej, dopóki jej nie ogłosił ślepowierca Kopernik?
— Ha, zdrajco! Giń!
— Zawszem mówił, że mój don skończy u Czubków!





  1. Tak, z hiszpańska i zarazem z polska, należy i pisać i wymawiać; a nie z francuska, jak się pisze i wymawia powszechnie: La Mansza. Stosuje się to również i do Don Kichota i do Sancho Pansy.
  2. Modną teorję praeadamitów, wraz z całokształtem religji spirytystycznej (demonicznej), objawił Allan Kardekowi demon, który się nazwał „Prawdą“; nie ma ona wszakże żadnych absolutnie danych naukowych. Ob. X. dr. Niteckiego „Zjawiska spirytystyczne.“ str. 266.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Charszewski.