Ruch kobiecy w Polsce/Prądzyński „O prawach kobiety“ i II okres r. kob.

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Cecylia Walewska
Tytuł Ruch kobiecy w Polsce
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1909
Druk Piotr Laskauer i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Książką swoją „O prawach kobiety“, wydaną w 1873 r.[1] zamknął Edward Prądzyński upusty bezładnej paplaniny na temat wyzwolenia kobiet.
Pojawiło się wprawdzie około 1870 r. parę broszur poważniejszych w kwestji kobiecej[2], żadna jednak nie miała za sobą takich gruntownych, naukowych podstaw, jak książka Prądzyńskiego.
Prasa postępowa, wykazawszy pewne drobne usterki w twierdzeniach naukowych i danych faktycznych powitała dzieło młodego uczonego ze szczerem uniesieniem. Organy umiarkowane ze względu, że Prądzyński oparł zagadnienie wyzwolenia kobiet na gruncie ekonomiczno-prawnym, oszczędzały go. Zawrzało jednak wśród klerykałów. Przegląd Katolicki rozdarł szaty nad „niedorzecznością“ kilkudziesięciu „poważnych wiekiem i stanowiskiem“ pań, które na czwartku u Deotymy wręczyły autorowi takiego „niemądrego i niemoralnego“ dzieła kosztowne album ze swemi fotografjami i symboliczną dedykacją „Czy damy te przeczytały książkę, za którą tak demonstracyjnie nagrodziły autora?.. Wątpić należy, w przeciwnym bowiem razie wątpićby należało i o rozumie i o cnocie tych pań poważnych“ — woła zgorszony sprawozdawca.
Praca Prądzyńskiego w ciągu lat paru doczekała się dwóch wydań i — po hasłach entuzjastek — była drugim z kolei zasadniczym etapem w rozwoju ruchu kobiecego u nas.
Dzisiaj — zostawiliśmy ją za sobą. Prądzyński nie miał odwagi jeszcze sięgnąć śmiałą ręką po pełne prawa kobiet. Żądał wprawdzie bezpośredniego udziału ich przy wyborach, jednak dodawał z kompromisową grzecznością: „jeżeli można“, w przeciwnym zaś razie bez długiego namysłu zgadzał się i na pośrednie. W równouprawnieniu obu płci widział głównie dźwignię dostojniejszych wpływów macierzyństwa[3]. Kobiecie przyznawał serce; rozum — mężczyźnie. Wierzył ślepo w doniosłość wychowania tylko rodzicielskiego bez względu na błędy, które nie przygotowane do zadań swoich, matki popełniać mogą. W dziedzinie pracy uznawał chałupnictwo z którem walczą dziś ekonomiści socjolodzy. Podnosił filantropję, to zło (w tej chwili konieczne), które zniknąć musi we wzorowych ustrojach gospodarki państwowej. Największą jednak, po prostu niezrozumiałą herezję spotykamy przy określeniu stanowiska kobiety w małżeństwie: „Władza mężowska jest nietykalna“ — twierdzi Prądzyński. Równouprawnienie nie może od niej kobiety uwolnić. Spółka małżeńska zawiązuje się kosztem nieuniknionej ofiary ze strony domowej niezależności kobiety. Wszelkie przeciwko temu protestacje za wybuch rozkiełznanej swawoli uważać należy.
Zkąd taki nagły zwrot w tył?
„Ustęp ten w pracy bardzo postępowej wygląda, jak sztucznie wklejona, a z nader wstecznej książki wydarta stronnica“ — woła Świętochowski.
Mimo tych dziwnych zboczeń, książka Prądzyńskiego wyryła ślad niezatarty. Ukazawszy się w tym samym roku, w którym umarł John Stuart Mill, przyniosła nam jakby zagrobową pobudkę wielkiego tego apostoła idei wyzwolenia kobiet.
Krytycy zarzucają Prądzyńskiemu, że miejscami powtarza niemal dosłownie rozumowania Milla. I to jednak nie zmniejsza doniosłości książki. Ona pierwsza żądała otwarcia dla kobiet naoścież rynku pracy; pierwsza powoływała je do służby publicznej; pierwsza powstawała przeciwko zasadzie: „oświećcie niewolnika, nim dacie mu swobodę“ — dowodząc, że najpewniejszem narzędziem oświaty jest właśnie pełnia praw i całkowita niezależność jednostki; pierwsza wskazywała krzywdę kobiet w kodeksie; pierwsza — przez usta uczonego a nie poetów i publicystów — wołała o zniesienie prawa podwójnej moralności; pierwsza wskazywała zasady koedukacji jako czynnik, łączący kobietę z mężczyzną na przyszłych polach pracy. Wraz z entuzjastkami Prądzyński i cały odłam wolnych umysłów tej epoki nie dążył do „zmężczyznienia“ kobiety, lecz chciał tylko, aby — w wyścigu z mężczyzną — „idąc niekoniecznie tą samą drogą, ubiegła jej“ — według słów Żmichowskiej — „na jednakową odległość“.





  1. Drugie wydanie w 1875 r.
  2. Wojnarowskiej Do matek polskich i Pierścionki Babuni; A. Dzieduszyckiej Kilka myśli i gawędy matki; J. Dobieszewskiej Odczyty publiczne o wychowaniu kobiet; Chomętowskiego Stanowisko praktyczne dawnych niewiast.
  3. Czy może dzielnych i światłych obywateli wychować matka, która, nie będąc z żadnej strony w życie ogółu wcielona nie rozumie, co to jest rzecz publiczna i o obowiązkach obywatelskich żadnego nie ma pojęcia? (O prawa kobiet str. 221).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cecylia Walewska.