Rozpruwacze/XX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Rozpruwacze |
Wydawca | Wydawnictwo M. Fruchtmana |
Data wyd. | 1938 |
Druk | P. Brzeziński |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Poprzez opuszczone rolety wdzierały się promienie słońca, do pokoju Janka, który już opuścił łóżko. Przeżycia wycisnęły na nim piętno wielkich zmian nie tylko fizycznych ale i duchowych.
Ale najboleśniej przeżywał przełom, jaki przechodziła Aniela. Czuł, że ją traci na zawsze, że między nimi wznosi się z każdym dniem coraz wyższa ściana, że jej stosunek do niego stopniowo słabnie. Nie mógł zrozumieć przyczyny tych zmian...
Po wyjeździe profesora Janek udał się do pokoju Anieli. Na jej widok stanął zdumiony: Aniela siedziała zapłakana i złamana.
Janek podszedł bliżej i położył rękę na jej ramieniu, ale uczyniła ruch, jakby chciała powiedział to mi pomóc nie może...
Janek nie zraził się tym. Postanowił dziś wyjaśnić sytuację. Próbował przytulić do siebie Anielę, która stanęła naprzeciw niego jakaś obca, dziwna. Utkwiła w nim przejmujące oczy które go olśniły. Jego usta szeptały tylko:
— Pocoś mnie wyrwała z objęć śmierci. Nie chcę takiego życia!
Janek zapłakał. Jego mózg przebiegały dziwne myśli: „Ona zakochała się w kim innym. Musi się do wiedzieć, kto wkradł się do jej serca. On już z nim...
— Nie kochasz mnie już? — wyjąkał i osunął się na fotel.
Aniela zbliżyła się doń. Litość malowała się na jej twarzy. Pochwycił jej rękę i przywarł do niej ustami Aniela wzdrygnęła się. Nie miała odwagi wyrwać ręki. Ale gdy Antek usiłował ją objąć, odskoczyła odeń. Był tym oszołomiony.
— Pocóżeś mnie wykradała z celi więziennej? Nie warto było... — dodał z gorzkim uśmiechem. — Może mi wytłumaczysz dziwną przyczynę twego zachowania się? Czy wyrządziłem ci jakąś krzywdę?
— Kochałam ciebie, bo sądziłam, że uda mi się ciebie przerobić, że będziesz innym człowiekiem. Ale teraz już wiem że twój los jest przesądzony.
— A więc dlatego?
— Spędziłeś noc w podejrzanym hotelu na Pradze, skąd podstępem sprowadzono cię na policję. Jak mogłeś wobec mnie w ten sposób postąpić.
— Przysięgam, że to kłamstwo, nieprawda. Teraz raczej ty wyznaj mi prawdę, kto ci zawrócił głowę: profesorek, czy Moryc? Wy kobiety!...
Na dźwięk imienia, HMoryc“ rumieńce wystąpiły na twarzy Anieli.
— Jak śmiesz mnie o to podejrzewać?
— Zakochanemu najdziksse pomysły przychodzą do głowy.
— Więc wybij to sobie z głowy. Czy ty wogóle wiesz co to miłość?
— Zależy jak sobie wyobrażasz nasze życie.
— Bardzo prosto — odparła Aniela: spokojnie, bez policji, więzienia. By pędzić żywot szczęśliwy i spokojny, należy unikać wszystkiego. co kryje w sobie niebezpieczeństwo i niesie cierpienie. Tymczasem, od chwili gdy ciebie poznałam, nie byłam wolna na sekundę od niebezpieczeństwa. Ile już zdążyłam z twego powodu przecierpieć?
— Znać po tobie wpływ rozmów i dyskusyj z profesorem. Filozofujesz?
Aniela zbliżyła się do niego. W oczach ukazały się jej łzy.
— Powiedz mi naprawdę, czyś bawił w hoteliku na Pradze z kobietą?
— Nie. To oszczerstwo. Tylko ciebie kocham. Gdyby nie ty, dawno skończyłbym ze sobą.
— Po co ze sobą. Lepiej z tym sposobem bytowania.
— Już nie mam odwrotu, wszystkie drogi są dla mnie odcięte.
Siedzieli przez dłuższą chwilę przytuleni do siebie. W duchu pomyślała sobie, że Janek mógłby zostać porządnym człowiekiem, tylko że świat mu to uniemożliwia, życie go nie oszczędzało...
— A czy ty wiesz — zapytała naraz — że i ja uczestniczyłam w akcji wykradzenia ciebie z więzienia? Byłam pod parkanem więziennym w przebraniu mężczyzny.
— Ty. moja! — podskoczył w zachwycie. — Uczyniłaś to dla mnie?
— Tak. Moja miłość do ciebie uwikłała mnie w pierwszy konflikt z kodeksem karnym. Jak widzisz, już nabrałam kwalifikacyj na przestępczynię... — uśmiechnęła się gorzko. — Moglibyśmy być szczęśliwi, gdyby nie twoja przeszłość... — jęknęła z bólu
Cisza zaległa w pokoju. I choć nie mówili ze sobą, rozmowa ich trwała w duszy, w myśli, i w pewnej chwili Janek zawołał:
— Powiedz, czego chcesz? Rozważ, a życie poświęcę dla ciebie! Co mam uczynić, abyś była szczęśliwa? Może chcesz, wyjedziemy stąd daleko, hen, za oceany, gdzie cywilizator-człowiek nie stanął jeszcze stopą na ziemi — tam, gdzie nie obowiązują kodeksy karne, gdzie będziemy mogli żyć w wolności i miłości
— To fantazje! Dziecinada! Łudzisz się naiwnymi wyobrażeniami o przyszłości! Gdym ciebie poznała, również poddawałam się złudzeniom, ale życie jest silniejsze od nas. Największe twoje ofiary nie dadzą mi szczęścia. Najlepiej uczynimy, gdy się rozstaniemy.
Aniela, zdenerwowana zaczęła biec po pokoju, po czym usiadła na kozetce, zakryła twarz rękami i wybuchnęła płaczem.
Usiadł przy niej. Objął ją silnym ramieniem. Bliskość jej ciała oszałamiała go do nieprzytomności...
Drżała, jak w febrze. Była bezbronna. Patrzał na Anielę, która przymknęła oczy. Janek wyrzucał te raz z siebie gorące słowa o miłości, szczęściu i rozkoszy. A w mózgu huczało i wołało: „Janku, prędzej, prędzej teraz albo nigdy!“ Jego zuchwałość potęgowała się z chwili na chwilę. Już był tak bliski szczęścia!... Zdawało mu się że i ona tego pragnie!...
Już nie panował nad sobą. Uniesienie go porwało. Nie wiedział, co czyni. Ale oto Aniela, zwinnym ruchem zadała mu silny cios w twarz.
— Ty... — nie dokończyła zdania. — Jak śmiałeś?...
— W Warszawie mówiłaś mi, że pragnęłaby« mieć dziecko, którego byłbym ojcem.
— Wówczas byłam szalona, jeszcze wierzyłam w możliwość twego nawrócenia.
— Nie mam do ciebie żalu. Do razów przywykłem. Wołałbym być przez ciebie bity przez całe życie, niż stracić cię...
— Nie chciałam tego — szlochała, obejmując go ciepłymi ramionami. — Gdy ujrzałam naraz twoją wykrzywioną twarz, nabiegła krwią, twarz przestępcy, opanowała mnie taka odraza, nienawiść, że musiałam ciebie odepchnąć od siebie...
— Rozumiem odparł Janek — wystarczy, gdy mi powiesz: — idź sobie, a więcej mnie nie ujrzysz!
— Będę z tobą szczera: powiedz mi prawdę, czy Krygier wpakował w twoje uwolnienie, tyle pieniędzy nie po to, by ciągnąć z tego jakieś korzyści? Czy możesz go w każdej chwili puścić kantem bez spłacenia długu wdzięczności?
W tym momencie wszedł do pokoju Krygier.
— Jak długo jeszcze będziesz się z nią patyczkował? Słyszałem, jak cię zdzieliła. Ona na zbyt wiele sobie pozwala. Wyślij ją do taty.
Janek nie odpowiedział. Po chwili znaleźli się w zakonspirowanym pokoju narad, gdzie ich oczekiwali Moryc i Regina.
Janek był pogrążony we własnych myślach i nawet nie słuchał słów Krygera. Jego twarz zdradzała przygnębienie i rozpacz. Zagryzł wargi, by nie krzyczeć z bólu. W wyobraźni już widział swoją Anielę w nocnych lokalach gdzie zdegenerowani panowie umilają sobie życie płatnymi rozkoszami.
— Wszystkiemu winne są kobiety! — wrzasnął ze złością Krygier.
— Poproszę cię, by tu o niej jaknajmniej wspominano! — zawołał w uniesieniu Janek.
— Masz rację — odparł Krygier obrażony. — To jest zapłata za wolność, którą ci przywróciłem.
— Co to za wolność? świnię także się tuczy po to, by ją zarżnąć. Mnie wykradłeś z więzienia, wyliczyłeś, karmiłeś i ubrałeś po to, abym znów narażał życie, by dalej kraść, włamywać się i przeżywać strach przed ponownym zamknięciem!
Obecni spojrzeli na siebie ze zdumieniem, nie wierząc własnym uszom. Czy to ten sam „Klawy Janek“?
Wtem ktoś zapukał do drzwi.
Janek uczynił krok, jakby chciał podejść do drzwi, ale Krygier rzekł doń:
— Mamy tu ważne sprawy do omówienia, i ona nie powinna nic o tym wiedzieć.
Nie czekając na zezwolenie, Janek przekręcił klucz w zamku i wpuścił Anielę do pokoju.
Aniela spojrzała wpierw na Janka, a po tym na zebranych i oświadczyła stanowczym tonem;
— On z wami więcej nie pójdzie na wyprawę! Nigdy!
— Nie pójdzie, powiadasz? — rzekł cynicznie Krygier. — A ja cię zapewniam, że pofrunie nawet! Czy sadzisz, moja panno, że dla jego czy twoich pięknych oczu łożyłem na jego ucieczkę z więzienia i za bezcen sprzedałem moją willę? Janek wie o tym, że musi dług uregulować. Gdybym go nie potrzebował do obróbki „skarbca“, nad którym pracuję, byłby do dziś dnia jeszcze gnił na Pawiaku. Zresztą, to sprawa honorowa. Przypuszczam, że Janek nie okaże się wobec mnie „łatkiem“.
— Uspokój się! — wtrącił się Janek. — Muszę z nimi pójść! Inaczej być nie może.
— To będziesz wybierał: ja, albo oni!
— Jeszcze ten jeden raz, a po tym wyjedziemy zagranicę, zgadzasz się?
— Podli ludzie! — oburzała się Aniela. — Sądziłam, że ratujecie Janka z dobrego serca, że robicie to z poczucia solidarności, którą szczyci się wasz światek podziemny. Ale rację miał profesor: jesteście urodzonymi przestępcami!
— Aha, kto miał rację? — podskoczyła teraz Regina. — Nie mówiłam wam, że ten frajerski profesor zdemoralizuje ją!
Naraz rozległo się pukanie do drzwi
— Dagar!... — odezwał się głos.
Drzwi się rozwarły i na progu stanęli Antek i Felek. Byli zmęczeni i złamani. Byli ubrani w łachmany.
— Zmykajcie czym prędzej. Policja jest na waszym tropie.
Wszyscy natychmiast wybiegli z pokoju.
Brak odpowiedniego argumentu w szablonie!