Przejdź do zawartości

Przygody Tomka Sawyera/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Mark Twain
Tytuł Przygody Tomka Sawyera
Wydawca Księgarnia J. Przeworskiego
Data wyd. 1933
Druk „Floryda“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Marceli Tarnowski
Tytuł orygin. The Adventures of Tom Sawyer
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY
Tomek bohaterem

Tomek był znowu wspaniałym bohaterem, ulubieńcem dorosłych, przedmiotem zazdrości młodzieży. Nazwisko jego zostało nawet uwiecznione w druku, gdyż miejscowy dziennik rozpisywał się o nim. Było nawet kilku takich, którzy przepowiadali, że z pewnością zostanie kiedyś prezydentem, jeżeli przedtem nie zostanie powieszony.
Jak się to zwykle dzieje, bezmyślny świat przytulił teraz Muffa Pottera do swych piersi i tak sam o hojnie obsypywał go czułościami, jak przedtem obelgami. Taki już jest porządek świata i na nic się nie zda gorszyć się tem.
Dni Tomka były dniami świetności i wesela, ale noce były okresami trwogi. Pół-lndjanin Joe zatruwał mu sny, zjawiał się w nich ciągle z oczyma, w których Tomek widział wypisaną swoją zgubę. Największa pokusa nie była zdolna skłonić go do opuszczenia domu po zapadnięciu zmroku.
Huck znajdował się w tym samym stanie okropnego przerażenia. W nocy przed ostateczną rozprawą opowiedział Tomek obrońcy Pottera wszystko, ze szczegółami, i teraz Huck był w strachu, że i jego udział w sprawie wyjdzie najaw, mimo że ucieczka Joego uchroniła go przed mąką składania publicznych zeznań. Wprawdzie biedak wymógł na obrońcy przyrzeczenie zachowania jego udziału w tajemnicy, ale co z tego? Odkąd udręczone sumienie zaprowadziło Tomka w nocy do mieszkania adwokata i wydobyło straszną tajemnicę z jego ust, które były przecież zapieczętowane najgroźniejszemi, najokropniejszemi przysięgami, jakie wogóle istnieją, — zaufanie do całego ludzkiego rodu znikło zupełnie z duszy Hucka. Wdzięczność Muffa Pottera robiła Tomka szczęśliwym, rad był, że przemówił — ale tylko w dzień, bo w nocy żałował, że nie trzymał języka za zębami. Z jednej strony lękał się, że Indjanina nigdy nie złapią, a z drugiej drżał, że go złapią. Ale jednego był pewien, że nigdy nie będzie mógł spokojnie zasnąć, póki ten straszny człowiek nie stanie się trupem i póki on tego trupa nie ujrzy na własne oczy.
Wyznaczono nagrody, przeszukano całą okolicę, ale po mieszańcu Joem zaginął wszelki ślad. Z St. Louis przybył detektyw, prawdziwy cud świata, węszył, kręcił głową, patrzył mądrze i tajemniczo, i osiągnął zdumiewający sukces, jaki ludzie tego pokroju zawsze zdobywają, mianowicie „wpadł na trop“. Ale „tropu“ nie można powiesić zamiast mordercy, gdy więc detektyw po tym zdumiewającym rezultacie odjechał, niepokój Tomka pozostał taki sam, jak przedtem.
Dni upływały powoli jeden za drugim, a każdy ujmował trochę z tego ciężaru, który przygniatał duszę chłopca.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Samuel Langhorne Clemens i tłumacza: Marceli Tarnowski.