Powszechne braterstwo/Rozdział XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor John Galsworthy
Tytuł Powszechne braterstwo
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Ignis” Sp. Akc.
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia Spółki Wydawniczej Powszechnej
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Bronisława Neufeldówna
Tytuł orygin. Fraternity
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XVIII.
Idealny pies.

Hilary siedział długo na słońcu, wpatrzony w jasną, roziskrzoną toń i liczne, dobrze odżywiane kaczki, krążące dokoła zarośli, okrągłemi, lśniącemi ślepkami szukając robaków. Pomiędzy ławką, na której siedział a śpiczastem okratowaniem, dążyli bez przerwy ludzie — mężczyźni, kobiety, dzieci rozmaitego rodzaju. Od czasu do czasu zatrzymywała się jedna z kaczek i rzucała na te wszystkie istoty wymowne spojrzenie, jakgdyby porównywając istotę ich kształtów i powierzchowności z własnemi. I zdawało się, że mówi: „Gdybym ja miała wasze wychowanie, wykorzystałabym je daleko lepiej. Nie chciałabym nigdy widzieć takiego niemiłego stada kaczek jak wy“. I szybkim, ale ociężałym, ruchem odwracała się i dążyła ku towarzyszkom.
Kaczki nie zdołały jednak rozerwać myśli Hilarego. Sytuacja, w miarę stopniowego rozwoju, stawiała niejako na rozdrożu tego człowieka bieglejszego w myślach niż w czynach, w układaniu pojęć niż w kształtowaniu wypadków. Patrzył teraz na całą sprawę okiem wielce zdumionem a z lekka drwiącem. Stefan podrażnił go niesłychanie. Miał taki dziwny sposób obniżania poziomu rzeczy! Coprawda, cała sprawa mogła wydawać się śmieszna każdemu, ktoby się jej przypatrywał obojętnie. Co pomyślałby o niej człowiek, ze zdrowym rozsądkiem, taki np. jak pan Purcey?
Dlaczego nie posłuchać rady Stefana i nie wycofać się z tego wszystkiego? Tutaj wszakże zbliżał się Hilary do grzązkiej dziedziny uczucia.
Pozbawiać bezbronną dziewczynę opieki, z chwilą, kiedy sam został zagrożony, wydało mu się niegodne. Ale, czy istotnie pozostanie ona bez opieki? Czy nie istnieją, zgodnie ze słowami Stefana, dziesiątki szczegółów, których on — Hilary — o niej nie wie? Czy ona nie ma innych źródeł pomocy? Czy nie ma żadnych przeżyć? Ale i tutaj wrodzona delikatność postawiła mu zaporę: nie szpieguje się prywatnego życia bliźnich!
Nadto zajścia domowe małżonków Hughs komplikowały beznadziejnie sprawę. Żaden człowiek z sumieniem — a jakiekolwiek wady miał Hilary, braku sumienia nikt mu zarzucić nie miał prawa — nie mógł pominąć tej strony sprawy.
Śród tych rozważań, Hilary wracał myślą do Bianki. Jest jego żoną. Jakiekolwiek są obecnie jego uczucia dla niej, jakiekolwiek ich stosunki, nie wolno stawiać jej w fałszywe położenie. Nietylko nie chciał jej urazić i wyrządzić krzywdy, ale przeciwnie, pragnął uchronić ją, jak również i każdego, od troski i zmartwienia. Powiedział Stefanowi, że zajął się dziewczyną jedynie dla opieki. Ale od owej nocy, kiedy stał w oknie, wpatrzony w księżyc©ową poświatę, i usłyszał turkot wozów, jadących na targ Covent Garden, ogarnęło go dziwne uczucie — wrażenie człowieka, który leży w lekkiej gorączce i słucha odgłosów dochodzącej zdala muzyki, co oddziaływa na zmysły ale nie dręczy.
Ci, którzy widzieli go siedzącego w takiej spokojnej zadumie, z twarzą opartą na dłoni, mniemali niewątpliwie, że rozważa jakieś głębokie, trudne zagadnienie, wielką ideę mającą na celu dobro ludzkości; albowiem Hilary miał w sobie coś, co zniewalało każdego do łączenia z nim wyższych zadań człowieka.
Słońce zaczynało opuszczać długą, lśniącą powierzchnię wody.
Piastunka z dwojgiem dzieci zbliżyła się i usiadła obok Hilarego. I wówczas stało się, że Miranda znalazła pod ławką to, czego szukała przez całe życie. Nie miało to woni, nie poruszało się i było tej samej, co ona, barwy. Ni© dostrzegła, żeby spadł z tego choćby jeden włosek; ogon miało taki sam jak ona; nie było zuchwale zaczepne, nie odzywało się, nie miało żadnych namiętności i nie chciało jej do niczego nakłonić. Stojąc w oddaleniu kilku cali od jego łba, ta jest, bliżej niż kiedykolwiek stała z własnej woli obok jakiegokolwiek psa, Miranda dychała tę bezwonność pożądliwem węszeniem — drobne zmarszczki przecinały skórę na jej łbie a przez wywrócone do góry ślepia przeglądała jej bursztynowa drobna dusza.
I zdawało się, że mówi: „Jakiś ty niepodobny do wszystkich psów, które znam! Pragnęłabym żyć z tobą. Czy znajdę kiedykolwiek psa takiego jak ty“? „Ostatnia nowość — masa sterylizowana — patrz białą etykietę pod spodem: 4 sz. 3 p.“! — Nagle Miranda wysunęła długi, szarawo-różowy języczek i polizała jego nos, Zwierzątko odsunęło się trochę i stanęło. Miranda spośtrzegła wówczas, że było na kółkach. Położyła się tuż obok, bo wiedziała teraz, że był to pies idealny.
Hilary patrzył jak mała bursztynowa dama leży troskliwie i czule obok tego idealnego psa, który nie mógł jej krzywdy zrobić. Dyszała zlekka, wysunąwszy pyszczka koniuszczek języka.
Naraz ujrzał za swoją ławką inną sielankę. Nadbiegła wychudzona biała wyżlica. Położyła się na trawie a trzy psy, które ją ścigały, usiadły i wpatrywały się w nią. Było to biedne, brudne stworzonko, które Wyglądało, jakgdyby od wielu dni nie miało nad sobą dachu. Język miała wywieszony, szyję bez obróżki, dyszała żałośnie. Od czasu do czasu odwracała ślepie, ale, jakkolwiek były takie zmęczone i spoglądały tak rozpaczliwie, niemniej iskrzył się w nich błysk. Zdawać się mogło, że te ślepie mówią: „Pomimo pragnienia i głodu i znużenia, to jednak jest życie“! Trzy psy, również dyszące i czekające na chwilę kiedy jej się spodoba zacząć gnać nanowo, jakby powtarzały wilgotnemi, rozkochanemi ślepiami: „To jest życie“!
Z powodu tej sielanki, ludzie siedzący w pobliżu, odsuwali się.
Nagle, wychudzona, biała wyżlica zerwała się i, jak ścigane małe widmo, wsunęła się między drzewa a trzy psy pognały za nią.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: John Galsworthy i tłumacza: Bronisława Neufeldówna.