Przejdź do zawartości

Potworna matka/Część druga/XLIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Potworna matka
Podtytuł Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki
Wydawca "Prasa Powieściowa"
Data wyd. 1938
Druk "Monolit"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Bossue
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XLIV.

— Dobrze pan jest powiadomiony — rzekła po krótkiej chwili namysłu.
Włosko nie mógł zataić radości swej, co tym większą nieufność obudziło w pani Gevignot.
— Zatem — podchwycił — prosiłbym panią o pozwolenie pomówienia z tym młodym dziewczęciem.
— Z wielkim żalem nie mogę panu dać tego pozwolenia... — odpowiedziała przełożona.
Były dependent spojrzał na panią Gevignot z miną wielce zdumioną.
— Nie może pani? — powtórzył.
— Nie, panie...
— A to dlaczego?
— Dla bardzo prostej przyczyny, ponieważ Joanna Bertinot opuściła swą służbę.
— To niepodobna! — wykrzyknął Włosko.
Pani Gevignot przygryzła wargi i rzekła tonem oschłym:
— Nie przywykłam do tego, mój panie, ażeby wątpiono o mych słowach.
Przybysz zrozumiał nieco za późno, że popełnił niezręczność pierwszorzędną.
— Błagam panią o przebaczenie — wyrzekł żywo. — Ani na chwilę nie miałem zamiaru wyrazić takiej wątpliwości... Doznałem tylko wielkiego zdziwienia i dlatego nie dobrałem słów... Wczoraj jeszcze byłem prawie pewny, że panna Bertinot znajduje się tutaj... stąd, moje ździwienie...
— Rzeczywiście, Joanna była wczoraj, lecz dzisiaj już jej nie ma u mnie...
— A gdzież jest?
— Nie wiem... Opuściła mnie... Nie troszczyłam się o jej projekty...
— Proszę pani, bardzo być może, iż dla przyczyn szczególnych pragnęła ukryć miejsce swego pobytu... Ja bym to mógł pojąć.
Przełożona nic nie odpowiedziała.
— W życiu zdarzają się nieraz okoliczności szczególne, wyjątkowe — ciągnął dalej Włosko. — Joanna Bertinot mogła była panią błagać, ażeby ją pani ostrzegła przed czyim bądź spojrzeniem, i może dlatego nie pozwala pani mi się z nią widzieć?
— Powtarzam panu, że Joanna Bertinot opuściła dom wczoraj — zawołała przełożona niecierpliwie.
— I nie powiedziała pani, gdzie się ma obracać?
— Już panu wyjaśniłam.
— To dziwne.
— Dlaczego?... Jest ona zupełnie wolna, może czynić co jej się spodoba. Nie potrzebowała mi się tłumaczyć.
— To prawda... Może wróciła do pani, de Roncerny?
Pani Gevignot zapytywała się nadal w myśli, kim mógł być ten człowiek, tak dobrze powiadomiony o wszystkim, co dotyczyło młodej służącej.
Włosko nalegał.
— Czy pani przypuszcza — podchwycił — że powróciła do hrabiny de Roncerny?
— Ja nic zgoła nie przypuszczam...
— Chodzi tu o rzecz ważną dla niej...
Przełożona, przypomniawszy sobie oskarżenie o kradzież, uczynione przeciw Joannie, doznała żywego niepokoju.
— O rzecz ważną? — powtórzyła.
— Niezmiernie.
— Jeżeli tak jest, mocno żałuję, że nie mogę panu dać wiadomości żadnej...
— Ale mogą tu listy nadejść do panny Bertinot...
— Zapewne... Więc cóż z tego?
— To może powiedziała pani, dokąd mają być odsyłane, może zostawiła swój adres?
— Nic mi nie powiedziała o tym, ale opuściła dom mój w takich warunkach, jakie pozwalają jej odwiedzić mnie. Może więc zajrzy do mnie... W razie więc gdyby do mnie przyszła, mogę jej oznajmić, iż się pan nią interesuje i gdzie może się z panem zobaczyć.
Józef Włosko zamyślił się przez kilka sekund, po czym rzekł nagle:
— Ma pani słuszność... Zostawię pani mój adres.
I wyjąwszy bilet wizytowy z kieszeni, podał go przełożonej!.

JÓZEF WŁOSKO
Przemysłowiec.
37 ulica Veirrerie.

Były dependent pożegnał następnie panią Gevignot i postanowił pojechać do Petit-Bry.
Tutaj przyjęła go pani de Roncerny.
Hrabina, nie wiedząc o tym, co się działo, mogła to tylko odpowiedzieć na jego pytania:
— Moja dawna pokojówka była wczoraj w naszej willi, ale nie mówiła ani córce, ani mnie, że opuszcza pensję w Boissy.
Włosko odszedł zafrasowany, nie zostawiwszy jednak tutaj swego adresu.

∗             ∗

Powróćmy do Julii Tordier.
Gwałtowne dzwonienie rozległo się w mieszkanki.
— Heleno! — zawołała Garbuska.
— Co, mamo?
— Nie słyszysz, że ktoś dzwoni! Czy jesteś głucha! Idźże otworzyć prędzej!
Młoda dziewczyna spełniła rozkaz, a otworzywszy drzwi, cofnęła się mimowolnie, znalazłszy się wobec Prospera Rivet.
Za każdym razem, gdy Helena widziała pięknego komiwojażera, doznawała szczególnego uczucia wstrętu.
Prosper nie spostrzegał tego, albo się wcale o to nie troszczył.
— Moje uszanowanie przyszłej pani Rivet — wyrzekł tonem jowialnym.
Helena pozostała niemą, ale gwałtowne wykrzywienie twarzy znamionowało, czego doświadczała.
Garbuska poznała głos Prospera.
Nadbiegła, nie chcąc ani na chwilę pozostawiać go samego z córką...
— Chodź, mój zięciu — rzekła. — Mamy do pomówienia o bardzo ważnych rzeczach...
— Do usług, kochanej pani...
— Proszę za mną.
Garbuska zaprowadziła Prospera do swego pokoju i zamknąwszy drzwi, objęła go spojrzeniem, w którym pałał ogień namiętności, i odezwała się doń głosem wzruszonym i drżącym...
— Wszak kochasz mnie Prosperze, nieprawdaż? Kochasz mnie i kochać będziesz zawsze?
— Ależ najmniejsza wątpliwość byłaby dla mnie zniewagą — odpowiedział młodzieniec.
— Ach! jakże jestem szczęśliwa, że słyszę ciebie, wymawiającego tak słodkie słowa!
— Bądź pani szczęśliwą, ale mów ciszej... Helena mogłaby usłyszeć...
— A cóż mnie to obchodzi? — spytała Garbuska tonem dzikim.
— No, moja przyjaciółko, bądźże: rozsądna. Pomyśl, iż dość byłoby podejrzenia, ażeby Helenie dać siłę i śmiałość walczenia przeciw nam, z widokami zwycięstwa!
— Więc tak ci zależy na tym małżeństwie? — zagadnęła Julia Tordier z drżeniem zazdrości.
— O! także głupstwo! — odparł Prosper, śmiejąc się głośno. — Jeżeli mi zależy na małżeństwie, to wie pani dlaczego...
— Doprawdy?
— Ależ, słowo honoru, to się aż przykrzy powtarzać wciąż jedno i to samo. Jesteś zanadto podejrzliwą.
— Bo cię tak kocham, mój Prosperze, kocham, cię ponad życie, więcej nad wszystko... i chcę ci tego dowieść.
Poszłam dziś nawet do rejenta.
— A!
— Za kilka dni podpiszemy twój kontrakt ślubny z Heleną... Kontrakt ustanawiający zasadę rozdziału majątkowego... Ty wniesiesz dwadzieścia pięć tysięcy franków, które ja wypłacę...
— A — spytał Prosper tonem jak najobojętniejszym — kiedy te nieruchomości należeć będą do mnie?
— Już akta są przygotowywane... Podpiszemy je za pięć dni.
— Wybornie...


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.