Jeśli chcesz, droga, bym zapomniał ciebie,
To pogaś pierwej te gwiazdy na niebie, Które świeciły nam w noce majowe...
To, jako lampę wytloną nad ranem,
Zdmuchnij ten księżyc z licem zadumanem, I rozsyp z rosą blaski jego płowe...
To przed jutrzenką wstań, biała, z pościeli,
I zagaś świt ten, co brzask szary bieli, Płosząc słowika, trwożnego kochanka...
To nocy ciemnej, wiszącej nad ziemią
Proś, niech nie budzi zórz sennych, co drzemią, Nakształt róż w pąkach zwiniętego wianka...
— Lecz jest-że pewnem, że gdy księżyc blady
Zetrze z błękitów srebrzyste swe ślady I gdy ostatnia gwiazda już zagaśnie,
Jest-że dość pewnem, że dla zbłąkanego
Wśród tej ciemności i chaosu tego, Jedynem światłem nie będziesz — ty właśnie?