Przejdź do zawartości

Poezye. Serya trzecia/W pirejskim porcie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Konopnicka
Tytuł Poezye. Serya trzecia
Podtytuł Freski
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1887
Druk Wł. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Indeks stron

II.

W pirejskim porcie.
(Galerya otwarta nad morzem. Kilku młodych Ateńczyków, siedząc i leżąc, rozmawia z Atenogenesem sofistą).


CHRYZYP.
...O Bogi!
Zabierzcie sobie tego mędrca, który
Tu zmierza...

HEJTON.
I jego płaszcz, zszyty
Z samych sentencyj...

ANTYKLEJ.
Przepraszam, są dziury.

HEJTON.
To nic, załata nim dojdzie w pół drogi
Do Stoi.

CHRYZYP.
Hymnem na cześć Amfitryty...

HEJTON.
Patrz, patrz, jak stąpa...

CHRYZYP.
Jak potrząsa brodą...

ANTYKLEJ.
Jak kozioł, kiedy go na ołtarz wiodą.

CHRYZYP.
Przechodzi...

HEJTON.
Przeszedł...

ANTYKLEJ.
Jak kolka...

CHRYZYP.
Jak czkawka...

HEJTON.
I nie uronił ni strzępka, ni skrawka
Z swoich sentencyj.

TYMON.
Mój mistrzu! Jak sądzisz,
Kto też najlepiej byt świata tłumaczy
Z tych wielkich dawnych i nowych brodaczy?

ATENOGENES.
Żadnemu nie wierz, a pewno nie zbłądzisz.
Komu tu wierzyć?... O, biedny ty Greku!
Ledwoś na oczy przejrzał, już cię chwyta
Tales z Miletu. Niby Afrodyta
Nauka jego wstaje z morskiej toni...
Ocean rodzi świat. Strzeż cię człowieku!
Oto cię fala wszechobecna goni,
Krztusisz się wodą, tak pełno jej wszędzie.
Jak delfin nozdrza otrząsasz i uszy,
Wilgoć przesiąka do tajnych władz duszy,
Z wszystkiego co jest, co było, co będzie —
Woda się sączy, wzbiera... Wielkie bogi!
W połowie księgi zamokły ci nogi.
Czujesz, jak z boków skrzele ci wyrosły,
Porastasz łuską, pływasz, jesteś wzniosły!...
(Ogólny śmiech).
— I czegóż wy się śmiejecie?...
— Nic niema
Nieśmiertelnego na ziemi. I oto
Zjawia się nowe olbrzymie systema,

Anaksymenes wznosi różczkę złotą,
Ziemię zalaną Talesem osusza.
— Odetchnij — woła. — Powietrze to dusza
Wszechbytu, wszelkiej materyi zarodek.
Dobrze. — Oddycham raz, drugi raz, trzeci,
Czuję, że pełne powietrza mam płuca.
Najlżejszy podmuch chwieje mną, podrzuca,
Nie wiem sam gdzie mam ciężkości środek.
Bogowie! Ciało moje w górę leci
Razem z mądrością, długami i sławą...
Ha! jużbym wolał leżeć gdzie pod ławą.
Chwytam rękami na prawo, na lewo,
Lecz w wiatr się zmienia i kamień i drzewo...
Skrzydła mi z ramion wynikają ptasze,
I wylatuję na stare poddasze.
(Śmiech).

ANTYKLEJ.
Ażem się zmęczył tą powietrzną jazdą!

TYMON.
A potem mistrzu?

CHRYZYP.
A cóż? Uwił gniazdo
Jak stary puhacz...

HEJTON.
Nie! Jak Kryton stary,
Co przed długami lezie w mysze szpary
I zamieszkuje gdzieś na trzeciej belce
Własnego dachu.

CHARYST.
Wdzięcznym tobie wielce
Za tę wiadomość.

ANTYKLEJ.
Zgubiłeś Krytona!
Charyst mu winien koncept.

HEJTON.
Pierwej skona,
Nim ten dług odda.

CHARYST.
Gdy nie z twojej głowy
Śpij zdrów, i baw się...

CHRYZYP.
I bierz się do wdowy.

TYMON.
I cóżeś mistrzu widział na tej wieży?

ANTYKLEJ.
Ależ to było poddasze, nie wieża.

CHRYZYP.
Mógł widzieć paru ślepych nietoperzy...
Każdy się archont zmienia w nietoperza
I po omacku Atenami włada.

HEJTON.
Toż samo w Sparcie.

CHRYZYP.
Niech żyje Hellada!
Niech żyją wielkie rządy nietoperza!
(Po chwili).
Widziałem Hejtona, jak na Komos zmierza...

HEJTON.
Widziałem Chryzypa, jak idzie do Zoi...

ANTYKLEJ.
I Zoję, jak się do Tymona stroi...

TYMON.
Ale co potem?


CHRYZYP.
Potem było ciemno.

ATENOGENES.
Zaledwiem wytchnął Anaksymenesa
I pozostałem próżen systematu,
Jak pusty pęcherz, albo pusta kiesa,
Kiedy Heraklit objawił się światu,
Wykurzył dymem wszystkie dawne bogi,
I jako chmura czarna stał nademną.
Potarł krzemieniem o mózg, i rozniecił
Ogromny system, co grzał, a nie świecił.
— Ogień nas rodzi — rzekł. — I wnet przez zęby
Buchać mu zaczął dym gęstemi kłęby,
I tak zaciemnił całe to systema,
Że w niem ni jednej jasnej prawdy niema,
Chociaż prawd ciemnych naliczysz na kopy.
Mówi, ja słucham — gorąco mi w stopy.
Powietrze duszne, zaczyna być parno.
Mądrość mi w głowę wchodzi żagwią czarną,
Żużle się sypią zamiast słów; logika
Pięty mi piecze i w uszach mi syka,
A jako głownia ożogiem popchnięta,
Trzeszczą iskrami sypiąc argumenta.
Dowodzi, dowiódł, — gdy wtem cała praca
Pod niebo leci i pęka jak raca,

A filozofja spalona na poły
Sypie na Grecyą siarczyste popioły...
Dmucham, chcę stąpić, gdy nagle — niech zginę!
Przez dym spostrzegam Kleona i Frynę...
Szła wznosząc oczy płonące jak drzazgi,
A ja, com pojąć nie mógł Heraklita,
Wnet zrozumiałem zkąd idą Pelazgi,
Jony, Achaje, świat cały... I kwita.

CHRYZYP.
Niech żyje Fryne!

ANTYKLEJ.
I jasne systemy!

CHRYZYP.
Tymon! Cóż stoisz jak głuchy i niemy?
Patrz, łódź przepływa pod żaglem ze śniegu,
Na maszcie wianek różany. Tu z brzegu,
Czuję, że w łodzi tej płynie bogini.

HEJTON.
Która wyznaje system Heraklita,
I z pocałunków ognia — światy czyni.

CHRYZYP.
Patrz, jak powiewa jej zasłona biała.
(Widać zbliżającą się łódź. Hejton powstaje i woła).
Ho, Thalasiana!... Ho! ho!...

CHRYZYP.
Przeleciała,
Jak przelatują nadbrzeżne łabędzie...

TYMON.
(w zadumie)
I to już wszystko co było? Co będzie?

ANTYKLEJ.
Mój mistrzu przemów, bo Tymon się zmieni
W posąg pytania, bez dłuta Fidiasza.
A już w Atenach dość mamy kamieni.

CHRYZYP.
Więc kiedyś wyszedł z onego poddasza...

ANTYKLEJ.
I w ogniu ujrzał świat cały widomy...

ATENOGENES.
Tom się rozleciał w drobniuchne atomy,
I nawet była po mnie wielka stypa,
Patrz Demokryta, albo Leucypa.
Przez sto olimpiad wiatr mnie w polu pędził,
Na deszczu moczył, na słońcu mnie wędził,
Zbliżał, oddalał i dzielił, i łączył,
Aż mnie nareszcie...

ANTYKLEJ.
W kielich wina wsączył.

ATENOGENES.
Jeśli przerywasz, mów sam.

CHRYZYP.
Mistrzu drogi!
Nie dbaj na ludzkie głupstwo! Grecya słucha...

ANTYKLEJ.
Ho! Dionizos!... Patrz rosną mu rogi!
Obrasta chmielem... Patrz, patrz, w dudkę dmucha...

TYMON.
Cicho!... wszak ja też łykam gorzką pianę,
Lecz wiem, że kroplę prawdy z niej dostanę.

HEJTON.
Jak mówi Homer...

ANTYKLEJ.
Nie! Jak Heziod mówi.

HEJTON.
Sto za Homerem przeciw Heziodowi!

ANTYKLEJ.
Sto za Heziodem!

CHRYZYP.
Do tysiąca gromów
Zewsa!.. To wielka myśl, ten ruch atomów!
Coś, co się samo odpycha, przyciąga,
Rozdziela, łączy, i jądrem jest świata...

HEJTON.
Ostrzegam — Chryzyp Zewsowi urąga!

ANTYKLEJ.
Chryzyp jest godzien cykuty Sokrata.

ATENOGENES.
Rzekłeś: Sokrata — pochylam więc głowę.

TYMON.
A ja wołania gdzieś słyszę echowe
Nad całą Grecyą... Biada! biada! biada!...

CHRYZYP.
To Pitagoras tablice układa,
I dźwiękiem idzie od sfery do sfery,
Dowiódłszy światu, że dwa a dwa — cztery.

ATENOGENES.
Mędrcy konają, lecz mądrość nie kona.
Sokrates zrodził...

ANTYKLEJ.
Kritiasa...

ATENOGENES.
Platona.
Odtąd świadomi co w chmurach się dzieje,
Grecy zaczęli rozważać ideje,
I obróceni nosami do góry
Lecą w rzymskiego orlątka pazury.
(do Antykleja)
Co myślisz? Platon mniejszym był tyranem
Niżeli Kritias?

ANTYKLEJ.
Kto to wiedzieć może...

ATENOGENES.
Ty, bo niedługo mieć będziesz obrożę
Z znakiem Kwirytów. Rzym będzie twym panem.

CHARYST.
Wszystko cokolwiek jest, jest dziełem Bogów.

HEJTON.
Słuchajcie! Oto jest koncept Charysta!

(do Chryzypa)
Leć po Krytona!...

CHRYZYP.
Hej nadstawcie poły!
Kto nie nadstawi poły, nie skorzysta.
Charyst przemówił!...

HEJTON.
Zaprzęgać tam woły!
Będziemy ciągnąć koncept ten wołami...

ATENOGENES.
Ile, Charyście, dałeś dziś batogów
Twoim helotom?

CHARYST.
O!...

ATENOGENES.
Czegóż się zżymasz?
Wszak władzę mówisz sam, od bogów trzymasz.
Możesz bić! Ja ci tylko między nami,
Tak, po przyjaźni powiem jedno słowo:
Z łez niewolników, i z krwi ich, i z potu,
Wieki utworzą, jak z kropelek wody,

Ogromną, czarną chmurę piorunową,
Która pożarem ogarnie narody.
— Słyszę już odgłos dalekiego grzmotu...
To przyszłość idzie.
(głos przechodzącego z siecią rybaka)
Makrele!... Makrele!...

ATENOGENES.
Ateńczykowie i obywatele!
Przeklinam mądrość ryb, które są — w sieci
(długie milczenie)
Późno już! Kto do miasta ze mną?

CHRYZYP.
(wstając)
Dalej, dzieci!







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.