Z jaskółką czarną rzucam gniazdko moje, Wioskę zieloną...
Przede mną lecą jakieś niepokoje Chmurką spłoszoną...
Słońce mi w drogę daje złotą smugę, Gdzie ścieżka płowa,
A łąka za mną szle błękitną strugę, Szepcząc: „bądź zdrowa!”
Porzucam wszystko, idę w świat daleki! Tylkobym rada
Wziąć z sobą szumy srebrzyste tej rzeki, Co hucząc spada...
Przejrzysty lazur szerokiej przestrzeni, I oddech wolny,
I chłód ożywczy świeżych leśnych cieni, I kwiat ten polny...
Tylkobym chciała tej brzozy płaczącej Wziąć z sobą smutki,
I parów we mgłach wilgotnych dyszący, I niezabudki...
Wieczorną gwiazdę, co w ciszy błękitu Pała milcząca...
I srebrne hasła, i błyski przedświtu O wschodzie słońca.
Tylkobym w kielich z białego powoju Rosy wziąć rada,
I znane szepty lubego mi zdroju, Co przez sen gada...
Echo fujarki, chrzęst kosy na łące, Piosnkę żniwiarzy...
I słówko bratnie, serdeczne, gorące: „Niechaj Bóg darzy!”