Tatrzańskie stoki w ziołach toną,
I noszą odzież rozkwieconą,
Na mchu stawiają stopy bose,
I traw oddechem piją rosę... A wyżej kamień nagi błyska, Szumiące zdroje wrą z urwiska, Lecąc ożywczą w dół kaskadą, Z jasnością świeżą, srebrną, bladą...
Szczyt zasię białe pienią śniegi,
Jak puhar, pełen aż po brzegi,
Złamanym błyskiem słońca miga,
I wiecznym chłodem w lód zastyga... Wędrowiec w niżniach zrywa kwiaty I piersi krzepi świeżą wonią; Na połoninie zdrój skrzydlaty, Jak ptaka w locie chwyta dłonią;
Aż gdy lodowe gór widziadło
Tchem swym zastudzi krew na szczycie,
Wtedy się pyta z twarzą zbladłą:
„Życie! Gdzie jesteś, ciepłe życie?”
∗ ∗ ∗
Wierchy! wy wierchy zamrożone, Na dyamentową gór koronę,
Posępne siostry czarnej chmury,
Wy nie jesteście sercem góry... Prąd, co z rodzinnej bije ziemi Tętnami młodych sił żywemi, Wam nie przenika piersi drżeniem I nie zajmuje krwi płomieniem...
Zastygłe w bieli, niskim stokom
Ciężycie masą granitową,
I zimną, trupią waszą głową
Dech zamrażacie tym obłokom,
Co deszcz wiosenny ziemi niosą,
I plony pracy krzepią rosą... Gdy burza siecze wasze ciało I piorunową kryje szatą Lodowisk waszych płachtę białą Ponad góralską widzę chatą
I drżę, i pytam przerażony:
Ach! naco górom te korony?