Jako ten jeleń, co lecąc do zdroju,
Z dyamentów rosy otrząsa krzew młody,
Do żywych źródeł tęskni dusza moja, Do żywej wody!
Pragnę i jestem, jak trawa mdlejąca,
Na pasieczysku skwarnem rozesłana,
Którą źrenica rozogniona słońca Pali od rana.
A gdzie strumienie, a gdzie są te rzeki,
Co mnie napoją w porannych zórz ciszy?
Jako huk morza, tak huk ich daleki Ucho me słyszy!
Z gór wielkich spłyną, jak płaszcze błękitu,
Przybiorą z jarów i źródlisk tajemnych,
I w pierwszych blaskach nowego rozświtu Napoją ciemnych.
I srebrnem skrzydłem uderzą o gmachy,
Spróchniałe w sobie, stojące bez duszy;
I pójdą dreszczem po ludach przestrachy I grom je ruszy.
A zaś na pola i łąki uderzą,
Gdzie siew przyszłości przysuły mdłe pyły;
I zielonością rozkwitną nam świeżą, Stare mogiły.