Poeto! rozpruj krewnym bety i pierzyny!
„Foteliki“, „gablotki“ przez okno, o bruk!
Piruetami rozpląsanych nóg
Wystukuj anapesty na szczęce rodziny.
Poeto! kup czerwony ołówek w sklepiku
I przekreśl nim, jak cenzor, sklepikarską twarz!
Skonfiskowany mordę gdy odetniesz — zważ
I wywieś, jak zająca, przed sklepem na stryku.
Poeto! śród wykwintnej nobliwej zabawy
Bądź miłym gentlemanem, lekki dyskurs tocz;
Ale nagle zgaś światło, małpą na stół wskocz,
Ugryź prezesa w ucho i grobowo zawyj!
Poeto! jest czterysta miljonów chińczyków.
To nie żarty. To dziesięć atlantyków krwi.
Zawiadom o tem, w piorun załamując brwi,
Mitologiczne ciotki i wujów assyryjczyków.
Poeto! u strażaków wypożycz drabinę,
Przystaw ją gdzie należy (Złota 8... wiesz),
Wejdź nocą — i za szybą milczkiem zęby szczerz;
Zauważ, jaką będzie miał Grydzewski minę.
Pozatem, gdy ci serce zapłacze z tęsknoty,
Możesz pałyczeć, krumskać, skobrować i kmić,
Sąbrzyć, wichatać, rumczeć, ulpansonić, brtyć...
Widzisz, miły poeto, ile masz roboty!