Podróż po księżycu, odbyta przez Serafina Bolińskiego/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Teodor Tripplin‎
Tytuł Podróż po księżycu
Podtytuł odbyta przez Serafina Bolińskiego
Wydawca Nakładem Bolesława Maurycego Wolfa
Data wyd. 1858
Druk Drukiem Bolesława Maurycego Wolfa
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


9. Układy.

Mój gospodarz przyleciał dopiéro, gdym całą geografię księżyca przeczytał i pochłonął w siebie od deski do deski. Znalazł mnie prawie zanadto ciekawym pod względem selenografii i nastarczyć nie mógł odpowiadać na me pytania o charakterystyce różnych narodów księżyc zamieszkujących.
— Na Boga! rzecze rzeczywisty lekarz stanu, obawiam się, żebyś sobie nie zatkał wszystkich szuflad twéj wiedzy tą selenografią, nie zapomniałeś ani punktu, ani przecinka z téj dyabelskiéj książki, a ja, lubo wiem wiele, nie znam jednakże z dokładnością objętości twéj głowy; może już jesteś niedalekim od punktu nasycenia? nie jeden uchodzący za wielkiego mędrca, nie zna ani o dziesiątéj części tego, coś ty połknął i spamiętał z téj książki. J a ciebie nie chcę wykierować na geografa, lecz na lekarza.
— Przedewszystkiém tu idzie o skrzydła, mój drogi i dostojny przyjacielu; daléj smaruj mnie swym balsamem skrzydłodawczym i stawiaj mi bańki ciągle ssące. Skrzydeł mi potrzeba, skrzydeł i to jak najprędzéj!
— Skrzydeł ci potrzeba, skrzydeł i to jak najprędzéj! rzecze doktor Gerwid uśmiechając się szyderczo i wypróżniając swą rybę z gazu.
— Skrzydeł! tak nieocenionych organów, których Bóg nie odmówił żadnemu synowi księżyca.
— A cóż mi dasz za te skrzydła, miły Nafirze? muszę cię tu nawiasowo uwiadomić, że twoje imię, któreś na ziemi nosił, znaczy naszym językiem Nafir. Więc cóż mi dasz za te skrzydła miły Nafirze?
— Co dam za te skrzydła? cóż ci dać mogę? wpadłem do ciebie ubrany i bogaty jak nowonarodzone dziecko, nic ci dać nie mogę, niestety!...
— Możesz mi dać bardzo wiele, mój drogi przyjacielu, rzecze Gerwid, wydobywszy z biórka arkusz zapisanego kilkunastu wierszami papieru i doda:
— Twój podpis.... nic więcéj.
— Zobaczmy na co: „Niżej podpisany, syn ziemi Nafir, zobowiązuje się służyć swemu przyjacielowi Gerwidowi radą i czynem, wszędzie gdzie będzie mógł, i gdy do tego zostanie wezwanym; i przyrzeka nigdy mu nie szkodzić i źle o nim nie myśleć, nawet gdyby do tego mniemał mieć powody.“ Nie podpiszę tego kontraktu, dostojny doktorze: myślom rozkazywać nie można, dobrych uczynków za złe, równy od równego, ani nawet pan od sługi spodziewać się nie ma prawa. Wolę wrócić na ziemię, gdzie zdaje mi się żaden szlachetnie myślący i uczony człowiek, takich ofiar nigdy się nie domaga od bliźniego. Od was spodziewałem się jeszcze wyższych pojęć pod względem szlachetności.
— Nie ze wszystkiem widać zapomniałeś co się dzieje na ziemi, mój przyjacielu, bo jeszcze w tobie pokutują jakieś pojęcia, któreś chyba z mlekiem wyssał, rzecze Gerwid drąc kontrakt i dodał: była to tylko próba charakteru, mój dobry gościu; cieszę się, że z niéj wyszedłeś z honorem; twoja szlachetność jest dla mnie dostateczną rękojmią, będziesz miał przepyszne skrzydła, najdaléj za miesiąc.
Namaścił mnie na plecach balsamem, od któregoby, jak utrzymywał, i z pięty skrzydła wyrosły, i przystawił mi na same łopatki, dwie silnie ssące bańki z gutaperki.
— Teraz się weź do ksiąg lekarskich, nie tracąc czasu na inne nauki, jeśli sobie chcesz u nas zabezpieczyć niezawisłe położenie, sam będę twoim teukrem, to jest przyjacielem i woźnicą; sam cię wprowadzę w praktykę, zaczynając od pierwszéj dostojności naszej prowincyi, rzekł Gerwid i pośpieszył na dolne piętro, gdzie go oczekiwali pacyenci, przybiegli piechotą, na balonach i na skrzydłach. Widziałem jak jedna ogromnie opasła mamka, przyleciała z chorym niemowlęciem siłą własnych skrzydeł. Płakała w niebogłosy szybując jak duża indyka po powietrzu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teodor Tripplin‎.