Podróż na Jowisza/Księga II/Rozdział XIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor John Jacob Astor
Tytuł Podróż na Jowisza
Podtytuł Powieść fantastyczno-naukowa
Wydawca Nakład Redakcyi "Niwy"
Data wyd. 1896
Druk Druk Rubieszewskiego i Wrotnowskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Maria Milkuszyc
Tytuł orygin. A Journey in Other Worlds
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XIV.
Matka — Ziemia.

Kalisto wznosił się szybko w przestrzenie; gdy znaleźli się po za pasem atmosferycznym, coraz prędzej zmierzali ku słońcu, do czego dopomagała im silna atrakcya; prawie nie zbaczając z prostej linii, w kilka dni przebyli drogę Marsa.
Ponieważ od chwili wyjazdu podróżnych, ziemia dokonała prawie połowę swego biegu na około słońca, zwrócili się trochę na prawo, aby zbytecznie nie zbliżać się do słońca.
— Sądzę — rzekł Ayrault, — że na tej pierwszej wycieczce nie poprzestaniemy, a gdy wypocząwszy, wybierzemy się na drugą, trzeba nam będzie zabrać z sobą prowizyę niebieskich okularów, aby po drodze, stosowną upatrzywszy porę, wstąpić na Wenus; w porównaniu z odbytą przez nas drogą, to spacer zwyczajny.
W dwa dni później najkrótszą i najprostszą drogą skierowali podróżni statek swój ku ziemi.
Widocznie astronomowie śledzili powrót Kalista, ponieważ ujrzawszy go, wysłali powietrzną depeszę.
„Witamy z powrotem. Jak się macie?“
Ze statku niebawem błysnęła odpowiedź;
„Dziękujemy. Wszyscy zdrowi. Widzieliśmy rzeczy cudowne.“
Przez teleskopy przeczytana odpowiedź, niezwłocznie telefonami rozeszła się po kraju. Poczem znów wysłano depeszę:
„Kiedy wracacie? Chcemy zawiadomić dzienniki.“
„Chcemy zdjąć jeszcze fotografię ziemi z tej wysokości przy świetle dziennym. Kierujemy statek tak, aby się znalazł na równej linii pomiędzy ziemią, a słońcem.“
„Postawiliśmy pomnik w parku Cortlandta z tym napisem:
„Z tego miejsca James Bearwarden, Henryk Chelmsford Cortlandt i Ryszard Rokeby Ayrault opuścili ziemię dnia 21 grudnia 2,000 roku, aby zwiedzić Jowisza.“
Dodajcie: „Wrócili 10 kwietnia 2,001 roku.“
Niebawem Kalisto znalazł się pomiędzy ziemią a słońcem; teraz astronomowie mogli go oglądać tylko przez szkła kopcone; wyglądał on prawie tak, jak księżyc na nowiu.
Widok, jaki przedstawił się obecnie oczom podróżnych, był wspaniały. Była to godzina 11 w Londynie; Europa leżała przed nimi niby mapa rozesłana. Wszystkie jej półwyspy, wyspy, morza i zatoki przedstawiały się wypukło. Jedne za drugiemi przeszły przed ich oczyma: Rossya, Niemcy, Francya, Anglia, i Hiszpania jakby we wspaniałej długiej procesyi, a równocześnie ukazała się półkula zachodnia.
Prawie ta sama była godzina, co i w dzień odjazdu, tylko słońce świeciło jaśniej i zamiast mieć przed oczyma posępny dzień grudniowy, podziwiali w pełnej krasie i rozkwicie czerwiec.
Podróżni zachwyceni byli widokiem, chętnieby nawet przedłużyli pobyt swój wśród przestrzeni, ale przypomnieli sobie, z jaką niecierpliwością oczekują ich na ziemi przyjaciele i znajomi, zamknęli tedy prąd odpychający ich od ziemi.
— Teraz już nie ma potrzeby używać Apergii, — rzekł Ayrault, — teraz bowiem całą silą kierować się trzeba na przebicie atmosfery, tem więcej, że wypada nam lecieć kopułą ku dołowi.
Gdy znaleźli się na 50 mil odległości nad powierzchnią ziemi, uczuli silny opór atmosfery, szybkość lotu statku zwalniała się; wreszcie o milę drogi silnie wstrzymując statek, spuszczali się z kierunkiem ku miejscu, zkąd odjechali, to jest do parku Cortlandta.
Tysiączne tłumy zalegały park, place i ulice miasta.
Podróżni wysiedli, witani radosnemi okrzykami.
Ayrault pospieszył przywitać ukochaną Sylwię.
— Jakże jestem szczęśliwą, że cię widzę z powrotem; ciągle dręczyły mnie najstraszniejsze przeczucia, zdawało mi się, że tam jakieś spotkało was nieszczęście, i że ja ciebie już nigdy nie zobaczę.
W trzy tygodnie później pobłogosławiony został związek małżeński pomiędzy Sylwią i Ayrault’em.
Podczas gdy młoda para przyjmowała powinszowania zebranych krewnych i przyjaciół, Bearwarden rzekł, silnie ściskając rękę swego towarzysza podróży:
— Pamiętaj, żeśmy jeszcze nie byli na Uranusie, Neptunie, Kasandrze i innych i że tam jeszcze wiele ciekawych rzeczy jest do zobaczenia. Jeżelibyś kiedy znowu chciał zrobić wycieczkę, możesz rachować na mnie i na Cortlandta jak na wiernych towarzyszy podróży.
Sylwia wyszła, aby zmienić toaletę i młodzi małżonkowie wyjechali w podróż poślubną, żegnani serdecznemi życzeniami obecnych.
Cortlandt powrócił na swe stanowisko do Waszyngtonu, a Bearwarden objął na nowo dyrekcyę Towarzystwa, pracującego nad naprostowaniem osi ziemskiej.


KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: John Jacob Astor i tłumacza: Maria Milkuszyc.