Przejdź do zawartości

Podpalaczka/Tom II-gi/XV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Podpalaczka
Podtytuł Powieść w sześciu tomach
Tom II-gi
Część pierwsza
Rozdział XV
Wydawca Nakładem Księgarni H. Olawskiego
Data wyd. 1891
Druk Jana Cotty
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La porteuse de pain
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XV.

Wdowa po Piotrze Fortier przyjęła tę wiadomość z nieopisaną radością, spodziewając się, iż nowa sytuacya dostarczy jej od tak dawna wyczekiwaną sposobność do spełnienia powziętego zamiaru. Infirmeryą zarządzały siostry miłosierdzia, ocenia lace oddawna ciche i spokojne zachowanie się uwięzionej. Po upływie roku Joanna została głownią dozorczynią w więziennym szpitalu. Dano jej oddzielną stancyjke, przytykającą do apteki, zostającej pod zarządem jednej z zakonnic świętego Wincentego à Paulo. Siostra ta zajmowała również gabinet obok apteki, lecz położony z przeciwnej strony mieszkania wdowy Fortier.
Obowiązki służbowa powoływały często główną dozorczynię do udawania się w różne części więzienia, bądź to do ogólnej dyrekcyi, bądź do wydziału ekonomicznego lub składów. Wolno jej było chodzić po wszystkich dziedzińcach. Czynność ta otwierała przed nią wszystkie wewnętrzne drzwi więzienia.
Oddział szpitalny położony był w prawem skrzydle gmachu, przy wejściu z głównego podwórza.
Smutny i ponury zwykle wyraz twarzy Joanny zmienił się dnia pewnego, fizyognomia jej nagle się ożywiła, rumieniec okrywał jej policzki, oczy dziwnym blaskiem płonęły, jak gdyby podniecane ukrytą gorączką. Znalazła nareszcie tak upragnioną chwilę. Przebywając w infirmeryi, zauważyła, iż w każdą niedzielę zakonnice po wysłuchaniu mszy świętej w miejscowej kaplicy, szły o szóstej zrana na nabożeństwo do parafialnego kościoła, zkąd około ósmej wracały. Zarządzająca apteką siostra Filomena, udając się tamże z innemi, wracała wcześniej nieco, ażeby być obecną w więzieniu przy wizycie doktora.
— Otóż, co mi posłuży za pozór, — szepnęła Joanna i zamiar, od tak dawna powzięty, w czyn wprowadzić postanowiła.
Posiadając nieco uzbieranych pieniędzy podczas przebywania w szpitalu więziennym, zamierzała użyć takowych po odzyskaniu wolności na koszta oczekującej ją podróży. Ileż potrzeba było jednakże zwalczyć przed tem trudności, ile zapór pokonać!
Nadszedł rok 1880. W dniu 18 stycznia, w sobotę wdowa po Piotrze Portier zamierzyła rozpocząć działanie nazajutrz.
Siostra Filomena, kobieta pięćdziesięcioletnia, cierpiąc oddawna na słabość żołądkową, według poleceń doktora, pijała co wieczór przed udaniem się na spoczynek kieliszek wina z chininą.
Joanna, znając ten szczegół, gdyż niejednokrotnie zakonnica w jej obecności przygotowywała sobie ów napój, odchodziła do swej stancyjki wieczorem, po odebraniu od siostry Filomeny poleceń względem dawania nazajutrz lekarstw i odwarów7 chorym, a zarazem przysposobienia arkuszów do zamieszczenia przepisów na dzień następny.
Od lat trzech pełniąc obowiązki w infirmeryi, wdowa znała tak wszystkie flaszki, umieszone na półkach porządkowo, jakoteż i własności lekarstw w nich zawartych. W chwili, gdy siostra Filomena udała się na obiad do refektarza, Joanna, wszedłszy do apteczki, zdjęła z półki flaszkę z napisem Laudanum i udała się z nią do pokoju siostry. Na stoliku stała butelka do połowy napełniona chinowem winem. Dozorczyni bez wahania wlała w tę butelkę połowę płynu Laudanum, mieszczącego się we flaszeczce.
— Będzie to dostatecznem — mówiła — dla przedłużenia snu siostry, nie przynosząc szkody jej zdrowiu.
Postawiwszy następnie flaszki na swojem miejscu, odeszła do chorych.
Wieczorne godziny dnia tego zdawały się jej wlec nieskończenie; czuła się być wzburzoną nerwowo, pożeraną przez gorączkę i trwogę.
Nakoniec uderzyła dziesiąta.
Joanna, zająwszy się, jak zwykle, przygotowaniem arkuszy dla doktora, przedłużała umyślnie owo zajęcie, by się naocznie przekonać, czy siostra Filomena wypije swe wino chinowe, jak to co wieczór czyniła.
O dziesiątej zakonnica weszła do swego pokoju.
Uwięziona, natężywszy uwagę, dosłyszała nalewanie wina z butelki i jednocześnie siostra Filomena ukazała się we drzwiach z kieliszkiem w ręku.
— Ukończyłaś już swą pracę, me dziecię? — spytała.
— Tak, siostro.
— A więc idź spoóźnij i ja toż samo uczynię, czuję się być nad wyraz znużoną. Jutro niedziela — dodała — trzeba iść na mszę do kościoła parafialnego, a skutkiem tego wstać rano. Dobranoc ci, a nie zapomnij obudzić mnie równo ze świtem.
— Dobrze — odpowiedziała wdowa — dobranoc.
Wypiwszy lecznicze wino do ostatniej kropli, zakonnica weszła do swego pokoju; dozorczyni, obszedłszy salę chorych, wróciła również do swej stancyjki, której okratowane okienko wychodziło na dziedziniec.
Pomimo, iż było to wśród zimy, a każdy pamięta, jak ciężką ona była w roku 1880-ym, młoda kobieta pod naciskiem wewnętrznego gorąca, dusiła się prawie. Wielkie krople potu spływały po jej skroniach. Otworzywszy okienko, wsparła rozpalone czoło na kracie żelaznej. Noc była ciemna, płatki śniegu unosiły się w powietrzu.
— Otóż piękna pogoda mi sprzyja — szepnęła z gorzkim uśmiechem.
Objęta mroźnym powiewem wichru, zadrżała, a zamknąwszy okno, zaczęła nasłuchiwać pod drzwiami siostry Filomeny.
— Oby narkotyk ten wydał skutek pożądany — szepnęła — i przedłużył jej sen o tyle, ile będzie potrzeba.
Słuchała dalej przez kilka minut, powstrzymawszy oddech.
— Cisza... — wyrzekła, odchodząc — zgasiła światło... śpi pewnie. Sen prędko przyszedł, czy jednak jutro zrana spać jeszcze będzie?
Odpowiedź na to niepodobną była, czekać należało.
Joanna, wróciwszy do siebie, rzuciła się na łóżko nierozbierając, i rozmyślać zaczęła nad sposobami wydostania się z więzienia. Noc upłynęła nareszcie. Uderzyła piąta na miejscowym zegarze.
Co niedziela o tej porze przychodził stróż otwierać drzwi infirmeryi na noc zamykane. Na odgłos jego kroków wdowa po Piotrze Portier szybko się zerwała, a zapaliwszy latarkę, weszła do pokoju siostry Filomeny.
Zakonnica, z rękami na piersiach złożonemi, spała tak głęboko, że zdała się być prawie umarłą. Joannę ogarnęła trwoga. Wiedziona gorącą chęcią uwolnienia się, czy mimowolnie nie popełniła występku?
Podszedłszy, położyła rękę na piersiach uśpionej. Ciało było ciepłe, serce uderzało. Dozorczyni z ulgą odetchnęła i nie tracąc chwili, udała się do pokoju przełożonej.
— Wielebna matko — wyrzekła, wchodzi — siostra Filomena przysyła mnie z powiadomieniem, iż zajęta przyrządzaniem bandażów dla chorych, nie będzie mogła teraz udać się do kościoła. Prosi, ażeby siostry na nią nie oczekiwały; przybędzie sama wkrótce, skoro ukończy robotę.
— Dobrze, moje dziecię — odpowiedziała przełożona — powiedz jej, że zaraz wychodzimy.
Joanna, wróciwszy do infirmeryi, znalazła zakonnicę pogrążoną w śnie tak głębokim, iż zdawał się on być prawie letargiem. Zdjąwszy więc szybko ubranie, przyodziała suknie siostry Filomeny, które doskonale na niej leżały, ponieważ zakonnica była tegoż samego wzrostu prawie; welon, przysłaniający twarz, nadawał jej pozór prawdziwej siostry miłosierdzia. Przy przebieraniu się nie zapomniała wziąść ani różańca, ani książki nabożnej, ani pęka kluczów, które zawiesiła u pasa.
W kącie leżało futro, szarem suknem kryte, z obszernym kapturem; uwięziona wdziała to futro, nakryła welon kapturem i wsunęła w kieszeń chustkę z węzełkiem, zawierającym jej drobni sumkę pieniędzy, z trudem przez lat kilka zbieraną.
— A teraz, w imię Boże! — szepnęła z gestem silnego postanowienia — w imię Boże, w drogę! — I wyszła.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.