Zmiatając śniegi, wyjąc przeraźliwie,
Wiatr po równinie przechadza się łysej...
Cicho spoczywa w lodowej pokrywie Martwy Jenisej.
Śmierć tędy przeszła — jeszcze psy się włóczą
I ciał poległych po ustroniach wietrzą...
Śmierć przeszła — ręką, od śniegów tych bledszą,
Uśpiła wszystko... ucichły już waśnie —
Chyba jedynie echo wrzawą kruczą W dali zawrzaśnie...
Ból, srom, niepewność... jak kruków gromada,
Złych myśli tysiąc — posępnych i czarnych —
Na żerowisko w duszę mą opada...
Tyle na marne trudów szło ofiarnych,
Iż mi wyziębło w tej uczuć rozterce Biedne me serce!...
I ci zginęli — kochani przeze mnie —
Najlepsi z druhów — męczeńscy bezpłodnie —
I kędy spojrzeć, tam jeno nikczemnie Królują zbrodnie...
Wietrze, o wietrze! nie płacz ty nad tymi,
Co śpią już w grobie — cisi i swobodni,
Lecz nieś otuchę tym, co jak Kaimi
Żyją — z niesławą bratobójczej zbrodni —
Choć szli do boju z wiarą w święte hasła
I do największych poświęceń gotowi...
Zanieś wieść o nas wolnemu krajowi —
Jeśli tam o nas pamięć nie wygasła...