Panna do towarzystwa/Część pierwsza/XXXI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Panna do towarzystwa
Data wyd. 1884
Druk Drukarnia Noskowskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Demoiselle de compagnie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXI.

Gilbert otrzymawszy w Morfontaine depeszę Honoryusza uczuł radość.
— Nadeszła chwila wezwania pomocy prawa... — rzekł. — Zbrodnia została spełnioną, pod tym względem nie ma wątpliwości. Brat mój zrobił testament, a testament ten zniknął, dowód to jasny, że aktem tym uznał prawa Genowefy. Prawa te muszą być jej przyznane. Jeżeli żyje, cały majątek hrabiego de Vadans do niej należy. Rzecz ta musi być na jaw wyprowadzoną. Sprawiedliwość ostrzeżona, znajdzie bezwątpienia rozwiązanie zagadki, którego szukam napróżno, i wyjaśni tajemnicę Pontarmé.
Usiadłszy przy biurku Gilbert wziął duży arkusz papieru listowego z szeroką czarną obwódką, i napisał słowa następujące:

„Do prokuratora Rzeczypospolitej departamentu Sekwany.

„Mam zaszczyt podać do pańskiej wiadomości fakta następujące:
„Hrabia Karol Maksymilian de Vadans zmarł w Paryżu w swoim pałacu przy ulicy Garancière.
„Pozostawił znaczny bardzo majątek.
„Baronowa de Garennes, siostra zmarłego, i wicehrabia R aul de Challins, jego siostrzeniec, mają być jutro t. j. w sobotę wprowadzeni w posiadanie sukcesyi, w tym celu wezwani zostali do notaryusza Hervieux, mieszkającego pod nr. 29 na ulicy Bonaparte.
„Pani de Garennes i pan de Challins nie mają żadnego istotnego prawa do majątku, który ma być im oddany.
„Istnieje dziedziczka w prostej linii.
„Dziedziczka ta jest legalną córką hrabiego de Vadans, który z przyczyn niewiadomych, oddalił od siebie to dziecko, i egzystencyę jego w ścisłej zachowywał tajemnicy.
„Jestem być może jedynym człowiekiem znającym prawdę, i uważam za swój obowiązek przeszkodzić uzurpacyi tego spadku.
„ W poparciu mojego twierdzenia, znajdziesz pan dołączoną tu kopię zalegalizowaną aktu urodzenia córki z małżeństwa Maksymiliana de Vadans i Joanny de Viefville.
„Czy córka ta istnieje dotychczas? O tem należy się zapewnić...
„Niczego nie zaniedbam aby to wyśledzić, i nie wątpię, że sprawiedliwość ze swej strony nakaże przedsięwzięcie potrzebnych w tym celu kroków.
„Ośmielam się upraszać prokuratora Rzeczypospolitej o zarządzenie opieczętowania w pałacu przy ulicy Garancière. Nie było testamentu, jak mówią. Jestem w możności dowieść gdy zajdzie potrzeba, że testament był napisany, i dziwna tajemnica, niewytłomaczona, jeżeli nie niedowytłomaczenia, otacza śmierć hrabiego.
„Racz pan przyjąć panie prokuratorze zapewnienie szacunku

„Doktór Gilbert“.
Odczytawszy list powyższy, brat hrabiego Maksymiliana, włożył go w kopertę, wraz z aktem urodzenia Genowefy i napisał:
„Do pana prokuratora Rzeczypospolitej departamentu Sekwany. W jego biurze“.

Nazajutrz opuścił Morfontaine, udając się do Paryża.
Na dworcu Północnym wsiadł do fiakra i kazał się zawieść do Pałacu Sprawiedliwości.
Tam zapytał gdzie się znajduje gabinet prokuratora Rzeczypospolitej, oddał list woźnemu, którego widzieliśmy wchodzącym do gabinetu prokuratora.
— Co to jest? — zapytał ten ostatni.
— Pilny list do pana prokuratora Rzeczypospolitej. Osoba która go przyniosła utrzymuje, że chodzi o rzecz wielkiej wagi.
— Kto jest ta osoba?
— Jakiś pan już nie młody, powierzchowności wzbudzającej szacunek... w grubej żałobie...
— Czy czeka na odpowiedź?
— Nie, odszedł zaraz po oddaniu mi listu.
— Daj mi go.
Woźny podał kopertę prokuratorowi, który spiesznie przeciął ją scyzorykiem i wydobył zawierające się w niej papiery.
Akt urodzenia przedewszystkiem zwrócił jego uwagę. Położył go, przebiegł oczami, i na twarzy jego dał się widzieć wyraz głębokiego zadziwienia, zawołał.
— Ależ to cudowne!
— Cóż to takiego? — zapytał szef Bezpieczeństwa.
— Rzecz całkiem nieprzewidziana, zadziwiająca! Zgadnij pan co mi przysłano. Zresztą nie mógłbyś pan nigdy odgadnąć. Wszak mówiliśmy o sprawie hrabiego de Vadans.
— Tak jest, czy ten list sprawy tej dotyczy?
— Jak nie może być więcej, daje mi on wiadomość niesłychaną prawdziwie! Oto akt urodzenia autentyczny legalnej córki hrabiego, córki, której istnienia nikt nie podejrzywał.
— Cóż to znaczy? — poszepnął szef bezpieczeństwa.
— List dołączony do aktu zapewne nas objaśni.
Odczytał głośno, powoli i wyraźnie te kilka frazesów, któreśmy wyżej przytoczyli.
— I któż podpisał? — zapytał szef bezpieczeństwa.
Doktór Gilbert.
— Nazwisko zupełnie mi nieznane.
— Ani mnie także, zdawałoby się, że to pseudonim.
— Sprawa staje się coraz bardziej tajemniczą...
— Nie takiem jest moje zdanie — odrzekł prokurator Rzeczypospolitej — zaczynam, jak sądzę, odgadywać. Jeden z dwóch siostrzeńców, wicehrabia de Challins, wiedząc o istnieniu legalnej dziedziczki, zniszczył testament i otruł testatora, postarawszy się o zamknięcie go przed całym światem, aby tajemnica na jaw nie wyszła... Cóż pan o tem myślisz?
— Myślę, że to jest logicznem, a tem samem prawdopodobnem...
— Ale, od kogo pochodzi to ostrzeżenie? Kto to może być ten doktór Gilbert.
— Zapewne lekarz przed którym zwierzył się kiedyś hrabia de Vadans, o urodzeniu córki.
— Co za przyczyna tej tajemnicy otaczającej to urodzenie?
Szef Bezpieczeństwa wzniósł w górę ręce i opuścił je z gestem znaczącym jasno:
— Nie pytaj mnie pan o to. Jakim u licha sposobem miałbym wiedzieć.
— Jak się przekonać, czy ta legalna dziedziczka żyje? — mówił dalej prokurator Rzeczypospolitej.
— Pański korespondent donosi, że rozpocznie potrzebne kroki.
— Z naszej strony również należy działać.
— Masz pan carte blanche... Rozpocznij kampanię ze swymi agentami.
— Właśnie to uczynię, ale poszukiwania będą nadzwyczaj trudne, ponieważ brak punktu wyjścia... Czy nakażesz pan dopełnić aresztowania natychmiastowego Raula de Challins, wszystko wskazuje w nim winnego?
— Nie ma nić pilnego. Nie wiedząc, że go podejrzywają nie będzie się starał wymknąć nam... Zbrodniarz zresztą rzadko zrzeka się korzyści swej zbrodni i chętnie ryzykuje... Jednakże przez ostrożność, każ pan pilnować pana de Challins... Zastanowię się nad tem wszystkiem... Jutro powezmę jakieś postanowienie.
— Do jutra więc? O której godzinie przyjść mam do pana?
— Uprzedzę pana.
Szef Bezpieczeństwa oddalił się.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.