Panna do towarzystwa/Część druga/XVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Panna do towarzystwa
Data wyd. 1884
Druk Drukarnia Noskowskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Demoiselle de compagnie
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVI.

Filip wypytując się swego kuzyna, powiedział sobie, że musi być przygotowany na wszystko; pilnować siebie, nie okazywać zadziwienia ani nic takiego coby mogło obudzić podejrzenia Raula.
Baronowa myślała toż samo.
Nie zadrżeli więc oboje słysząc słowa tak uspokajające wymówione przez pana de Challins: Wolność tymczasowa... Za kaucyą...
Znowu Filip zabierał się wypytywać, gdy wszedł Andrzej z serwetą na ręku i otworzywszy na rozcierz drzwi prowadzące do pokoju jadalnego, rzekł:
— Waza na stole...
— Żadnej aluzyi podczas obiadu, co do tego co się dzieje mój drogi chłopcze, — rzekła półgłosem baronowa na ucho swemu siostrzeńcowi, — zbytecznem jest wtajemniczać obcych w nasze interesa familijne, tembardziej, że moja panna do towarzystw a będzie z nam i przy obiedzie...
— Bądź spokojna moja ciotko, będę milczał przy tej pannie, pogadamy po obiedzie.
Podał ramię ciotce i zaprowadził ją do pokoju jadalnego, gdzie znajdowała się już Genowefa.
— Mój siostrzeniec wicehrabia de Challins moja mała, — rzekła baronowa wskazując na Raula. Oznajmiłaś nam jego powrót z długiej podróży i widziałaś nasze wzruszenie i radość. Raulu, panna Genowefa Vandame, moja lektorka...
Raul ukłonił się młodej dziewczynie, całej zarumienionej i odpowiedział tonem, który usiłował uczynić obojętnym:
— Miałem przyjemność widzieć panią przez chwilę. Przez nią dowiedziałem się o godzinie waszego powrotu.
Wszyscy zajęli miejsca przy stole.
Filip i baronowa wiele by dali za to żeby pan de Challins nie poznał Genowefy, lecz wypadek zachowanie tajemnicy uczynił niemożliwem, filozoficznie więc poddali się losowi.
Obiad był smutny, pomimo usiłowań Filipa starającego się rozweselić towarzystwo...
Widoczny przymus panował wśród współbiesiadników, z których żaden nie mógł wyjawić swoich myśli.
Nareszcie obiad się skończył i baronowa pozwoliła udać się Genowefie do swego pokoju, co też natychmiast uczyniło młode dziewczę, nie śmiejąc choćby jednego z Raulem zamienić spojrzenia.
Udano się do salonu.
Chwila zwierzeń nadeszła.
Pan de Challins zapomniał o podejrzeniach doktora Gilberta co do Filipa, lub jeżeli o nich pamiętał to tylko dla tego aby je odepchnąć ze wszystkich sił.
Wskutek tego oddał się całkowicie swemu kuzynowi, spełniając, nie wiedząc o tem program nakreślony przez doktora Gilberta.
Baronowa i Filip postarali się usiąść tyłem do światła, pozostawiając tym sposobem twarze swoje w pół-cieniu; rozumna ostrożność na wypadek gdyby jakieś nieprzewidziane słowa spowodowały jedno z tych wzruszeń gwałtownych, które mimowolna gra fizyonomii odkryćby dozwoliła.
Twarz Raula przeciwnie w całej pełni oświecała lampa umieszczona na pewnej wysokości.
— Mówiłeś nam więc kuzynie — zaczął Filip — że zostałeś uwolniony tymczasowo...
— Tak.
— To mnie się wydaje dziwnem... Jeśli się nie mylę, poza tą prowizoryczną wolnością ukrywają się, jakieś sidła zastawiane na ciebie przez sędziego śledczego.
— Sidła? — zawołałRaul.
— Z pewnością nie, gdyż teraz sędzia śledczy przekonany jest o mojej niewinności... Co zaś do tymczasowej wolności, zawdzięczam ją interwencyi wcale nieoczekiwanej, którą mógłbym nazwać opatrznościową.
Filip nadstawił uszy.
— Interwencyi? — powtórzył.
— Tak jest.
— Czyjej interwencyi?
— Pewnej osoby żyjącej zdala od świata, prawie tajemniczo, która dzięki swoim psom, dwom olbrzymim szkockim chartom, a przytem prześlicznym, znalazła trumnę wykradzioną z furgonu przedsiębierstwa pogrzebowego.
Filip na swoje szczęście był prawie w cieniu, nagła bowiem bladość jaka twarz jego okryła byłaby go zdradziła. Jednocześnie dreszcz przerażenia przeszedł go po ciele.
Znaleziono trumnę porwaną z furgonu pogrzebowego!! — wyjąknął.
— Tak mój kuzynie.
— I gdzie ją znaleziono?
— W okolicy Pontarmé... Ci którzy dla niewiadomej przyczyny wykradli trumnę i zakopali ją na polu... Psy przechadzały się ze swoim panem... zwęszyły coś podejrzanego, poczęły drapać ziemię i po długiej pracy wykopały dół, na dnie którego doktór Gilbert znalazł trumnę.
— Któż to jest ten doktór Gilbert?
— Człowiek o którym mówiłem przed chwilą.... Uczony pierwszej wody,.... odbył sekcyę ciała naszego wuja, poddał trzewia analizie chemiczuej, zkąd powziął przekonanie, że hrabia de Vandans nie był wcale otruty, i dowody tego złożył w ręce sprawiedliwości.
Zimny pot występował na czoło Filipa.
Pani de Garennes drżała.
Raul mówił dalej:
— Doktór Gilbert, jak się zdaje, kiedyś w bliskich bardzo pozostawał stosunkach z naszym wujem. Znał tajemnicę urodzenia legalnej córki hrabiego Vadans, którego świat cały uważał za bezdzietnego.... On to właśnie przesłał prokuratorowi Rzeczypospolitej akt urodzenia tej córki, w chwili, kiedy mieliśmy być wprowadzeni w posiadanie spadku, do którego nie mieliśmy żadnego prawa... Ten zacny człowiek, ten doktór Gilbert, otrzymał moje uwolnienie, pod osobistem swojem zaręczeniem, aby dozwolić mi poszukiwać nędzników, którzy dopuściwszy się świętokradzkiej profanacyi, na mnie zrzucili potwarcze oskarżenie. Pojmujcie, że powinienem błogosławić Opatrzności, która mi przyszła z pomocą?
— Naturalnie! odrzekł Filip. — lecz nie rozumiem nic a nic postępowania sądu względem twojej osoby...
— Jakto?
— Aresztują cię pod zarzutem otrucia wuja, hrabiego de Vandans. Jest to przedmiot oskarżenia doskonale udeterminowany i wcale nie dwuznaczny... znajdują trupa, i trup ten nie zawiera żadnego śladu trucizny... Więc hrabia umarł śmiercią naturalną. A zatem jesteś niewinny, toż jasne jak słońce! Stałeś się ofiarą spisku urządzonego przeciwko tobie, w celu, którego odgadnąć nie jestem w stanie... Dowody twojej niewinności są niezbite! Na cóż więc to prowizoryczne uwolnienie, zamiast zupełnego? Jesteś więc może oskarżony o coś innego jeszcze jak o otrucie.
— Tak.
— O cóż takiego?
— O zamienienie trumien, zastąpienie napełnionej ziemią w miejsce zawierającej ciało mego wuja...
— Dla czegożbyś miał to uczynić?
— Nie wiem, sąd również nie wie, lecz nie przestaje żądać odemnie dowodu, że to nie ja uczyniłem... Rozumiesz teraz?
— Rozumiem doskonale.
— A więc dowód żądany przez sąd muszę znaleść.
— Nikt bardziej odemnie nie pragnie, aby ci się udało.
— Nie wątpię o dobrym skutku moich usiłowań... przerwał Raul.
— Ale czy masz punkt wyjścia do tych poszukiwań, mówił dalej Filip.
— Nie, mam tylko głębokie przeświadczenie, które mi go zastępuje...
— Jakież to przeświadczenie...
— Że jakiś mój wróg, pragnąc mej zguby, wymyślił tę zamianę trumien, aby mnie potem oskarżyć, nie przypuszczając, że ciało zostanie odnalezione...
— Wydaje mi się to bardzo sprytnie pomyślane, rzekł Filip z przewyborną pewnością siebie.
— I prawdopodobne... dodał Raul.
— Tak i nie... Co za interes mógł mieć ten ktoś, aby oskarżyć cię o otrucie?
— Chodziło o zemstę, bez wątpienia...
— Czyż dałeś komu powód do zemsty?
— Nie sądziłbym... nie wiem jakim sposobem mógłbym mieć nieprzyjaciół, nie zrobiwszy nikomu nic złego... Tymczasem myliłem się, to oczywiste... Jakiś nieznajomy prześladuje mnie swoją nienawiścią... Odkryję go w cieniu w którym się ukrywa! Zedrę maskę z tego potwarcy!.. A ty mi w tem dopomożesz... nieprawdaż kuzynie?
— Całem i siłami.
— Chcę ażeby moja rehabilitacya była zupełną, rozgłośną i liczę na ciebie w dowiedzeniu przysięgłym mej niewiności.
— Na mnie? zapytał Filip z zadziwieniem i niespokojnością zarazem.
— Naturalnie! wszakże jesteś adwokatem. Czyżbyś mi odmówił podjąć się mojej obrony?
Filip uczuł nowy dreszcz wstrząsający jego ciałem.
— Ja mam cię bronić?.. wyjąknął.
— Gdzież mógłbym znaleźć głos bardziej przekonywający, a zarazem serce bardziej oddane?
— Ależ Raul ma słuszność, ma słuszność najzupełniejszą, odezwała się baronowa, widząc pomięszanie swego syna. — Nikt na świecie nie byłby w stanie lepiej bronić jak ty, sprawy twego kuzyna. — Łatwo ci przyjdzie dowieść, że Raul padł ofiarą jakiejś zemsty, i że pobudką sprawcy zbrodni jedynie była nienawiść... Jeżeli tak nie było, to nas chyba powinniby oskarżyć, wszak skaranie Raula jako naszego współspadkobiercy nam tylko korzyśćby przyniosło.
— Ach! moja ciotko, moja ciotko, zawołał, młody człowiek, komuż podobna myśl przyjśćby mogła do głowy!..
— Mogłaby z łatwością przyjść komukolwiek, odrzekła pani de Garennes, — a zatem dla nas zarówno jak i dla ciebie, potrzeba, ażeby Filip wziął tę sprawę w swoje ręce, pomagał ci w wytropieniu potwarców i oddał ich w ręce sędziów! Filip wahać się nie powinien.
— Ja się nie waham, moja matko! rzekł adwokat z żywością. — Jeżeli przed chwilą zdawałem się nie zdecydowanym, to dla tego, że obawiałem się czy dam radę takiemu zadaniu, radbym słyszeć głos bardziej zdolny od mego, jednego z tych książąt kratek sądowych, broniącego mego kuzyna... lecz kiedy Raul czyni mi ten wielki zaszczyt, że pokłada we mnie zaufanie... i oddaje los swój w ręce moje... przyjmuję.
— Dziękuję ci mój kuzynie...
— To ja ci dziękuję żeś mnie wybrał z pomiędzy wszystkich! a zresztą ostatecznie, być może masz słuszność... Przywiązanie moje do ciebie uczyni mnie wymownym, da mi dar przekonania! Podejmuję się dowieść sądowi o istnieniu spisku, podszepniętego przez nienawiść i mającego na widoku ohydną zemstę... Razem odwiedzimy doktora Gilberta, muszę z ust jego posłyszeć szczegóły tego dziwnego odkrycia... powie mi co o tem wszystkiem myśli.
— Doktór Gilbert niewątpliwie uczyni to wszystko, mój kuzynie, odrzekł Raul... Uprzedzę go o twej wizycie, bardzo będę szczęśliwy, jak cię pozna i oceni... Jestto człowiek nadzwyczajny.
— A czy mówił ci o naszej kuzynce... tem dziecku tajemniczo wychowanem, ukrywanem przed całym światem?
— Nie. — On sam nie wie, czy córka naszego wuja żyje, czy też umarła... W tej chwili właśnie zajęty jest poszukiwaniem jej.
— A czy ma przynajmniej jakie wskazówki?
— Żadnych, wie tylko, że dziecko urodziło się w Compiègne, i nic więcej.
— Oby mógł ją odszukać... Bylibyśmy bardzo szczęśliwi, moja matka i ja, gdyby legalna sukcesorka objęła w posiadanie fortunę swego ojca, lecz nie możemy pomagać doktorowi Gilbertowi w jego poszukiwaniach, przedewszystkiem trzeba się tobą zająć.
— Cóż będziemy robić?
— Rozpoczniemy od szczegółowego zbadania wszystkiego, co się zdarzyło od śmierci naszego wuja, aż do chwili kiedy przyjechałeś do Compiègne wraz z furgonem przedsiębierstwa pogrzebowego. Wybadamy woźnicę furgonu. Wybadamy również ludzi w oberży, w której nocowałeś.
— Lecz — zauważył Raul, sędzia śledczy już się tem wszystkiem zajmował.
— My do tego inaczej się weźmiemy, powtarzając wszystko to co on robił... On stał na stanowisku oskarżenia, my zaś czynić to będziemy z punktu widzenia obrony... Bądź spokojny, nie zapomnę o niczem, postaram się nawet sprawdzić zkąd powstały, plotki, które naprowadziły sąd na przypuszczenie zbrodni i aresztowanie ciebie. Tym sposobem dojdziemy do odkrycia potwarcy, uda się to nam niezawodnie, obowiązuję się formalnie!
Raul, za całą odpowiedź ze szczerem wzruszeniem uściskał rękę Filipa.
— Chwili nie ma do stracenia! odrzekł ten ostatni. Zaczniemy od jutra pracować wspólnie, a potem pojedziemy odwiedzić doktora Gilberta. Pilno mi podziękować mu, za to co uczynił dla ciebie, gdyż bez niego nie wypuszczonoby cię na wolność, i gdyby ciało naszego wuja nie było odnalezione, nie wiem czy byłoby możliwem wykazać twoją niewinność!..
— Ah! zawołał Raul! żeby nie doktór Gilbert, byłbym zgubiony, bez ratunku! Jemu zawdzięczam życie, nie przeżyłbym bowiem hańbiącego wyroku...
— Wdzięczność moja wyrównywa twojej!! rzekł Filip z ogniem, potem dodał. — Trzeba nam często się z sobą widywać... Gdzie się zobaczymy?
— Tutaj mój kuzynie, jeżeli ciotka pozwala... rzekł pan de Challins z żywością, myśląc o Genowefie.
— Nietylko pozwalam, odrzekła baronowa, lecz liczę na to, że będziesz jadał z nami... Zapewne przed końcem twych kłopotów, nie będziesz mieszkał w pałacu na ulicy Garancière?
— Nie mylisz się moja ciotko... Wynająłem mały apartamencik na parterze jednego domu na ulicy Saint-Dominique... Przyjmuję z całego serca twoje zaproszenie moja kochana ciotko.
— Wybornie, rzekł Filip, będziemy się widywać tutaj u mojej matki... Ah! jeszcze słowo. — Dając ci wolność tymczasową, czy oznaczyli ci jaki termin do działania i złożenia dowodów niewinności?
— Żadnego... śledztwo prowadzi się w dalszym ciągu..
— Bardzo dobrze, zobaczę się z sędzią Galtier. Pewna myśl, która mi się wydaje dobrą, lecz która chciałbym ażeby dojrzała, zanim ci o niej powiem, przyszła mi do głowy... No a teraz kuzynie, czy idziesz do swego mieszkania na ulicę Saint-Dominique?
— Tak.
— Jeśli chcesz pójdziemy razem... Ja także chciałbym wcześniej wrócić do domu i myśleć o twojej sprawie...
Kuzynowie opuścili dom baronowej de Garennes, pożegnali się na trotuarze ulicy Madame i każdy udał się w stronę swego mieszkania.
Raul czuł się bardzo uspokojonym.
Zdawało mu się, że miał jeden dowód więcej niesprawiedliwości sądu doktora Gilberta co do Filipa i pani de Garennes.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.