Pamiętniki jasnowidzącej/Przedmowa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Agnieszka Pilchowa
Tytuł Pamiętniki jasnowidzącej
Podtytuł z wędrówki życiowej poprzez wieki
Wydawca Wydawnictwo „Hejnał”
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Pawła Mitręgi
Miejsce wyd. Wisła
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PRZEDMOWA.

Część I niniejszej książki, inspirowana mi przez mego Opiekuna duchowego, dotyka tak różnorodnych dziedzin życia i wiedzy duchowej, porusza tyle ważnych tematów, że ze względu na szczupłe ramy książki są to tylko skromne szkice do obszernych prac, które z biegiem czasu będą wysyłane w świat. Rozsnuwając przedemną obrazy, dotyczące Nowej Ery, zalecił mi mój Opiekun, bym raz jeszcze podkreśliła we wstępie olbrzymią doniosłość okresu, jaki ludzkość obecnie przeżywa. Albowiem nastały czasy, które obiecał nam dobry Zbawiciel, mówiąc do uczniów Swoich:

„Mamci wam jeszcze wiele mówić, ale teraz znieść nie możecie.

Lecz gdy przyjdzie on Duch prawdy, wprowadzi was we wszelką prawdę; bo nie sam od siebie mówić będzie, ale cokolwiek usłyszy, mówić będzie, i przyszłe rzeczy wam opowie.“ (Jan XVI, 12, 13.)
A gdy przyjdzie on Pocieszyciel, którego ja wam poślę od Ojca, Duch prawdy, który od Ojca pochodzi, On o mnie świadczyć będzie.

Ale i wy świadczyć będziecie; bo ze mną od początku jesteście. (Jan XII, 26, 27.)

Dlaczegóż to nawet uczniowie nie mogli nieraz zrozumieć dobrze swego Mistrza? Bo choć wolna Zła Wola została częściowo ukrócona w owym okresie, wytężyło piekło wszystkie swoje siły, by nie utracić swego królestwa na ziemi, a więc przedewszystkiem by nie dać ludzkości zrozumieć Chrystusa, który im przyszedł głosić zapomniane prawdy o Bogu i wiecznej Ojczyźnie Ducha. Korzystając z przystępu, jaki im dawały do ludzi — między innymi i do uczniów — niewyrównane jeszcze dawne karmiczne sceny, czyli niespłacone jeszcze dawne grzechy, szły za nimi demoniczne duchy krok w krok, wysilając się, by im ustawicznie przekręcać znaczenie słów Boskiego Nauczyciela. A prawo Karmy i reinkarnacji nie zostało wówczas zniesione, bo musiałaby zostać niemal całkowicie przekreślona wolna wola zarówno na ziemi, jak i w astralu.
Toteż jak przedtem, tak i w ciągu następnych dwóch tysięcy lat nadal się zradzały i jeszcze zradzają się duchy ludzkie, spłacające sobie w dalszym ciągu swoją Karmę. Już i duchy bardzo zatwardziałe w złej woli zagościły i jeszcze goszczą jako ludzie na ziemi; Niskie Moce próbują i po ich pójściu na świat mieć w nich nadal bodaj nieświadome sprawy narzędzia do spełnienia swoich celów.
Uczniowie także już niejeden raz się zradzali w owych dwóch tysiącach lat. Po odejściu Chrystusa odszedł niejeden z nich w zaświaty męczeńską śmiercią, po części wyrównywując w ten sposób w cierpieniach swoją Karmę, po części niewinnie cierpiąc za wiarę w lepsze życie, dane przez Boga. I w następnych żywotach ginęli pomiędzy innymi chrześcijanami za wiarę — ginęli ciałem, by żyć dalej duchem, jeszcze czystsi, jeszcze silniejsi. Kilku ich zginęło na stosach, oczyszczając się duchem w piekle katuszy, jak złoto w ogniu. Niejeden ze spalonych na stosie jak świetlana pochodnia w pamięci ludzkiej przyświecał, przyświeca i będzie przyświecał na drodze żywota.
Obecnie nadeszły te czasy, o których mówił Chrystus. (Patrz Jan XII, 26, 27; XIV, 16, 17, 26; XVI, 12, 13.)
Ten Pocieszyciel, to Duch Prawdy, którego narody będą mogły lepiej zrozumieć przy ponownem ukrócaniu Złej Woli, jakie nastąpiło w obecnych czasach. Ten Pocieszyciel — to wielkie zastępy duchów opiekuńczych, jakie zniżają się ku ziemi w ofiarnej miłości. I te wielkie Prawdy, jakie głosił Syn Boży, a których ludzkość nie zdołała ogarnąć, ni zrozumieć ani podówczas, ani przez następne wieki staną się dla niej łatwiej dostępne po ukróceniu złej woli tych, którzy im te prawdy usilnie zasłaniali. Pozna ludzkość, że to, co było jej dotychczas podawane jako ostateczna prawda, nie wystarcza jej i nie potrafi dać jej szczęścia. Wielu tych, którzy dotychczas wierzyli, że jedynie duszpasterze mają prawo otwierać ludzkości bramy niebios, nauczać i prowadzić ich do Boga, pozna, że ci duszpasterze są tylko jakby niańkami dla słabego dziecka, którem trzeba się opiekować i prowadzić je za rękę. Ci, którzy jeszcze uznają to za potrzebne, nadal jeszcze pozostaną na ziemi pod opieką swoich duchowych nianiek. Lecz wielu, wielu będzie takich, którzy nie zechcą tracić czasu na dziecinnych zabawach i słuchaniu bajeczek, którzy poznają powagę życia i zaczną odczuwać wartość tego życia, danego im przez Boga; ci z pewnością zaczną bardziej wglądać w swoje wnętrze ducha i tym Bóg przyśle Pocieszyciela.
Jest wiele ludzi na ziemi, którzy starają się zdobyć opinję porządnego człowieka, lecz jakże się wstydzą za takiego nietaktownego głuptasa, któryby się ośmielił psuć zabawę rozmową o Jezusie, o Bogu. I ku tym będzie sobie torował drogę Duch Prawdy. Ci, którzy pragną przedstawić wiarę w Boga i w duchy jako niedorzeczność, będą chcieli w różny sposób ośmieszać tę wiarę, rozgłaszając przez nich samych nieraz wywołane różne brudne lub śmieszne zdarzenia z dziedziny wiedzy duchowej. Mimowoli jednak oddadzą tej wiedzy pewną przysługę, zwracając na nią ludziom uwagę i budząc dla niej coraz większe zainteresowanie. I gdy będą w głębszych, czy płytszych rozmowach roztrząsać rzekomą głupotę ludzką, różne niemądre wierzenia, na każdego będzie skierowane baczne oko ze świata duchów. I choćby się wysilał, by z głębi ducha zadrwić sobie i nie uznać Boga, lub uznać tylko to, co niańki duchowe ludziom w bajeczkach opowiadają, to i tak dozna niejednokrotnie niepokojącego wstrząsu i wyczuje nagle, jak niedostateczne są uznawane przez niego dotąd za słuszne objaśnienia spraw duchowych na ziemi. A choćby tacy mędrkowie chcieli zagłuszać swoje sumienie rzucaniem krytyki na wszystkie strony, to prześcigając się w krytykowaniu spraw ducha będą niejako zmuszeni zainteresować się więcej temi zagadnieniami. I choćby jak pijani zataczali się na tej drodze tajemniczej wiedzy, to jednak już zaczną się ruszać ze swojej ospałości duchowej i ku nim także przystąpi bliżej Duch Pocieszyciel.

∗             ∗

Ile ludzkość zdobędzie w tym okresie dobiegającego dwutysiąclecia, to stanie się znów fundamentem dla następnych dwóch tysięcy lat. Ciemne Moce, bardziej świadome niż ludzkość sama, jaki poważny okres czasu przeżywa, rzucają całą siłą także swój rachunek karmiczny. One to w wielkim stopniu poróżniły narody przez podatnych dla siebie na ziemi ludzi, wywołując światową wojnę. One nadal nie dają za przegraną i usiłują się mścić za ukracanie wolnej złej woli. Chcą narzucić narodom nową wojnę, wojnę gazową, najokrutniejszą z dotychczasowych, bo gazy trujące pociągają za sobą nietylko odłożenie ciała fizycznego, ale i nieomal zupełne spalenie lub rozszarpanie ciała astralnego ofiary. Cieszą się, że tą obosieczną bronią zrobią jeszcze większe zamieszanie i wywołają krzyk rozpaczy, że Bóg jest niemiłosierny, że strasznie karze, a tem samem uniemożliwią dalszy postęp ducha, zapadłego niegdyś w materję.

∗             ∗

Ze zgrozą myślimy o ciemnej karcie, jaką w dziejach ludzkości stanowi ludożerstwo. Z ulgą mówi sobie cywilizowany człowiek: „Plemiona ludożercze są już bardzo rzadkie i miejmy nadzieję, że niebawem zupełnie wyginą.“
A cóż mają o nas powiedzieć nasi sąsiedzi na Marsie? Wszak tam według wieści, przynoszonych nam przez duchy, niema żadnych wojen. Żyją tam ludzie z mniej lub więcej dobrze rozwiniętym szóstym i siódmym zmysłem; łatwiej im przeto dojrzeć życie na niejednej planecie, niż nam o ograniczonych pięciu zmysłach. Boć tylko wyjątek stanowią u nas ludzie, obdarzeni szóstym zmysłem i głębszą intuicją duchową; ale i ci nie mogą tak jasno dojrzeć na Marsie lub na innych planetach życia, jak tamci oglądają je u nas.
Jakiż obraz przedstawiamy my, cywilizowani mieszkańcy Ziemi, którzy tak chętnie się chełpimy wysokim stopniem rozwoju umysłowego, my, uzbrojeni w najróżnorodniejsze pomysły, które mają świadczyć o naszej wysokiej rozumowej kulturze? Wszak mamy już telewizję, mamy mówiące filmy, skonstruowaliśmy olbrzymie latawce, pokonywujące w szybkiem tempie ogromne przestrzenie, a niebawem zamierzamy się wybrać w podróż międzyplanetarną zapomocą już obmyśliwanych różnych przyrządów, które nas mają szczęśliwie wyrzucić na księżyc, a może i dalej, byśmy zobaczyli naszych sąsiadów na innych planetach. Któż nam dorówna?! Wydobyliśmy z głębi ziemi najpotężniejsze siły, spreparowali je dobrze i przygotowali do wytrucia samych siebie.
A nasi sąsiedzi na Marsie przyglądają, się nam z pożałowaniem. Przyglądają się kliszom astralnym, w których jest odbite nasze życie i budzimy w nich zgrozę i przeogromny smutek. Toteż sąsiedzi nasi, jeśli nie muszą, unikają, jak mogą, patrzenia na nas, nędznych mieszkańców Ziemi. Gdyby im kto opowiadał o takiem życiu, jakiem my żyjemy, trudnoby im było uwierzyć w to, gdyby sami tego nie widzieli. Więcej smutku wywołujemy my w nich, niż w nas plemiona ludożerców; daleko gorszy obraz przedstawiamy my dla idealnych ludzi Marsa.
Bo na czemże się nasze życie na Ziemi opiera? Gdzie u nas głębsza wiara w Boga? Gdzie dążenie do takiego życia, by być radością, szlachetną radością nietylko samemu sobie, ale i innym? Gdzież miłość, o jakiej przypominał nam Syn Boży, nasz dobry Chrystus? Gdzie miłosierdzie?
Mieszkańcy Marsa, choć tyle zgrozy budzi w nich nasz widok, odczuwają dla nas jednak zarazem wielką litość i wielu ich pragnie pomóc braciom z sąsiedniego globu. Przychodzą do nas, dając nam w różny sposób dowody swojej obecności między nami i tajemniczego życia duchowego i budząc w nas myśli, iż istnieje coś więcej, niż może nam dać najwyższa rozumowa kultura, ujarzmiająca jednak ducha w niewoli niewiedzy o swojem wiecznem istnieniu. Przybysze z Marsa kierują po największej części zjawiskami szlachetnych lewitacyj. Oni to, magnetyzując medjum, zmieniają ziemskie prawo przyciągania i medjum może swobodnie bujać przez krótszą, czy dłuższą chwilę ponad głowami uczestników seansu a, będąc w silnym kontakcie magnetycznym z nimi, może nawet stać się całkiem niewidzialne oczom uczestników seansu, zdematerjalizować się i znów się zmaterjalizować w dowolnem miejscu.
Duchy z Marsa, dające impuls do myślenia i badania spraw duchowych na naszej Ziemi, są podobne do naszych dawnych wtajemniczonych, tylko że ci mają daleko jaśniejsze pojęcie o życiu w Bogu i o Jego twórczości, o Jego miłości dla swych dzieci. A duchy ziemskie, które przebywają obecnie w zaświecie, a zdają sobie już z tego sprawę, jak bardzo materja i niewiedza więzi ducha, witają radośnie swoich przyjaciół z Marsa, by pomagali im wspólnie w budzeniu pozostałych na ziemi.
W Nowej Erze wybrało się i jeszcze się wybiera wiele duchów z Marsa na Ziemię. Opuszczają swoje słoneczne siedziby, gdzie niema nocy, bo sześć słońc poza naszem słońcem oświetla pomiędzy innemi planetami i Marsa.[1] Uzbrajają się przeciw wypływom naszej Ziemi, a szczególnie aur ludzkich, naszych potwornych elementów astralnych i larw, jak nurek, spuszczający się na dno morza. Nie przerywają swojego życia na swojej planecie, stamtąd są zasilani niejako zdrowem, świeżem powietrzem. Uzbrajają się, by elementy astralne i larwy połamały sobie kły na ich pancerzach magnetycznych. Im w lepszym kontakcie magnetycznym pozostają z jakiemś medjum na ziemi, tem silniejszy pancerz mają na sobie. A takie medjum, jak n. p. Schneider, pomimo iż bierze czynny udział w zjawiskach lewitacji, pomagając do niej swoją wolą, nie może dokładnie ujrzeć swego duchowego otoczenia, więc też nie może sobie zdać sprawy, jak powstają jego lewitacje i t. p. zjawiska. Gdzieś w głębi ducha wie, wyczuwa, co i jak się z nim dzieje, kto bierze udział w lewitacji; trudno mu jednak ująć w słowach i przenieść to do pełni takiej świadomości, jaką posiada na ziemi.
Nad mieszkańcami Marsa drżą jeszcze pierwsze dzwony pobudki. Muzyką cudowną, rajską oznajmiono im, iż nadszedł czas Nowej Ery, kiedy oni będą mogli pomagać mieszkańcom Ziemi. Tak, jak niegdyś gwiazda zaświeciła nad Betlehem, tak jasnym blaskiem czarowna łuna, pełna dźwięków, tonów muzyki oznajmiła Nową Erę mieszkańcom sąsiedniej nam planety. „Do boju, do boju ze złem!“ — nawoływano przecudnym, łagodnym głosem.
Pierwsze legjony już zbliżyły się ku ziemi i już działają. Torując sobie drogę na ziemię, ujarzmiają najprzód w świecie astralnym różne najniebezpieczniejsze duchy-kusicieli, tworząc naokoło nich magnetyczne kręgi, by nie mogły dowolnie zbliżać się i inspirować złe myśli ludzkości. Boć wiele ich było przygotowanych, by popchnąć lud do czynu, do wojny straszniejszej, niż miniona, wojny gazowej i groźnych rewolt. Ciężkie chmury zwisały i jeszcze wiszą nad ludzkością. Niebawem szersze rzesze dobrych duchów przedostaną się bliżej ku wędrowcom świata. Jakaż to błogosławiona dla ziemi chwila! Ofiarna Miłość coraz bardziej się zbliża, ofiarna Miłość w Nowej Erze! Któż zrozumie jej potęgę, kto ujrzy tę pomocną rękę?
Wszakże i ciemne duchy, upierające się jeszcze w złej woli, uwijają się, by ratować bodaj ten dorobek na ziemi, jaki już dotychczas potrafiły sobie zbudować zapomocą biernych, nieświadomych duchów wcielonych i niewcielonych, jak również i przez tych, którzy im świadomie w złem pomagają. Widząc, że zbliża się potężna Moc Dobrej Woli, niosąca Ducha Pocieszyciela, Ducha Prawdy, mająca przypomnieć ludzkości prawdziwe posłannictwo Chrystusa, śpieszą się znów, jak dwa tysiące lat temu, by pomieszać ludziom pojęcia, co to za nowe czasy nastały. Postanowiły obwołać wszystkich kapłanów na ziemi Chrystusami[2] i wysilają się do ostateczności, by mogły wywrzeć przez nich taki wpływ na lud, aby ten stał się głuchy i ślepy na wszelkie inne zjawiska a przedewszystkiem na głosy z Górnych Sfer duchowych, coraz częściej odzywające się za pośrednictwem różnych jednostek, a przynoszące mu piękne myśli ze Źródła Żywych Wód. Aby sparaliżować wpływ dobrych duchów i podkopać wiarę w to, co one wieszczą ludzkości, wciskają się ciemne duchy, jak mogą, do różnych tak zw. kółek spirytystycznych, zwłaszcza jeśli członkowie ich tylko z ciekawości wywołują duchy, by te im odsłoniły zasłonę z tajemniczego życia w zaświecie. Tym już nie szczędzą urozmaicenia, wywierając na nich nieprzeparty wpływ, by ci odczuwali częstą potrzebę komunikowania się z duchami. Nietylko nie przeszkadza im to, ale jest im to nawet bardzo na rękę, jeśli ich medja w niczem nie zmieniają trybu życia na lepsze — byle tylko dały się jak najwięcej opanować i oszukiwać im i ich mową przez swoje usta oszukiwać innych. Jeśli jednak nie są kogoś pewni, iżby go mogli długo zatrzymać w swej mocy, nakłaniają go do przestrzegania różnych wstrzemięźliwości, głównie w tym celu, by one przyniosły szkodę jego ciału, lub do różnych medytacyj, ćwiczeń, mających jak najbardziej osłabić ich ducha. Zabezpieczają się w ten sposób na wypadek, gdyby ich ofiary zostały im wyrwane, gdyby oswobodziła je dobra moc Ducha Zbawiciela — aby te nieprędko mogły się opamiętać i stać się zdolne do jakiejkolwiek intensywnej pracy duchowej na ziemi dla dobra bliźnich.
Są przezorni, nie z wszystkimi jednakową bronią walczą o swoje królestwo. Tępszych ludzi o ciemnej aurze myślowej zadowalają różnemi błahostkami. Chcąc zdobyć tem łatwiejszy posłuch, przybierają na seansach imiona różnych świętych, Matki Boskiej, a nawet Chrystusa. Cóż im to szkodzi? Wszak są pewni, iż nikt z zasiadających na ten posiłek duchowy nie ujrzy ich. Ludzie zdumieni słuchają i rosną w pysze, roniąc krokodyle łzy w pokorze. Wszak do nich przemawiał Jezus i Maryja — któż im dorówna? Do ludzi subtelniejszych duchowo, przystępują ostrożniej; przystęp do nich znajdują wtedy, jeśli wśród uczestników mają podatne dla siebie medium. Starają się przed takiemi jednostkami maskować, jak mogą, byle je jak najdłużej utrzymać w błędzie. Zwłaszcza troskliwą opieką otaczają tych, których się obawiają, iż przejrzawszy, mogliby się stać dla nich bardzo niebezpieczni, wyrywając wielu innych z niewoli duchowej. Takim, przez swoje medja, starają się podawać rzekome prawdy, zbliżone pozornie do tych prawd istotnych, które tamci w duchu przeczuwają i do których tęsknią. I w tym wypadku przybierają na siebie rolę niebylejakich osobistości: zależnie od poglądów i upodobań danej grupy słuchaczy są bądźto wielkimi zmarłymi królami, bądź Mistrzami hinduskimi i t. p. wielkimi Nauczycielami ludzkości, bądź to znów świętymi i t. d.
Biedni skromni pastuszkowie ujrzeli wielką łunę, jasną Gwiazdę nad Betlehem. W Nowej Erze wszyscy będą mogli — i już mogą — ujrzeć światło Prawdy, odróżnić prawdę od fałszu. Nie trzeba być na to koniecznie prostaczkiem, można być i uczonym, trzeba tylko być w duchu takim dobrym prostaczkiem, szczerym prostaczkiem wobec ogromnej dobroci Boga. Trzeba z prostotą w duchu przystępować do badania zjawisk natury duchowej, które pod najróżnorodniejszemi postaciami i nazwami, jako zjawiska: psychiczne, metapsychiczne, spirytystyczne i t. p. — coraz częściej i coraz usilniej pukać zaczynają do sumień ludzkich i wstrząsać gmachem pojęć, przyjętych dotychczas jako ostatni wyraz prawdy. Trochę pokornego zastanowienia się, z jakich źródeł płyną dane zjawiska; wszak fałsz, obłuda nie będą mogły tak sprytnie ukrywać swego oblicza, jak ukrywały je przed rozpoczęciem Nowej Ery.
Nadszedł czas w Duchu i w Prawdzie. Do rozjaśnienia duchowych ciemności, do rozproszenia duchowych wątpliwości będą pomagały niewidzialne Moce i inaczej zacznie ludzkość patrzeć na życie, niż dotychczas. Lecz jak niegdyś wołały Potęgi Ciemności: „ukrzyżuj!“, by zniszczyć dzieło Chrystusa, tak i te natchnienia, te przeczucia, to poznawanie prawdy będą usiłowały krzyżować jeszcze. Będą szukać podatnych sobie ludzi na ziemi, przez których bądź to będą głosić, jako przez medja, fałszywe sprawozdania z życia w świecie ducha, bądź to wręcz przeciwnie będą im inspirować, że niema Boga, niema ducha, wszystko jest energją, która z niczego powstała i w nic się kiedyś zamieni.
Już od czasów Chrystusa zaczął się duch ludzki żywiej budzić na ziemi. W Nowej Erze jednak wstrząsy te przybiorą większe i głośniejsze rozmiary. Walki te będą wielkie, ciężkie — rozgrywać się będą przeważnie we wnętrzach duchów ludzkich[3], kiedy jasna świadomość coraz bardziej zacznie otaczać wędrowców świata i zaczną sobie jasno zdawać sprawę, skąd tu przyszli i dokąd mają iść, dlaczego żyją. Ujrzą swego Pocieszyciela. Nieprzyjaciel chciał, by we wiecznem zatraceniu nie dojrzeli nigdy wiecznego dnia życia, życia przez Boga danego. W tym zbliżającym się dniu pięknego życia stanie Pocieszyciel u boku każdego ducha. Zależy to tylko od dobrej woli, od chęci głębszego zrozumienia prawd Bożych, by można prędzej dojrzeć swego Pocieszyciela.
Nim wybije dwa tysiące lat po ukrzyżowaniu Syna Bożego, Boga-Człowieka, może każdy sam rozjaśnić ciemności w swoim duchu; mając u boku swego Pocieszyciela — dobrego Opiekuna — może wyrównywać już w pełni świadomości resztę swojego długu na ziemi, nie potrzebując się już lękać, że stworzy mimowoli nowe zło, wciągnięty w nie przez innych, bo w Nowej Erze została ponownie ukrócona wolna zła wola, tak, że już nie z takim, jak dotychczas, wysiłkiem trzeba się będzie opierać temu złu, by ono nie zwyciężyło. Zło, walcząc z gorączkowym wysiłkiem o swoje królestwo, zacznie występywać w jaskrawszem świetle i samo będzie się tem zdradzało, nie potrafiąc się dłużej maskować.
Ciężkie, niezmiernie groźne chwile przygotowało piekło dla ludzkości na okres pod koniec dwutysiąclecia ery chrześcijańskiej. Miał nastąpić nowy potop świata, pochylenie się osi ziemskiej, wojna gazowa, mająca wygubić całą niemal ludzkość, oraz opętanie reszty ludzi, pozostałych na ziemi. I w tem została ukrócona Zła Wola tak, że do tych rozmiarów już owe klęski nie dojdą, jak były zakreślone w planie piekieł. W Nowej Erze zostały im te plany przekreślone.
W ostatnich 20 latach podniosło się bardzo dno morskie, na którem osiadła zatopiona wielka część świata, Atlantyda. Wiele wysokich gór Atlantydy znajduje się już tuż pod powierzchnią oceanu, wody zaś opadają jeszcze niżej wgłąb ziemi tak, że przy ostatecznem wyłanianiu się zatopionego lądu na światło dzienne nie będzie tak wielkiego potopu, jak o tem marzyły piekielne Moce. Z całej zakreślonej w ich planie grozy ujawniać się będą tylko różne kataklizmy, odzywające się w różnych częściach świata, trzęsienia ziemi i chwilowe wylewy wód, jak również wielkie naprężenia polityczne i głośne groźby wojny gazowej.
Japonja i Chiny miały swoją księgę otwartą na najbardziej zapisanej karcie karmicznego wyrównywania długów. Tym chciało piekło najbardziej osłodzić swoje porachunki, pragnęło wyniszczyć ich doszczętnie chorobami, powstaniami, rewolucjami, wojną i trzęsieniem ziemi jeszcze zanim podnoszące się dno morza rzuciłoby w ich stronę swoje wody. Już kilka lat temu nadmieniałam o klęskach, jakie spadną na ten naród, a które się potem niestety aż nadto sprawdziły.
I wszystkich innych narodów długi znali dobrze, znali stworzone u nich potworności złej woli i chcieli im te długi po swojemu osłodzić, by narody zrozpaczone nadmiarem klęsk nie mogły usłyszeć pogodnego nawoływania z ducha do ducha, by zatraciły zupełnie wiarę w Boga.
Lecz w Nowej Erze śpieszą ludzkości z pomocą całe rzesze dobrych duchów z dalekich przestworzy i staczając ciężkie walki z ciemnemi hufcami przekreślają plany piekieł. Od dobrej woli ludzkiej będzie zależało, w jakiej mierze im się to uda, w jakiej mierze będą mogły zażegnać zamierzone kataklizmy. Ludzkość nie zdaje sobie sprawy z tego, jak niezmiernie ważny okres przeżywa; co sobie przed upływem tego dwutysiąclecia zdobędzie, to zaważy ogromnie na dalszej jej przyszłości. Będzie mogła w przyszłości w pełni świadomości rozdzielać na pewne okresy czasu swoje karmiczne długi i łagodzić spadające na nią ciosy Losu; nie będzie musiała żyć w nieświadomości, co spotka ją w najbliższej godzinie, dniu czy roku. Nie tyle obliczanie wpływu gwiazd będzie tu odgrywało główną rolę, jak wewnętrzna świadomość duchowa i wyrównywać będą mogli ludzie swoje długi, przepełnieni radosną wiarą w lepsze jutro, czerpiąc siły stamtąd, gdzie jest jedyne Źródło, z którego spływa na ducha pokój i radość.
A Ziemia, tylekroć krwią zbroczona, przekleństwami oplwana, może zajaśnieć piękniejszem życiem. I będzie jeden pasterz i jedna owczarnia — wszystkie narody będą wierzyć w jednego Boga żywego. Znikną granice na tym świecie, uciszą się trzęsienia ziemi i morza nie będą grozić zagładą ludzkości. Spokojnie, radośnie, w coraz subtelniejszem ciele astralnem, nie płonącem już różnemi zgubnemi chuciami, namiętnościami, może opuszczać duch ludzki ten świat. A wówczas i duchy o subtelnych ciałach astralnych nie będą z rozpaczą i odrazą iść na ten świat, ale pójdą z ochotą wyrównywać ostatnie swoje cienie karmiczne. Tak więc Ziemia, jeden z tych światów, na których usadowiły się w niezliczonym kołowrocie zrodzeń duchy, oddalające się od Boga i ściągające za sobą inne, przejęte litością dla nich, ta ziemia może i ma zajaśnieć w przyszłości przecudnym blaskiem pomiędzy innemi światami, płynącemi w przestworzu...
Życie — czem jest życie prawdziwe? Trudno dziś mieszkańcom ziemi, nędznym niewolnikom własnego upadku zrozumieć, jak niezmiernie pięknem jest prawdziwe życie w Bogu, życie zgodne z Jego wolą, wolne, radosne życie. Jak starzec w słabem, niedołężnem ciele z trudem uprzytamnia sobie swoje lata młodości, lata zdrowia i tężyzny cielesnej i nie potrafi już odtworzyć sobie w całej pełni dawnego stanu uczuć, dawnego rozpędu i radości życia — wie tylko, że to było i tęskno mu za temi chwilami, smutno mu na widok swojego niedołęstwa — tak i ludzkość na ziemi ma już tylko w duchu niejasne wspomnienie jakiegoś lepszego życia, ale już nie potrafi go sobie nawet w marzeniach wyobrazić, ni wczuć się w nie; przeczuwa, że to Szczęście gdzieś jest i jest dostępne duchowi ludzkiemu — marzy o niem i tęskni doń, tylko ugrzęzła w niewoli grubej materji nie może go już osłabłemi ze starości oczami dojrzeć.
Lecz czas już najwyższy, by ludzkość zrzuciła pęta zgrzybiałości duchowej, które sobie sama niegdyś nałożyła. Bije godzina ODRODZENIA. Odrodzenie przyniósł jej Zbawiciel, lecz z powodu nadmiaru zgnilizny w duchu nie mogła Go jeszcze wtedy pojąć. Lecz Chrystus potęgą Swej ofiarnej miłości i niewinnemi Swemi cierpieniami zdjął z niej najgorszą pleśń i przez dwa tysiące lat tchnieniem Wiecznego Żywota ogrzewał wyziębłe serca, budził, odmładzał i odradzał.
A teraz przychodzi chwila, iż zsyła nam Pocieszyciela, który znów głośniej puka do bram naszego serca, budzi ducha z wiekowego uśpienia i starczego omdlenia.
Od chwili, gdy dobry Chrystus zdjął z ludzkości tyle nieprawości i przekreślił wiele groźnych planów piekieł, ludzkość jest więcej zobowiązaną, by wybawić się ze złego i powrócić do Boga.
W Nowej Erze, kiedy Duch-Pocieszyciel głośniej do ducha przemawia, gdy przychodzi i czeka, aby pójść z Nim, jeszcze większa odpowiedzialność spadnie na każdego, kto będzie wnętrze swego ducha zamykał na odgłosy, trzęsące jego sumieniem.
Podnieś oczy, Czytelniku kochany, podnieś je ponad materję; podnoś je częściej w górę, spójrz w szerokie przestworza, w błękitną dal niebios lub ciemne sklepienie, zasiane gwiazdami i wołaj, wołaj z głębi ducha:
„Przyjdź, Pocieszycielu, obiecany przez Chrystusa, przyjdź, Ty boska świadomości, rozświetlij i odpędź wszystkie wątpliwości co do wiecznych prawd życia. Zjaw się, Zbawicielu i prowadź mię. Zjaw się w moim duchu, jako głos wewnętrzny i daj mi tę świadomość, kto mię prowadzi Niech wola Ojca mego zapanuje wszędzie, niech Jego wola przenika świat cały i niechaj według Jego woli żyją wszyscy ludzie, wszystkie narody! Przyjdź, Duchu Święty! Niech duch mój wyznaje Cię i miłość ku Tobie uświęca czynami i dobremi myślami. Niech zginie wszystko zło, niechaj rozpłynie się w blasku Twej miłości“!
Och, żeby to ludzie wiedzieli, jak prędkoby z nich spadały pęta niewoli ducha, gdyby bodaj raz na dzień przystanęli na chwilę w chaosie ziemskiego życia i krótką, szczerą modlitwą posilili swego ducha, modlitwą-wołaniem w przestworza o siłę. Spłynęłaby ona nań wówczas ze Źródła wiecznej, nieskończonej Miłości Boga i z pewnością pomagałaby mu spełnić niejeden dobry czyn i szybciej pospłacać swoje stare długi.
Chrystus wzniósł swe białe, fluidarne dłonie nad falami wzburzonego morza i łagodnem spojrzeniem i słowem uciszył gwałtowną morską burzę. On uciszy burze w naszym duchu, On pomoże uciszyć burze na całym świecie. Wznieście i wy ramiona w górę, proście, by najczystsze siły z przestworzy spłynęły na was i okąpały waszą duszę. Gdy już uczujecie się trochę posilonymi, wyciągnijcie ramiona przed siebie i posyłajcie w myślach innym pozdrowienia duchowe, życząc im, by się uciszały tak bolesne nieraz burze w ich duchu. Pomagajcie słabszym od siebie, by nie zatonęli w rozhukanych falach morza życia.
Niechaj Prawda i Miłość zwycięża, a Zło niech znika!

A. P.






  1. Słońca te oświetlają i naszą Ziemię, są jednak niedostrzegalne dla zwykłego oka. Mimo to promienie ich działają na Ziemi i uczeni powoli zaczynają je wykrywać, nadmieniając o jakiemś nieznanem sobie bliżej promieniowaniu kosmicznem i t. p.
  2. Patrz „Bezpłatny dodatek do „Głosu Eucharystycznego“ z roku 1930, str. 91, ustęp: „Kapłan, drugi Chrystus“.
  3. „Zbliża się straszliwa chwila, że ten świat ma być rozjaśniony światłem wiedzy. Kto nie wytrzyma blasku, temu czaszka, błyskawicami rozerwana, rozleci się na kawałki — i będzie na łańcuchu w domu warjatów...“ (Słowacki). Prz. wyd.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Agnieszka Pilchowa.