Pamiętnik dr Z. Karasiówny/Żołądek a telewizja

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Zofia Karasiówna
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Żołądek a telewizja.

T. z Białki miał silne bóle w żołądku. Od 4 tygodni już cierpi. Dostaje bólów codziennie zawsze w 2 godziny po jedzeniu. Regularnie jak w zegarku. Z tego się można domyślić że w żołądku jest wrzód. A wrzód jest to rana wygryziona w ścianie żołądka.
Po świecie chodzi dużo ludzi z wrzodami żołądka. I z podobnymi do nich wrzodami dwunastnicy. Mam takich w Ubezpieczalni z pół kopy.
Chorują raz na rok lub co pół roku zwykle 4 lub 6 tygodni: Kładą się zaraz do łóżka. Przestrzegają przepisanej diety. Zażywają proszki. Wrzód się goi. Jest dobrze aż do następnego nawrotu.
Czasami jednak z ranki wrzodowej robi się dziura na wylot, niespodzianie jak piorun z jasnego nieba. Wtedy kładzie się gościa na stół operacyjny. Musi się zaraz brzuch otworzyć. Krajać i szyć to potrzeba. Inaczej śmierć.
Na szczęście dziura w żołądku rzadko się zdarza, choć tyle wrzodów jest na świecie. Zazwyczaj wrzód się goi. Goi go łóżko i dieta, dwa najsilniejsze lekarstwa na świecie. Można się leczyć w domu. Poleżeć parę tygodni. Mleko i jajka są na wsi. Szkoda pieniędzy na szpital. A chłopu tak trudno o ten grosz.
Więc kazałam T. leżeć. Wytłumaczyłam mu dietę. Przepisałam mu proszki na dodatek. Chłop odjechał.
Nie wiedziałam tylko, że przyjechał do mnie na rowerze. 10 km po złej drodze. Nie wpadłabym nigdy na ten pomysł. I że również na rowerze wracał. Spowrotem jechał do góry.
T. znów nie wiedział, że skoro tylko przyjechał do domu, zrobiła się dziura w żołądku. Nie wiedział czemu się gorzej rozchorował. Myślał, że mu proszki pomogą.
Żołądek znów nie wiedział, że na Białce nie ma szpitala. Że nie ma lekarza na miejscu. Że najbliższy lekarz jest w Makowie. Że T. nie pośle od razu po niego. Że do przyjazdu lekarza upłynie kilkanaście godzin. Że furmanka i podróż pociągiem do szpitala wymaga znów kilkunastu godzin. Razem 2 doby.
Nie posiadam takiej lunety, żeby patrzeć na moich pacjentów, żeby zajrzeć na Białkę, do Stryszawy i Krzeszowa co z nimi słychać.
Może się coś zmieniło w chorobie. Może trzeba zmienić komuś leczenie? Może zaszły jakieś ciężkie komplikacje? Może komu operacja potrzebna? — Nie wiem nic. Widziałam każdego tylko raz. Zwłaszcza tych ciężko chorych, którzy leżą.
Nie posiadam takiego teleskopu. Nie zaszła tak daleko telewizja.
Pytałam się po tygodniu sąsiadów o zdrowie T.
Już pochowany.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Karaś.