Państwo i rewolucja/Rozdział III/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Włodzimierz Lenin
Tytuł Państwo i rewolucja
Wydawca F. Hoesick
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Czesław Hulanicki
Źródło Skany na Commons
Inne Cały rozdział III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
3. Zniesienie parlamentaryzmu

„Komuna — pisał Marks — winna była być nie parlamentem, lecz zgromadzeniom pracującem, jednocześnie i prawodawczem i wykonawczem...“
„Zamiast tego, aby raz na trzy lub na sześć lat decydować, jaki członek klasy panującej będzie reprezentował i uciskał (ver-und zertreten) lud w parlamencie, zamiast tego powszechne prawo wyborcze winno służyć ludowi, zorganizowanemu w komuny, do tego, aby wybierać dla swoich przedsięwzięć robotników, kierowników i buchalterów podobnie, jak indywidualne prawo wyborcze służy dla tego celu każdemu innemu pracodawcy“.
Ta znakomita krytyka parlamentaryzmu z 1871 roku również należy obecnie, dzięki planowaniu socjal-szowinizmu i oportunizmu, do „słów zapomnianych“ marksizmu. Ministrowie a zawodowi parlamentarzyści, zdrajcy proletarjatu i aferzyści-socjaliści dni naszych pozostawili w całości krytykę parlamentaryzmu anarchistom, i na tej zdumiewająco rozumnej zasadzie ogłosili każdą krytykę parlamentaryzmu za „anarchizm“! Nic przeto dziwnego, że proletarjat przodujących krajów, uczuwając wstręt, pogardę i obrzydzenie na widok takich „socjalistów“, jak Scheidemann, Dawid, Legien, Sembat, Renandel, Henderson, Vanderwelde, Jodko, Branting, Bissoleti i C-o, coraz częściej wyrażał swe sympatje anarcho-syndykalizmowi, nie bacząc na to, że to kierunek pokrewny oportunizmowi.
Lecz dla Marksa djalektyka rewolucyjna nigdy nie była tym pustym modnym frazesem, grzechotką, którą z niej zrobili Plechanow, Kautsky i inni. Marks potrafił karcie anarchizm za nieumiejętność wykorzystania nawet tego „chlewu“, jakim jest burżuazyjny parlamentaryzm, zwłaszcza, w czasach nie-rewolucyjnych, — jednocześnie wszakże potrafił on krytykować i rzeczywiście krytykował, z punktu widzenia rewolucyjnie-proletarjackiego, parlamentaryzm.
Raz na kilka lat decydować, jaki członek klasy panującej będzie ciemiężył i uciskał lud w parlamencie, — oto w czem leży istota burżuazyjnego parlamentaryzmu, nie tylko w parlamentarnie konstytucyjnych monarchiach, lecz i w najdemokratyczniejszych republikach.
Lecz jeśli stawia się kwestję o państwie, jeśli się rozważa parlamentaryzm jako jedno z urządzeń państwowych, z punktu widzenia zadań proletarjatu w tej dziedzinie, to gdzież jest wyjście z parlamentaryzmu? Jakże bez niego obyć się można?
Znowu i znowu należy powiedzieć: nauki Marksa, oparte na zbadaniu Komuny, natyle zostały zapomniane, że dla współczesnego „socjal-demokraty“ (czytaj: dla współczesnego zdrajcy socjalizmu) poprostu niezrozumiałą jest inna krytyka parlamentaryzmu, oprócz anarchistycznej albo reakcyjnej.
Wyjście z parlamentaryzmu, naturalnie, nie polega na zniesieniu reprezentacyjnych urządzeń i obieralności, lecz na zastąpieniu paplaniny przez „pracujące“ instytucje. „Komuna winną była być nie parlamentem, lecz zgromadzeniem pracującem, jednocześnie prawodawczem i wykonawczem“.
„Nie parlamentem, lecz pracującą“ instytucją, to powiedziano bez ogródki w oczy naszym współczesnym parlamentarzystom i parlamentarnym „pieskom pokojowym“ socjaldemokracji! Spojrzyjcie na jakikolwiek kraj parlamentarny, od Ameryki do Szwajcarji, od Francji do Anglji, Norwegji i t. d.: rzeczywiście „państwowa“ akcja odbywa się za kulisami w departamentach, kancelarjach, sztabach. W parlamentach jedynie gadają ze specjalnym celem okpiwania „pospólstwa“. Jest to do tego stopnia prawdziwe, że nawet w rosyjskiej republice, zanim jeszcze zdążył utworzyć się rzeczywisty parlament, zarysowały się w niej natychmiast wszystkie te cele parlamentaryzmu. Tacy bohaterowie zgniłego mieszczaństwa, jak Skobelewowie i Ceretellowie, Czernowowie i Awksentjewowie potrafili i „Sowiety“ (Rady) sprofanować na modlę najobrzydliwszego parlamentaryzmu burżuazyjnego, zmienić je w beztreściwe gawędziarnie. W Sowietach panowie „socjalistyczni“ ministrowie okpiwają dowierzających chłopków za pomocą frazesów i rezolucji.
„Sprawa Ludu“, organ rządowej partji „socjalistów-rewolucjonistów“, niedawno w redakcyjnym wstępnym artykule wyznała, — z nieporównaną szczerością ludzi „dobrego towarzystwa“, w którym „wszyscy“ uprawiają polityczną prostytucję, — iż nawet w tych ministerjach, które należą do „socjalistów“ (wybaczcie wyrażenie!), nawet w nich cały aparat urzędniczy pozostaje nietknięty, w rzeczywistości, funkcjonuje po dawnemu, uprawia „sabotaż swobodnie w stosunku do rewolucyjnych zapoczątkowań“.
Ale, jeżeliby nawet nic było tego wyznania, czyż historja faktyczna udziału eserów i mieńszewików w rządzie nie dowodzi tego? Charakterystyczną rzeczą jest tylko to, że, znajdując się w towarzystwie ministerskim z kadetami, panowie Czernowowie, Rusanowowie, Zenzinowowie i inni redaktorowie „Sprawy Ludu“ na tyle stracili wstyd, że nie żenują się publicznie opowiadać, jako szczegół, nie czerwieniąc się, iż „u nich“ w ministerjach wszystko po staremu!! Rewolucyjnie-demokratyczny frazes — dla ogłupiania wiejskich Maćków, urzędniczo-kancelaryjne zaś wałęsanie się — dla „udobruchania“ kapitalistów — oto macie istotę „uczciwego“ ich współdziałania.
Sprzedajny i przegniły parlamentaryzm społeczeństwa burżuazyjnego zastąpiła Komuna przez instytucje, w których swoboda sądu i rozpraw nie wynaturza się w oszustwo, ponieważ parlamentarzyści obowiązani być powinni sami pracować, sami wykonywać swe prawa, sami kontrolować to, co życie przynosi, sami odpowiadać bezpośrednio wobec swych wyborców. Instytucje reprezentacyjne pozostają, lecz parlamentaryzmu, jako systemu osobnego, prowadzącego do rozdziału pracy prawodawczej i wykonawczej, oraz uprzywilejowanego stanowiska (posłów — tutaj niema. Bez instytucji reprezentacyjnych nie możemy sobie wyobrazić demokracji, nawet i proletarjackiej demokracji, bez parlamentaryzmu możemy i powinniśmy, jeżeli krytyka społeczeństwa burżuazyjnego nie jest dla nas pustym frazesem, jeżeli dążenie do obalenia panowania burżuazji jest naszym poważnym i szczerym dążeniem, a nie „wyborczym“ frazesem dla łowienia głosów robotniczych, dla mieńszewików i eserów, dla takich jak Scheidemann, Legien, Sembat i Vanderwelde.
Jest rzeczą nader pouczającą, że mówiąc o funkcjach tych urzędników, którzy byli potrzebni i Komunie i demokracji proletarjackiej, Marks posługuje się porównaniem z pracującymi u „każdego innego pracodawcy“ t. j. ze zwykłem kapitalistycznem przedsięwzięciem z „robotnikami, kierownikami i buchalterami“.
U Marksa niema ani kropelki utopizmu w tym sensie, żeby on tworzył „nowe społeczeństwo“ i fantazjował na jego rachunek! Nie, bada on, jako przyrodniczo-historyczny proces, narodziny nowego społeczeństwa ze starego; formy przechodnie z drugiego do pierwszego. Bierze on doświadczenie faktyczne masowego ruchu proletarjackiego i stara się wyciągnąć z niego lekcje praktyczne. „Uczy się“ u Komuny, jak wszyscy wielcy rewolucyjni myśliciele nie bali się uczyć z doświadczeń wielkich ruchów klasy uciśnionej, nigdy nie stosując do nich z pedantyzmem „nauk moralnych“ (w rodzaju Plechanowskiego: „nie trzeba było zbrojnie występować“, albo Ceretellewskiego: „klasa winna samoograniczać się“).
O zniesieniu doraźnem biurokracji, wszędzie i ostatecznie, mowy być nie może To — utopja. Ale zburzyć odrazu starą urzędniczą maszynę, to nie jest utopją, to wynik doświadczenia Komuny, to bezpośrednie, występujące kolejne zadanie rewolucyjnego proletarjatu.
Kapitalizm uproszczą funkcje „państwowego“ zarządu, pozwala odrzucić „zwierzchnictwo“ i sprowadzić sprawę całą de organizacji proletarjuszy (jako klasy panującej), w imieniu całego społeczeństwa, najmującej „robotników, kierowników, buchalterów“.
Myśmy nie utopiści. Myśmy nie marzyciele o tem, jakby to odrazu obejść się bez wszelkiego zarządu, bez wszelkiego posłuszeństwa; te marzenia anarchistyczne, oparte na niezrozumieniu zadań dyktatury proletarjatu, w podstawie swej obce są marksizmowi i w istocie swej odciągają rewolucję socjalistyczną do tych czasów, kiedy ludzie staną się innymi. Nie, my chcemy rewolucji socjalistycznej z takimi ludźmi, jacy są obecnie, którzy bez posłuszeństwa, bez kontroli, bez „kierowników i buchalterów“ nie obejdą się.
Ale należy poddać się uzbrojonej przedniej straży wszystkich wyzyskiwanych i pracujących — proletarjatowi. Specyficzną „zwierzchność“ państwowych urzędników można i należy natychmiast, z dziś na jutro, zacząć zastępować przez zwykłe funkcje „kierowników i buchalterów“, funkcje te dziś już są zupełnie dostępne przy ogólnym poziomie rozwoju obywateli i zupełnie wykonalne za „płacę najemną robotnika“.
Organizujemy wielką wytwórczość, wychodząc z tego, co już jest stworzone przez kapitalizm; my zaś sami robotnicy, opierając się na swoim robotniczem doświadczeniu i na najsurowszej, żelaznej karności, podtrzymywanej przez władzę państwową uzbrojonych robotników, sprowadźmy urzędników państwowych do roli zwykłych wykonawców naszych zleceń, odpowiedzialnych, usuwalnych, skromnie opłacanych „kierowników i buchalterów“ (oczywiście z technikami wszystkich rodzajów, specjalności i stopni) — oto, nasze, proletarjackie zadanie, oto, od czego można i należy rozpocząć przy dokonaniu rewolucji proletarjackiej. Taki początek, na fundamencie wielkiej produkcji, sam przez się prowadzi do stopniowego „obumierania“ wszelkiego, biurokratyzmu, do stopniowego utworzenia takiego porządku, — porządku nie w cudzysłowie, porządku, niepodobnego do niewolnictwa najmu, takiego porządku, który, coraz bardziej upraszczające się funkcje dozoru i rachunkowości przekaże do wykonania wszystkim po kolei, czynności te staną się przyzwyczajeniem i w końcu odpadną jako osobne funkcje osobnej warstwy ludzi.
Pewien dowcipny niemiecki socjaldemokrata, w 70-ych latach zeszłego wieku, nazwał pocztę wzorem socjalistycznej gospodarki. Jest to słuszne. Obecnie poczta stanowi gospodarstwo, zorganizowane na modłę państwowo-kapitalistycznego monopolu. Imperjalizm przemienia stopniowo wszystkie trusty na organizacje takiego typu. Nad „prostymi“ pracownikami, którzy są obarczeni pracą i cierpią głód, tutaj panuje taż biurokratyczna burżuazja. Mechanizm wszakże społecznej gospodarki jest już tu przygotowany. Obalić kapitalistów, pokonać ręką żelazną uzbrojonych robotników opór tych eksploatatorów, rozbić maszynę biurokratyczną współczesnego państwa — a stanie przed nami uwolniony od pasożytnictwa wysoko technicznie skonstruowany mechanizm, doskonale mogący być uruchomionym przez zjednoczonych robotników, którzy zaangażują techników, kierowników, buchalterów, opłacając ich wszystkich tak, jak i wogóle wszystkich „państwowych“ urzędników, płacą najemną robotnika. Oto zadanie konkretne, praktyczne, do urzeczywistnienia natychmiast odnośnie do wszystkich trustów, wyzwalające pracujących od eksploatacji, uwzględniające doświadczenie, już praktycznie rozpoczęte przez Komunę (szczególniej w sferze państwowej budowy).
Całe narodowe gospodarstwo, zorganizowane, jak poczta, przy uwzględnieniu tego, aby technicy, dozorcy, buchalterzy oraz wszyscy oficjaliści byli wynagradzani nie więcej ponad „płacę zarobkową robotnika“, pod kontrolą i kierunkiem uzbrojonego proletarjatu — oto nasz najbliższy cel. Oto jakie państwo, oto jaki ekonomiczny fundament są nam niezbędne. Oto, co nam da zniesienie parlamentaryzmu i zachowanie reprezentacyjnych instytucji, oto co wybawi klasy pracujące od prostytuowania tych instytucji przez burżuazję.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Władimir Iljicz Uljanow i tłumacza: Czesław Hulanicki.