Ostatnie dni Pompei/Rozdział XXXII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Bulwer-Lytton
Tytuł Ostatnie dni Pompei
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1926
Druk Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leo Belmont
Tytuł orygin. The Last Days of Pompeii
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XXXII.
Sen Arbacesa. Ostrzeżenie czarownicy.

Zajaśniał pogodny poranek. Nikt w mieście nie zgadywał, że jest to ostatni dzień Pompei. Ukazujący się od kilku dni nad Wezuwjuszem obłok znikł nagle i dumne czoło wspaniałej góry rysowało się jasno, panując nad kwiecistemi dolinami Kampanji.
Powietrze było spokojne i parne. Rybaków, którzy o świcie wyjechali na morze, zadziwił jednak pomruk niezwykle wzburzonych fal Sarnu, którego śladów dziś próżno szukałby podróżny.
Wcześniej otworzono bramy miasta, ponieważ tłumnie zjeżdżali się i schodzili goście z okolic na dzisiejsze igrzyska w Amfiteatrze, ustępującym rozmiarami olbrzymiemu rzymskiemu Kolizeum, ale mogącym pomieścić przeszło 18000 widzów t. j. całą ludność Pompei.
Czytający w gwiazdach przeznaczenia Arbaces nie odgadywał również katastrofy. Tej nocy upajały go sny rozkoszne o królowaniu nad światem i miłości Jony. Ale nagle zmieniła się scena jego widzeń. Był na piaskach pustyni. Olbrzymi sfinks zaglądał mu w oczy...
— Co mnie czeka? — spytał. Czy znajdę szczęśliwość.
— Zbierzesz, coś posiał! — odparł głuchy głos.
Naraz ziemia zapadła się pod nim. Znalazł się śród mnóstwa kości ludzkich. Ujrzał czaszkę, z której wypełzał wąż. I w czaszce tej poznał swoje rysy.
Krzyknął przez sen. Obudził się. Uśmiechnął się na widok wesołych promieni słońca, spływających przez wysokie okno. Ale odwróciwszy głowę, spostrzegł nad sobie twarz bladą, zgasłe oczy i zsiniałe usta... czarownicy Wezuwjusza.
— Czy to jeszcze mara? — pytał, przecierając oczy.
— Nie, wielki Hermesie! Przyszłam jako niewolnica i przyjaciółka twoja, aby cię ostrzedz. Zajrzałem dziś rankiem w głąb jaskini mojej, gdzie od kilku dni postrzegam czerwone światełko, i widziałam, że urosło. Ognie Flegetonu, o których mówią podania, są żywe jeszcze. W godzinę potem czerwony potok stał się szerszy i bystrzejszy, niósł odłamy skał czarnych i śmiertelne wyziewy. Lis mój zadusił się. Zabrałam złoto — idę do Herkulanum. Ale wdzięczna tobie, żeś mi przyrzekł jeszcze dwadzieścia lat życia, przyszłam powiedzieć ci tajemną wróżbę etruską: „Kiedy otworzy się góra i uwieńczą ją dymy, zamkną się oczy dzieci morza“. Mury Pompei wznoszą się nad błoniami śmierci i zdrojami piekieł... Uciekaj dziś jeszcze!
Porwał się z posłania:
— Odejdź, złowieszczy kruku. Ta wróżba nie dotyczy Syna Nieba, którym jestem. Dzisiejszy dzień jest dniem igrzysk i mojego triumfu!...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wszelako, gdy ubierał go Kaljusz w najkosztowniejszą szatę, w jakiej miał się ukazać w loży amfiteatru, rzekł napozór niedbale:
— Znudziła mi się Pompeja. Za trzy dni wyjedziemy stąd. Będziesz mi towarzyszył... Przygotuj do podróży Jonę.
A kiedy wyszedł na miasto i znalazł się śród gwaru tłumów, śpieszących na igrzyska, i chwytających radośnie z dali ryk lwa i tygrysa, rzucił okiem na górę Wezuwjusza. Czoło jej jaśniało w bieli nieruchomych obłoków. Zadowolony mruknął do siebie:
— Jeżeli węch nie omylił starej czarownicy, to moja nauka wróży mi trzy dni spokojne. Mam czas!





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward Bulwer-Lytton i tłumacza: Leopold Blumental.