Niech twój sok zwycięży omdleniem,
Czego nie zniszczą Agni połyski —
Czego nie zniszczą Agni języki
Jak rozburzona grzywa rumaka Soma!
Odpędź wyjące o długich językach
Psy szczekające w cichą Somy noc.
Niech oko nasze głaszcze blask księżyca,
Niech zejdzie po promieniach Yati bladolica Na jadzie twym.
Rzuć szczep precz, bo szczep to Powierzchnia
A jądro Somy biały słodki jad.
Szczęśliwy, kto już spi, nim puchar pękł na skale,
Szczęśliwy, kto ma Yati na ustach ukąszenia Spać!
Spać — ale nie tak — jak śpi po pracy człowiek!
Spać — ale nie tak — jak śpi umarły człowiek!
Spać — ale tak, by pod zasłoną oczu
Był chaos — życie — grób — i trzęsienie ziemi Przez Somę.
Spać, ale tak, by grały turmy głośno
Pobudkę wojny i by przez obłok mglisty
Płynęły ciche fale, komarów brzęki,
Słowa zatrutych hymnów pianych
Na Yayati wzgórzach.
O! tylko tak na piersiach Somy‑Boga
Godzi się przespać życie krótkie urodzonych,
A ci, co skomlą głośno pod kąsaniem Yati —
A ci, co wietrzą śmierć we włosach Yati —
A ci, co w Yati‑Somy noc szczekaniem mącą czary
Ci są i nie są! Ci są, lecz nie — byli! Ci są przypadkiem! Ci wkrótce — nie będą!