Odkrycie D-ra Kocha

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward Abramowski
Tytuł Odkrycie D-ra Kocha
Pochodzenie Pisma. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej. Tom IV
Wydawca Związek Spółdzielni Spożywców
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia Zrzeszenia Samorządów Powiatowych
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ODKRYCIE D-RA KOCHA[1].

Głośne odkrycie prof. Kocha, dotyczące leczenia suchot, dało powód do wygłoszenia całej masy pochwał i uniesień nad korzyściami, jakie odniesie z tego „ludzkość cierpiąca“.
Koch został okrzyczany jako „pogromca suchot“, jako jeden z tych dobroczyńców ludzkości, który ją uwolni od trapiącej plagi: epidemji gruźliczej.
Nie wchodząc w to, jaka jest rzeczywista wartość lecznicza nowowynalezionego środka, postaramy się wyjaśnić jedną tylko kwestję, tutaj nas obchodzącą, mianowicie, czy rzeczywiście wynalazek d-ra Kocha zdolny jest zniszczyć szerzące się choroby gruźlicze i czy raczej nie pozostanie on bezsilnym i bezskutecznym wobec tych warunków, w jakich żyć są zmuszone różne warstwy ludności kraju. Dzisiejsze bowiem stosunki ekonomiczne wycisnęły swoje piętno na wszystkich objawach życia ludzkiego. Każdy wynalazek, każdy postęp w zdobyciu wiedzy ludzkiej musi rozwijać się ze swem istotnem przeznaczeniem i, zamiast służyć potrzebom całego społeczeństwa, staje się monopolem, lub też spoczywa bezużytecznie w archiwum nauki. Maszyna parowa, której przeznaczeniem było ulżyć pracy ludzkiej i zwiększyć dobrobyt społeczny, zastosowana do dzisiejszej produkcji, stała się przyczyną nędzy. Badania higjenistów, wykazujące, przy jakich warunkach organizm ludzki może rozwijać się zdrowo i normalnie, pozostają też ciągle tylko idealnem marzeniem, które urzeczywistnić się nie daje. Dary cywilizacji i nauki zostały zmonopolizowane, a interes prywatny spekulantów pozostaje ciągle tą zaporą, o którą rozbija się wszelki rozwój kultury, wszelki dalszy postęp ludzkości.
Wielki przemysł w dzisiejszej swojej postaci ściąga ludność ze wsi i skupia ją po miastach, gdzie ona zajmuje dzielnice, wiele pozostawiającego do życzenia. Tam, na domiar złego, obok niehigjeniczności, przeciążającej pracy, tym niezamożnym warstwom dostaje się w udziale opłakany stan mieszkań ciasnych, dusznych i wilgotnych. Pozostawiony w tych warunkach organizm ludzki nie może już rozwijać się zdrowo i normalnie; traci zupełnie swoją odporność i staje się podatnym do przyjęcia wszelkich epidemij i wyhodowania w sobie suchotniczych zarazków.
Weźmy naprzykład tkacza: gęsty kurz, zgięta postawa i naciskanie piersi przy tkaniu ręcznem, wysoka temperatura i dzień roboczy, ciągnący się (jak np. w bawełnianych fabrykach) po 13 i 15 godzin zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet: to są higjeniczne warunki pracy tych ludzi, czego prostem następstwem są częste zapalenia płuc i suchoty. Stwierdzają to fakty, podawane przez statystykę lekarską, że na każdych 100 tkaczy 22 zapada na suchoty, a 70 cierpi na chroniczne kaszle, katary i zapalenia płuc, że najwięcej tkaczy umiera na suchoty w wieku 20 — 25 lat, a kobiet w wieku 15 — 20 lat, i że porównywując śmiertelność tego zawodu robotników do śmiertelności ogółu ludzi, wypada, że śmiertelność tkaczy jest przeszło dwa razy większą. Kiedy bowiem wogóle umiera dorosłych ludzi 10 — 12 na tysiąc, to tkaczy 25 — 35 na tysiąc.
Do jakiego zaś stopnia skupianie się ludności wiejskiej po miastach, rozwój wielkiego przemysłu i połączone z tem trudne położenie robotnika, wreszcie gorączkowość życia ekonomicznego w miastach wpływają na rozwój suchot, wyjaśniają dostatecznie fakty dotyczące śmiertelności i sanitarnych warunków wielkich ognisk przemysłu. Tak np. 3 miljony ludzi, umierających corocznie w świecie cywilizowanym z suchot, należą przeważnie do ludności miejskiej, i to głównie do warstw niezamożnych. W jednym tylko 1883 r. umarło w Paryżu na suchoty 11.438 osób (z ogólnej liczby 57.024 wypadków śmierci). Ten sam prawie stosunek śmiertelności suchotniczej odnajdujemy także w Londynie, Wiedniu i Berlinie. Jest to zresztą ogólna cecha wielkich miast handlowo-przemysłowych. Wytłumaczyć to łatwo.
W miastach przemysłowych skupia się ludność wycieńczona nerwowo, to znowu pracą nadmierną i brakiem dobrego odżywiania się, słońca i powietrza, nie mająca środków i możności do leczenia się i stosowania przepisów higjeny. Zwłaszcza w powietrzu ciasnych ulic fabrycznych i smrodliwych dzielnic miasta unoszą się nieprzeliczone masy suchotniczych zarazków, które się ciągle wydzielają z plwocin tysiąca chorych. Zarazki te, trafiając ciągle na osłabione organizmy, przyjmują się tam, jako na dobrym dla siebie gruncie, rozwijają się w olbrzymie kolonje, toczące płuca ofiary. Tym sposobem miljony ludzi rocznie staje się łupem gruźlicy.
Wpływ skupienia wielkiej ilości ludzi w obrębie małej przestrzeni murów miejskich na szerzenie się suchot występuje jeszcze wyraźniej, gdy się zwróci uwagę na typ dzisiejszych mieszkań ubogiej ludności.
Wejdźmy, powiada dr. Cornil, do tych mieszkań: malutki przedpokoik, kuchenka wielkości dłoni i ciemna, jeden pokój od 3 do 4 metrów wzdłuż i wszerz, o niskim suficie, mieszczący w sobie rodzinę. W izbie tej znajduje się tylko jedno łóżko. Ojciec, matka i dwoje lub troje dzieci sypiają i oddychają w tem zepsutem powietrzu. Jeśli ojciec, matka lub które z dzieci staje się suchotnikiem, byłoby cudem, gdyby choroba ograniczyła się do jednej tylko osoby, gdyby nie udzieliła się ona całemu prawie domowi“.
W krajach, które nie zostały jeszcze dotknięte europejską cywilizacją, w których nie rozwinął się jeszcze wielki przemysł i nie powstały miasta fabryczne; w krajach gdzie ludność rozsiana po znacznych przestrzeniach zamieszkuje rozległe wiejskie siedziby i nie potrzebuje dusić się w murach miejskich, — suchotnicza epidemja jest prawie zupełnie nieznaną. I Koch tam jest z swoją limfą niepotrzebny. Niech jednak wkroczy tam europejska cywilizacja ze swym przemysłem fabrycznym i nędzą miejską, ze swem skupieniem ludności na małej przestrzeni, a zaraz poczną padać ofiary gruźlicznych zarazków.
Nadmierna praca, niehigjeniczne urządzenie warunków pracy, brak należytego odżywiania się i mieszkań zdrowych, dostatecznej ilości słońca i powietrza, denerwujące życie miejskie, wszystko to są okoliczności, które osłabiają, wyczerpują organizm ludzki i stawiają go w położeniu bez wyjścia, kładąc nań zawczasu piętno suchotnicze. Piętno to rodzice przekazują w spuściźnie swym dzieciom wraz ze swojem położeniem społecznem. Tym sposobem, epidemja suchotnicza, wzmagając się z rokiem każdym, staje się jakąś straszną niezwalczoną plagą ludzkości, która jej wydziera tysiące ofiar, tysiące sił młodych, grożąc całkowitem wyniszczeniem.
Jeżeli jednak same warunki życia i pracy hodują suchoty w społeczeństwie, jeżeli wielkie miasta handlowo-przemysłowe stają się z konieczności rozsadnikami suchot dla warstw niezamożnych i nawet zamożnych, to czyż odkrycie Kocha może być nazwane rzeczywistem dobrodziejstwem ludzkości? Czyż zwalczanie epidemji suchotniczej najgenialniejszym nawet wynalazkiem leczniczym nie wydaje się raczej utopją, pierzchającą wobec twardej rzeczywistości, a filantropijne na ten temat zachwyty, czyż nie wyglądają raczej na rozmyślną obłudę i naigrawanie się z cierpiących? Człowiek, który przez 13 godzin oddycha gęstym kurzem bawełnianym i gniecie swą pierś schylony nad zajęciem, kobieta, która po 16 godzin dziennie siedzi skulona nad maszyną, ludzie wycieńczeni od dziecka pracą i głodem, nie wyleczą się za pomocą limfy Kocha bez zmiany warunków życia i uczoność berlińskiego profesora pozostaje dla nich pustym frazesem.
Jeżeli więc z tego punktu widzenia zapatrywać się będziemy na kwestję leczenia suchot, to przedstawia się ona jako kwestja szerszej natury, wykraczająca po za obręb badań lekarskich. Suchoty są nieodłącznym wynikiem tych warunków, w których nasze pokolenie żyje. One to, gromadząc coraz liczniejsze zastępy ludzi w miastach, rzucają je następnie na pastwę nędzy i chorób. Produkcja dzisiejsza stwarza wielkie ogniska przemysłowe, gdzie natłok dobijających się o zarobek daje spekulantom możność robienia dobrych interesów. Ona też wreszcie, wpadając sama często w bezład, wywołuje perjodyczne przesilenia, które nędzę ludzką doprowadzają do ostateczności i tysiące ofiar oddają na pożarcie epidemjom. Zmiana warunków życiowych, ukrócenie samowoli przedsiębiorców, unormowanie pracy, uregulowanie produkcji, przedstawia się zatem jako jedyny środek skuteczny do walki z plagą suchotniczą. Pod tym względem prawodawstwa fabryczne i sanitarne rozporządzenia rządowe mają doniosłość ogromną i napewno większą niż odkrycia Kocha. Skrócenie dnia roboczego, ograniczenie pracy dzieci, dozór sanitarny nad urządzeniem fabryk i mieszkań ubogiej ludności, wszystko to podnosi kulturalny i zdrowotny poziom i osłabia działanie suchotniczej zarazy. Pierwsze kroki uczynione w tym kierunku przez państwa europejskie, wykazały już swą skuteczność.
Wynalazek więc Kocha, sam przez się zwłaszcza kiedy zostanie jeszcze bardziej udoskonalony i sprawdzony przez długie próby, jest niewątpliwie dobrodziejstwem dla ludzkości. Pamiętać jednak należy, że, wobec tych warunków życiowych, któreśmy wyżej wskazali, nie tylko dla warstw niezamożnych skuteczność jego będzie bardzo ograniczoną, ale nawet dla zamożnych zostanie lekarstwem niewystarczającem. Bo zważmy na to, że chociaż organizm, wyczerpany niezdrową pracą i wycieńczony złem pożywieniem oraz zepsutem powietrzem ciasnych i wilgotnych mieszkań, bardziej jest wystawiany na epidemję suchotniczą, ale nawet ciało ludzi zamożnych, mniej ale zawsze jednak jest napastowane przez zarazki gruźlicze. Niehigjeniczne życie bogatego żarłoka lub rozpustnika, ciągła gorączka w zabiegach bankiera lub giełdziarza — na swój sposób rozstrajają ich organizm i czynią go dostępnym zarazie, wytwarzanej stale przez warstwy niezamożne i unoszącej się w powietrzu.
Dla ogółu więc ludzkości i stanowczo dla klas pracujących nie przedstawia limfa Kocha dzisiaj żadnego użytku, suchot nie zwalczy, bo nie zmieni tego, co wytwarza i hoduje suchoty.








  1. (Przyp. Wyd.). Przedruk z Tygodnika Powszechnego 1891 Nr. 1. (porówn. t. I. Wstęp str. XCVII.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Edward Abramowski.