Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Marian Bartynowski
Tytuł Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce
Wydawca Księgarnia Katolicka Dra Władysława Miłkowskiego
Data wyd. 1887
Druk W. Kornecki
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
OBCHÓD ŚWIĄT
BOŻEGO NARODZENIA
W POLSCE.


(Kilka szczegółów z dziedziny prawa
kanoni­cznego i archeologii).
NAPISAŁ
MARYJAN BARTYNOWSKI.





W KRAKOWIE,
NAKŁADEM KSIĘGARNI KATOLICKIEJ
Dra Władysława Miłkowskiego.
1887.


W rozprawie pod tytułem: „Obchód świąt Bożego Narodzenia w Polsce“ przez p. M. Bartynowskiego napisanej, nic przeciwnego nauce kościoła katolickiego nie znalazłem, mniemam przeto, iż drukowaną być może.

Kraków, d. 9 Listopada 1886.

Ks. J. Sobierajski
Cenzor ksiąg treści religijnej.



Nr. 4121.

Wolno drukować.


Kraków, d. 16 Listopada 1886.
† Albin.
L. S.



Drukiem W. Korneckiego w Krakowie.



Kornelijusz Tacyt w epilogu bijografii Agrykoli, owém arcydziele i wzorze prac tego rodzaju, pisze: „Forma mentis aeterna, quam tenere et ex primere non per alienam materiam et artem, sed tuis ipse moribus possis“ t. z., iż sposób myślenia, zamiary i chęci nasze potrafimy okazać na zewnątrz a nawet i uwiecznić tylko w naszych zwyczajach i obyczajach, słowem w postępowaniu naszém.
To téż jeżeli bijografowie do drobnych szczegółów, tyczących się życia osoby, o któréj piszą, wielkie przywiązują znaczenie i zastanawiają się nad niémi, częstokroć w całych osobnych rozdziałach, to cóż dopiéro mówić o zwyczajach, tradycyjach i obrzędach, przechowywanych od narodów poszczególnych przez wieki całe? Jednakowoż ta dawność i to ich rozpowszechnienie sprawiają, iż badania podobnego rodzaju są dość trudne. Jeżeli niełatwém jest dotarcie do ich piérwotnego źródła, zbadanie przyczyny ich powstania i celu, do którego osiągnięcia służyły, to jeszcze trudniejszém jest przedstawienie zmian, jakim ulegały w postępie czasu, dodatków, którémi je późniejsze pokolenia wzbogacały, a z których żaden nie jest bez znaczenia. Pomimo tego, przedmiot badań onych, nasuwając te trudności, jest zarazem środkiem, jeżeli nie do pokonania ich zupełnego, to przynajmniéj do uprzyjemniania pracy. W jaki sposób?
Z każdym obrzędem i zwyczajem, jak wspomnieliśmy, obok historyi jego powstania łączy się jakaś głębsza myśl, którą właśnie przez ten pierwotny znak wyrazić chciano.
Jeżeli więc zwyczaje i obrzędy mamy zachowywać i wykonywać w sposób rozsądny, racyjonalny, musimy wiedziéć ich przyczynę i cel; inaczéj zachowanie samo formy zagraża niebezpieczeństwem, że nie znając ducha, rzecz samą mimowoli i bez wiedzy łatwo skrzywimy, a uczeni słusznie skarżyć się będą mogli: „Hunderte thun dies, erfreuen sich daran, ohne die Bedeutung zu kennen“.[1]
Przeciwnie, przez zupełnie „świadome“ zachowywanie tych obchodów odnawia się za każdym razem nasza jedność z przeszłością, stwierdzamy nasz nieprzerwany z nią związek i dajemy dowód, że ten sam duch, co kierował i ożywiał sprawy przodków, pozostał i naszą własnością. Zapatrując się z tego punktu widzenia, łatwo się przekonać, że każdy zwyczaj jest czémś więcej, niż tylko zwyczajem, że nie jest pozostałością z czasów barbarzyńskich, co w wiekach średnich używała wielkiego znaczenia, a któréj dzisiejsza cywilizacyja protegować nie pozwala, że takie obrzędy, zwyczaje, przysłowia, właściwości narodowe, prowincyjonalne lub miejscowe, nie istnieją bez celu, nie żyją bez pożytku, ani téż bez przyczyny marnieją, lub giną. „Obrzęd bowiem, pisze prof. Łepkowski[2], odbywany przez wieków kilka, wspomnienie przekazywane na pokolenia, lub przysłowie, powtarzane przez stulecia całe, nie są własnością czyjąś prywatną, ani należą do dnia, lub roku jakiego — raczéj zwać się je godzi zabytkiem przeszłości, nauką, przestrogą, symbolem prawdy, lub moralną zasadą, przez kilka wyznawaną wieków. Nieraz spotkać się można na tém polu z faktem historycznym, w poetycznéj wystawionym barwie, a zawsze pożyteczna, choćby na chwilę płaszcz kosmopolityzmu odsłonić, aby się tym ozdobom szaty narodowej przypatrzéć“. Godzi się więc pielęgnować i wskrzeszać stare tradycyje, zwyczaje i obrzędy i dlatego też korzyści, płynące z poszukiwania i zajmowania się podobnémi zabytkami przeszłości, sprawiają, że trudności przy tém napotykane, nie tylko zupełnie nikną, ale stają się nawet miłemi, bo, jak mówi Cycero: „quis est, quem non moveat rerum gestarum memoria, consignataque antiquitas“.
W istocie, zdanie to z całą sumiennością można powtórzyć, gdy idzie rzecz o obchód świąt Bożego Narodzenia u nas; Polska bowiem, nie przestając na licznych a wzniosłych i pełnych znaczenia obrzędach, ustanowionych na tę uroczystość przez Kościół, a zachowywanych wszędzie przez jego wyznawców, — Polska na tém nie poprzestając, pod skrzydłami téj Boskiej instytucyi, zaprowadziła mnóstwo sobie tylko właściwych zwyczajów, które, z nieznacznémi chyba wyjątkami, wszystkim, nawet obojętnym w téj mierze podobają się i po dziś dzień w całej pełni są zachowywane. Przypatrzmy się im nieco bliżej.
Okres czasu mniej więcej cztérotygodniowy, zwany z łacińskiego Adwentem, a przeznaczony przez Kościół do tém lepszego przygotowania się do jednéj z trzech największych uroczystości t. j. do Bożego Narodzenia, téj „metropolis festorum et fons omnium“, w ostatnim dniu dochodzi do swego punktu kulminacyjnego. Dniem tym, jak sama nazwa wskazuje, jest wigilija.
Chcąc wiedziéć, jakie ten dzień pierwotnie miał znaczenie i o ile dziś swemu przeznaczeniu odpowiada, cofnijmy się myślą w zamierzchłą starożytność. Otóż u Rzymian straż nocna w obozie zwała się vigiliae, dla odróżnienia od dziennej excubiae. Straż ta zmieniała się cztéry razy w nocy; stała każdym razem po trzy godziny, dłuższe lub krótsze, stósownie do pory roku. Stąd poszło, że Rzymianie dzielili noc na cztéry części, zwane wigilijami. „Nox in quatuor vigilias dividitur, quas singulae trium horarum spatio supputantur“, pisze św. Hieronim, ep. 140 nr. 8.
Niepodobną było rzeczą, żeby Kościół, mający, w początkach swego bytu, ciągłą styczność z narodem rzymskim, niektórych zwrotów łacińskich, mutatis mutandis, do swéj terminologii, nie wprowadził. I tak przeddzień świąt uroczystych nazywa się wigiliją, gdyż jest przeznaczonym do przygotowania się na obchód święta, mającego miejsce w dniu następnym, przez post ścisły i stosowne modlitwy. W dniu takim w piérwszych wiekach Chrześcijaństwa, dopiéro po odmówieniu modlitw wieczornych, czyli nieszporów, zabierano się do skromnego posiłku.[3] Składał się on głównie z eulogii, t. j. chlebów, zbywających od ofiary, (o czém obszerniej niżéj pomówimy), nie konsekrowanych więc, ale tylko błogosławionych i z darów bogatszych osób, które ci, z miłości braterskiéj ku ubogim czynili, co po grecku zowie się άγάπη i uczty te zwano: agapae, co quod ob caritatem ex fide celebrarent, agapas vo citabant, jak pisze Zonaras, a Tertulijan wyjaśnia coena nostra de nomine rationem sui ostendit. Id vocatur, quod dilectio penes Graeeos est.[4] Początek tych uczt wywodzą niektórzy od Żydów, opiérając się na następujących ustępach Pisma św.: „Dziesiątą część oddzielisz ze wszystkich pożytków twoich, które się rodzą na ziemi na każdy rok. I będziesz jadł przed oczyma Pana Boga Twego, na miejscu, które obierze, aby na niém używano Imienia Jego, dziesięcinę zboża twego i wina i oliwy i piérworodne z bydła i z owiec twoich; abyś się nauczył bać Pana Boga twego na każdy czas..... A będziesz jadł przed Panem Bogiem twoim, i będziesz używał ty i dom twój. I Lewit, który jest między bramami twémi; strzeż, abyś go nie opuszczał, bo nié ma innéj części w osiadłości twojéj. Roku trzeciego odłączysz drugą dziesięcinę, ze wszego, coś się rodzi na on czas i odłożysz w domu swoim. I przyjdzie Lewit, który nié ma inszéj części, ani osiadłości z tobą, i przychodzień i siérota i wdowa, którzy są między bramami twemi, i będą jeść i nasycą się: abyć błogosławił Pan Bóg twój, we wszystkich sprawach rąk twoich, które czynić będziesz“.[5] „Wyniosłem, co jest poświęcone z domu mego, i dałem to Lewitowi, i przychodniowi, i sierocie, i wdowie, jakoś mi rozkazał“.[6] „Dzień poświęcony jest Panu Bogu naszemu..... Jédzcie rzeczy tłuste i pijcie słodycz, a posyłajcie części tym, którzy sobie nie nagotowali“.[7] „Żydowie, czternasty dzień miesiąca Adar, na biesiady i na wesela postanowili, tak, aby się weń radowali, i słali części uczty i potraw jeden drugiemu“.[8] U Żydów, także po pogrzebach, na pociechę płaczących, zastawiano chléb boleści i kielich pociechy. Józef Żydowin pisze, że w czasach Apostołów, uczty pogrzebowe, były tak zbytkowne, że rujnowały ubogich, dbających, by lud nie zarzucał im niereligijności. Inni przypisują ustanowienie ich Apostołom; w każdym razie sięgają one czasów apostolskich, o czém przekonamy się nieco niżej ze słów św. Pawła.[9] Uczty te piérwotnie odprawiano w domach prywatnych, gdzie się wierni początkowo zbiérali, dla łamania chleba, t. j. ofiary Mszy św., późniéj w katakumbach, miejscach ukrytych, dla obawy pogan, nakoniec przeniosły się do kościołów, dla wygody wiernych, którzy po nich, zostawali tamże noc całą, na śpiéwaniu psalmów i czytaniu ksiąg świętych. Czuwanie to, zwało się vigiliae, od czego, całemu dniowi poprzedzającemu, to imię nadano. Że te uczty odbywały się tylko wieczorem, lub w nocy, wnosić można śmiało ze słów Tertulijana: „Ita saturantur, ut qui meminerint etiam per noctem adorandum sibi Deum esse“.[10] I nieco daléj: „Inde disceditur non in certervas caesionum[11], neque in classes discursationum, nec in eruptiones lasciviarum, sed ad eamdem euram modestiae et pudicitiae, ut qui non tam eoenam eoenaverint, quam disciplinam“.[12]
Sposób i porządek, w jakim się odbywały znowu podaje Tertulijan: „Non prius discumbitur, quam oratio ad Deum praegustetur: editur, quantum esurientes cupiunt: bibitur, quantum pudicis est utile. Ita saturantur, ut qui meminerint etiam per noctem adorandum sibi Deum esse. Ita fabulantur, ut qui sciant Dominum audire. Post aquam manuałem et lumina, ut quisque de Scripturis Sanetis vel de proprio ingenio potest, provocatur in medium, Deo canere, hinc probatur quomodo biberit. Aeque oratio convivium dirimit“.[13]
Przy ucztach tych przewodniczył kler, stad pisze św. Ignacy: „Non licet sine episcopo agapen facere“, dzięki czemu, w zebraniach tych panowała miłość i skromność. Rozpoczynano modlitwą, stosownie do słów: „Wszelkie Boże stworzenie z dziękowaniem bywa przyjmowano.... poświęcono bywa przez słowo Boże i modlitwę“,[14] co pięknie objaśnia św. Chryzostom: „Mensa ab oratione sumens initium et in orationem desinens nunquam deficiet: sed fonte largius omnia nobis afferet bona: ne tantum itaque praetermittamus emolumentum“[15] Potém następowało czytanie ustępów Pisma św., kościelnych listów, niekiedy śpiewano hymny. Podczas agap używano nietylko chleba i wina, ale i mięsa, (naturalnie, o ile post nie przypadał) i różnego rodzaju potraw.
„Agapes nostrae pauperes pascunt sive frugibus, sive carnibus“, pisze Augustyn św. Posilano się jednak skromnie, mając na pamięci słowa apostoła narodów: „Chodźmy uczciwie jako w dnie; nie w biesiadach i pijaństwach“,[16] jak niemniej przestrogę przypowieści Salomonowych,[17] odnoszącą się do nadużycia wina.
Celem rozmowy, toczonéj wówczas, nie była ona tylko sama, ale wzajemny pożytek, zanadto bowiem dobrze biesiadnicy wiedzieli, iż: „z każdego słowa próżnego, któreby.... wyrzekli, dadzą liczbę w dzień sądny“.[18] Po skończonéj uczcie, wzywano poszczególnych zgromadzonych, iżby śpiéwali, ku czci Bożej: albo ustępy z Pisma św. t. j. po największej części psalmy, lub pienia własnego układu; tu najlepiéj można było osądzić, jak się kto zachowywał przy uczcie, czy był miernym w używaniu wina.
Nie jest nieprawdopodobném, iż przy końcu następowała składka na wdowy, siéroty, ubogie.
Zebranie zamykano modlitwą, „dziękując zawsze za wszystko w Imię Pana naszego Jezusa Chrystusa Bogu i Ojcu“.[19] Że modlitwa ta końcowa zbawienną była dla ucztujących, objaśnia św. Chryzostom l. c.: „Opus est itaque nos et mensam petentes et desistentes: Deo gratias agere. Ad hoc enim paratus, nunquam in ebrietatem decidet aut in solentiam, nunąuam crapula disrumpetur, sed orationis expectationem pro fraeuo sensibus habens impositam, cum debita modestia ex omnibus appositis sumet et multa ąuidem animam, multa etiam benedictione corpus implebit“.
Chodziłoby jeszcze o wyjaśnienie, czy agapy odbywały się przed, czy też po przyjęciu Eucharystyi. Powszechna opinija przemawia za poprzedniém przyjęciem Sakramentu Ołtarza. I tak św. Hieronim pisze:[20] „In ecclesia convenientes oblationes suas separatim offerebant, et post communionem, quaecunque eis de saerificiis superfuissent, illie in ecclesia communem eoenam comedentes, pariter consumebant“. A św. Chryzostom w homilii objaśniającej toż samo miejsce mówi: „Statis diebus mensas faciebant communes, et peracta synasi, post sacramentorum communionem omnes com — mune inibant convivium, divitibus quidam cibos afferentibus, pauperibus autem et qui nihil habebant, etiam vocatis et omnibus communiter vescentibus“. Chociaż więc u Koryntyjan, jeszcze za czasów apostolskich, był zwyczaj odprawiania agap przed Komuniją św., to właśnie on już wtedy dla uszanowania winnego tak wielkiej tajemnicy, niewątpliwie został zaniechanym, zwłaszcza po upomnieniu Apostoła, o czém niżéj.
Dlatego téż należy policzyć do wyjątków zwyczaj, panujący gdzieniegdzie, a osobliwie w Afryce jeszcze za św. Augustyna, iż raz w rok, t. j. we Wielki Czwartek, odprawiano tak zwaną ucztę miłości, na pamiątkę ustanowienia Przenajśw. Sakramentu, po któréj dopiero się komunikowano.
Agapy odbywano z powodu różnych okoliczności, od których nosiły nazwę, jako to: agapae natalitiae, connubiales, funerales. Św. Grzegorz Nazyjanzeński, podaje je w wiérszu:
„Non epulum natale adiens cum pluribus, aut quod Funereum est, vel quod connubiale petens“.
Agapae natalitiae, obchodzono w rocznicę śmierci męczenników, zwana w języku kościelnym „dies natalis“, na ich grobach, w kościele lub katakumbach. Tu należą także agapy, odbywane w rocznicę poświęcenia kościoła. Agapae connubiales wyprawiano z okazyi zaślubin. Agapae funerales przy pogrzebach. O nich jest wzmianka w konstytucyjach apostolskich: „Qui in exsequiis mortuorum ad convivium funebre invitati estis, ordine et timore Dei epulamini, ut possitis preces pro defunctis exhibere.“[21] Widać więc, że po ukończeniu ich, modlono się za duszę zmarłego; zapraszano na nie, prócz kleru i ubogich, przedewszystkiem przyjaciół i bliskich zmarłego. Są to dzisiejsze u Rusinów stypy. Prócz wspomnianych wyprawiano owe uczty w niedziele i święta; o tém wspomina Oecumenius: „Praecipuis diebus sive festis, post sacrorum mysteriorum participationem agebantur communes coenae, preparantibus illas divitibus ac pauperes invitantibus“.
Szczegóły te dopiero co wymienione wskazują nam cel onych uczt i symboliczne ich znaczenie, t. j. żeby przez posadzenie przy jednym stole ubogich i bogatych, starszych i młodszych, w ogóle dwóch stanów różnych, uwydatnić braterską wspólność i równość przed Bogiem. Z przytoczonego ustępu z pism Tertulijana można miéć pojęcie o téj świętéj jedności, która braterskim węzłem łączyła wówczas wszystkie stany, a któréj urzeczywistnić nie podobna, gdy na miejsce pokory i miłości występuje pycha. Tertulijan nazywa wprawdzie agapy kosztownemi ale zarazem i zyskownemi, bo wydatkowanie w celach pobożnych jest najlepszą spekulacyją. „Quantiscunque sumptibus constet, lucrum est pietatis nomine facere sumptum: siquidem inopes quosque refrigerio isto iuvamus, non qua penes vos parasiti affectant ad gloriam famulandae libertatis sub auctoramento ventris inter contumelias saginandi, sed qua penes Deum maior est contemplatio mediocrium“.[22]
Jednakowoż znachodzili się i tacy, którzy przeciwko tym zebraniom, chociaż one na to bynajmniej nie zasługiwały, powstawali. Z tych jedni ludzie zupełnie obcy, co więcéj nieprzyjaciele religii; inni znajdowali się nawet w gronie wiernych. Pierwszym daje odprawę Tertullian: „Haec coitio Christianorum merito sane illicita, si illicitis par, merito damnanda, si non dissimilis damnandis, si quis de ea queritur eo titulo, quo de factionibus querela est. In cuius perniciem aliquando convenimus? Hoc sumus congregati, quod et dispersi: hoc universi, quod et singuli, neminem laedentes, neminem eontristantes. Cum probi, cum boni coeunt, cum pii, cum casti congregantur, non est factio dicenda, sed curia“.[22] Na drugich jeszcze skuteczniej powstaje Kościół, bo wyłącza ich z grona swojego. Mianowicie w połowie IV. wieku, zebrał się synod w Gangrze, celem potępienia herezyi Eustachyjanów. Otóż canon 11, z pomiędzy uchwalonych na tém zebraniu, brzmi: „Si quis despicit eos, qui fideliter agapas, id est convivia pauperum exhibent et propter honorem Domini convocant fratres, et noluerit communicari huiuscemodi vocationibus, parvipendens quod geritur, anathema sit“.[23]
Jak wszędzie, tak i tu szybko potrafiły się wkraść nadużycia. Już Apostoł narodów napomina Koryntyjan w liście I., rozdz. XI., w. 20 i następnych: „Gdy się tedy wespół schodzicie, już to nie jest używanie wieczerzy Pańskiéj. Bo każdy wieczerzą swą wprzód stawia ku jedzeniu. A więc jeden łaknie, a drugi jest pijany. Iżali domów nié macie do jedzenia i picia? albo Kościołem Bożym gardzicie? i zawstydzacie tych, którzy nié mają? cóż wam rzekę? chwalę was. W tém nie chwalę“. I kończy ten klassyczny rozdział słowy: „A tak, bracia moi, gdy się schodzicie ku jedzeniu, oczekiwajcie jedni drugich. Jeżeli kto łaknie, niech jé w domu: abyście się na sąd nie schodzili. Lecz inne rzeczy, gdy przyjdę, postanowię“.[24] Jasna rzecz, że te uczty, tracąc symboliczne znaczenie, stawały się tylko biesiadami, przy których bogaci zapominali o ubogich, a które wcale nie przysposabiały do obchodzenia, w myśl Kościoła świąt, nazajutrz przypadać mających. Swoboda, udzielona Kościołowi przez Konstantyna i zwiększająca się liczba wiernych, odjęły w części poprzednie znaczenie agapom. Z drugiej strony, nadużycia, jakie się do nich wkradały, były powodem ich zniesienia, po kościołach. W każdym razie, agapy przypominają piękny okres Kościoła, w którym duch rodzinny wyżéj podniesiony ożywiał wszystkich członków jednego zgromadzenia, i w którym zwykłe nawet sprawy życia przypominały o wieczności. Nadużycia więc wywołały stopniowe zniesienie tych uczt, niegdyś tak pięknych. Doszło bowiem do tego, iż nie tylko niektórzy hołdowali na nich pijaństwu i nieumiarkowaniu; ale nadto, co mogli, brali ze sobą i do domu unosili. Temu zaradził synod laodycejski w IV. wieku; w kanonie 27 zabrania klerowi uczestniczyć w nich i ze sobą cośkolwiek stąd zabierać; w kanonie 28, nie pozwala odbywać ich w kościele.
Canon 27: Non oportet ministros altaris, vel quoslibet clericos ad agapen vocatos partes tollere propter iniuriam, quae ex hac occasione ecclesiastico ordini poterit deputari.[25]
Canon 28: Non oportet in basilieis seu in ecclesiis agapen facere et intus manducare vel cubitus sternere.[26]
Św. Ambroży usuwa agapy z Medyjolanu; św. Augustyn, jako kapłan jeszcze, w Hipponie całą siłą wymowy i apostolską gorliwością walczy przeciw nadużyciom, jakie się wkradły do agap i pracuje za zupełném usunięciem ich z Afryki. Synod Kartagiński III. r. 397 stanowi w kanonie 30, aby nie tolerowano agap w kościele.
„Nulli episcopi vel clerici in ecclesia conviventur, nisi forte transeuntes hospitiorum necessitate illie reficiantur. Populi etiam ab huiusmodi conviviis, ąuantum fieri potest prohibeantur“.[27]
Podobnie uchwala II. synod Orleański, kanon 12: „Ne quis in ecclesia votum suum cantando, bibendo, vel lasciviendo exsolvat, quia Deus talibus votis irritatur potius quam placatur“. Kościół zakazuje ich później tu i ówdzie, znosi je w XV. wieku sobór w Bazylei odbyty. Mimo to akta synodu prowincyjonalnego medyjolańskiego mówią, że w XVI. w. jeszcze zastawiano stoły na Boże Narodzenie, Zielone Świątki i inne dnie: synod zaleca jałmużnę, ale zarazem zniesienie agap. W Rouen, na Wielkanoc, po dziś dzień podają w kościele ciasteczka i wino na tacy; ma to pochodzić od św. Ansberta, biskupa, o którym bijograf pisze, że dawał agapę ludowi w swoim kościele po Komunii św. w dnie uroczyste i sam służył do stołu ubogim. Może tu ktoś zrobić uwagę: Abusus non tollit rectum usum rei: ergo tollatur abusus sed servetur usus; jeżeli agapy, popierane zrazu przez Kościół, w rzeczy samej były rzeczą piękną i chwalebną, dlaczegóż je Kościół, choć miał nawet do zreformowania ich powody, zniósł zupełnie? Odpowiadamy, że tak nie jest; agapy, jako takie, zniesionemi zupełnie nie były nigdy; zakazano ich tylko odbywać w kościele. Twierdzenie nasze popiéramy i nauką i praktyką.
W Sakramentarzu Gielazyjusza ks. III. rozdział 48, znajdujemy trzy modlitwy za tych, co sprawiają agapy, „pro his, qui agapas faciunt“; niepodobna przecież przypuścić, iżby Kościół aprobował i niejako wynagradzał nieposłusznych, modląc się za nich; Gracyjan pisze przy kanon. 2 D. 42: „Sed licet ipsa convivia despicienda non sint, nec tamen in ecclesiis celebrari, nec clerieos ad ea convocatos partes sibi ex eis tollere oportet“. Nie tylko więc one odbywały się po domach prywatnych, ale, co więcéj, posłuchajmy tego, co pisze św. Grzegorz Wielki do Melitona, opata Benedyktynów w liście 71 ks. IX.: „Qui boves solent (Angli) in sacrifieiis daemonum multos occidere, debet his etiam hac de re aliqua solemnitas immutari; ut die dedicationis, vel natalitio sanctorum martyrum, quorum illic reliąuiae ponuntur, tabernaeula sibi circa easdem ecclesias, quae ex fanis commutatae sunt, de ramis arborum faciant et religiosis conviviis solennitatem celebrent.“ Ponieważ, powiada, Anglowie mają zwyczaj wiele wołów zabijać na ofiarę, przeto należy zmienić to o tyle, iżby w dzień poświęcenia (kościoła), lub w rocznicę świętych męczenników, których relikwije tam spoczywają, urządzali sobie namioty, około kościołów, przerobionych ze świątyń pogańskich, i ucztami pobożnemi obchodzili uroczystość. A więc tu Papież sam poleca, a nawet nakazuje obchodzenie agap, jednakowoż nie w kościele. Dlatego też i dziś jeszcze niektórzy biskupi i panujący, po obrzędzie umywania nóg w Wielki Czwartek ubogim, podejmują ich potem wieczerzą. Mimowoli nasuwa się tu przykład obecnego ks. arcybiskupa lwowskiego Seweryna Morawskiego, który odbywszy ingres na swą stolicę, zaraz potem usługiwał ubogim, podczas obiadu, danego przezeń dla nich w Zakładzie Sióstr Miłosierdzia.
Ze zniesieniem agap w kościele, zniesiono i one czuwania nocne; uskutecznił to mianowicie Papież Bonifacy I. w r. 422 i został tylko post, (nie we wszystkie wigilije jednak)[28] oraz niektóre, zwykle niewielkie, zmiany we mszy św. i brewijarzu[29].
Jednym i jedynym wyjątkiem od powyższego prawidła, jest wigilija Bożego Narodzenia. Agapy w kościele wprawdzie nié masz; prócz tego jednego obrzędu wszystkie inne właściwości dawnych wigilij ona posiada. W dzień ten post zachowuje się ścisły i po największej części dopiéro za ukazaniem się pierwszej gwiazdy, następuje obiad. Jest rzeczą wiadomą,[30] że za czasów pogańskich, pod koniec grudnia, obchodzono uroczystość narodzenia słońca, czyli właściwie przebudzenia się jego ze snu zimowego; było to, jak u Rzymian, natales solis invicti.
Ślad tego przechował się dotąd u ludu, zwłaszcza w rozmaitych obrzędach i przesądach, przywiązanych do świąt w mowie będących, jednak nic nić mających wspólnego z ich znaczeniem religijnem w pojęciu chrześcijańskiém, a stąd potępionych słusznie przez Kościół, jeżeli są brane na seryjo albo w nadużycie przechodzą.
I tak, według pojęć ludów aryjskich, w chwili urodzenia się człowieka, na niebie wschodzi gwiazda nowo-narodzonego, a ponieważ poganie bogom swym, przymioty i własności ludzkie dawali, przeto i przy narodzeniu się boskiego Słońca, pojawia się gwiazda na niebie, a tą gwiazdą, jest piérwsza, ukazująca się na widnokręgu wieczorem, we wigiliją Bożego Narodzenia i dlatego, daje ona hasło rozpoczęcia uroczystości.
Jakkolwiek pod wpływem czasu i wypływającéj ztąd zmiany obyczajów, wiele szczegółowych obrzędów, przywiązanych do tych dni zniknęło już, zwłaszcza po miastach, to przecież roznoszenie i łamanie się opłatkami, jako też sama wigilija niezmiennie się przechowuje.
Przerywam tu na chwilę opowiadanie, by zastanowić się nad genezą opłatków. Pochodzą one od eulogii, co z greckiego znaczy modlitwę, poświęcenie, pobłogosławienie. Ojcowie Kościoła używają tego wyrazu niekiedy na oznaczenie Eucharystyi, ale zwyczajnie służy na oznaczenie chléba ofiarnego, pozostałego od użycia do konsekracyi, a poświęconego po mszy św. zamiast Eucharystyi (vicarius scil. Communionis), rozdawanego nieprzyjmującym Komunii św. Jest to zwyczaj od V. wieku, powszechnie znany. U Greków naczczo, pokornie i pobożnie z rąk kapłana, pożywano je w kościele, (eulogije uroczyste), albotéż nieobecnym a godnym je rozsyłano, na znak miłości i zjednoczenia (eulogije prywatne). Początkowo rozsyłano eucharystyją, będącą już nietylko znakiem, ale najsilniejszym tej miłości czynnikiem; jednak nadużyć w tej mierze wzbroniły synody: laodycejski i I. toletański i na Jéj miejsce stanowczo polecają chleby błogosławione. Osobom, wyższe stanowisko zajmującym, posyłano inne dary, także pod pozorem eulogii. Biskup konstantynopolski posyła, po objęciu stolicy, chléby złote cesarzowi; o posyłaniu eulogii czytamy również w żywocie św. Albina, biskupa. Opłatki więc niczém inném nie są, jak ową dawną eulogiją i jak ta stanowiła podstawę pierwotnych uczt miłości, tak i one są początkiem dzisiejszej agapy t. j. uczty wigilijnej.
Już od początku adwentu, zajmują się, po parafijach i zakonach, pieczeniem pomienionych opłatków z różnémi wyciskami, przedstawiającymi symbole religijne i rozsyłaniem ich, po domach pojedynczych. Po ujrzeniu więc pierwszej gwiazdy, zgromadzeni łamią nawzajem opłatek, składając sobie przy tém życzenia. Dzieje się to na znak wspólnego braterstwa, przyniesionego nam przez Chrystusa Pana, który po łamaniu chléba, na ostatniej Wieczerzy, sam powiedział: „Dałem wam przykład: aby jakom ja wam uczynił, takżebyśeie i wy czynili“.[31] To dzielenie się opłatkiem oznacza wzajemne poświęcenie się jednych dla drugich, uczy, że mamy się wzajemnie miłować i ostatni nawet kawałek chleba podzielić z bliźnimi.
Pomiędzy życzeniami, słyszymy powtarzane, na ziemiach całéj Polski: „Dosiego roku“. Archeolodzy nasi suszą sobie głowę nad wytłómaczeniem tego zwyczaju; podają cały szereg hipotez, z których jedna jest mniej prawdziwą od drugiej. I tak najpowszechniejsza brzmi, jak następuje: Bardzo dawno, we wigiliją Bożego Narodzenia, umarła w Krakowie, sędziwa, zacna pani, imieniem Dorota, któréj śmierć budziła życzenie, aby tyle lat przeżyć, tak szczęśliwie, jak ona. Wielu autorów to twierdzenie przytacza; nie wynika jednak z tego, iżby ono było prawdziwém, jak tego dowodzi ta okoliczność, iż o owéj mitycznéj Dorocie, pomimo iż jéj imię przez tyle lat tyle ust wymawia, nic więcéj nad to, co powiedziałem, najuczeńsi historycy nie umieją powiedzieć, podczas gdy o takiej n. p. Małgorzacie z Ziembocina, żyjącéj jeszcze za czasów Bolesława Szczodrego i przecież nierowniéj mniéj wspominanéj, wszędzie wiedzą, jak dawna Rzeczpospolita długa i szeroka.
Ignacy Potocki znowu mówi, że Dosiego roku powstało od do wszego czyli do wszelkiego roku. Wprawdzie po łacinie mówi się: ad multos, ad plurimos annos, ale po polsku w powiedzeniu: do wszego roku, nie wie się właściwie, czego się życzy.
Inni zapewniają, że „Dosiego roku“, znaczy, do przyszłego roku i wyraża się tém życzenie doczekania powtórnej chwili takiego życzenia; niektórym się zdaje, że to znaczy do setnego roku, chłopi sobie tłómaczą, że życzenie to niekoniecznie do długiego ściąga się życia, ale i do urodzajów tegorocznych; inni nakoniec powiadają, że „Dosiego roku“ znaczy tyle, co do psiego, t. j. żebyśmy znowu doczekali téj chwili, kiedyby nieprzyjaciele nasi, podobnie, jak za Bolesława Krzywoustego, na Psiém pola pobici zostali. Oczywiście, to ostatnie zdanie trzeba raczéj uważać za wyskok dobrego humoru interpretatorów, ale nigdy za twierdzenie, o jakiejś, choćby najmniejszéj, wartości naukowéj. Najbardziéj zbliżoną do prawdy, jeżeli nie zupełnie prawdziwą, jest hipoteza prof. Łepkowskiego.[32] Otóż powiada on, że w Wielkopolsce, w okolicy Gołańczy, szukał raz chaty, zamieszkiwanej przez najstarszego w okolicy człowieka. Pomimo, iż ten nazywał się Marchwicz, nie nazywano go inaczej, jak Dodek, a żonę jego, także w bardzo podeszłym wieku, Dodką, Dośkową, Dośką. Późniéj, w okolicy Torunia, spotkał się autor z podobnym Dodkiem i Dośką, — byli to również najstarsi we wsi ludzie. Po długiem badaniu, doszedł on do tego, że Dodkiem nazywają bardzo starego człowieka, a żonę jego, jeźli jest równie podeszła wiekiem, Dodkową, Dodką, lub Dośką. Z tego wynika, że „Dosiego roku“, znaczy tyle, co pradziadowskich, matuzalowych lat.
Z opłatków kolorowych lepią światy i kołyski, które się zawiészają u sufitu w sali jadalnéj. W rogach téj sali na wsi, stawiają snopy ze zbożem i słomą prostą, stół pod obrusem, zaścielają sianem; znaczenia tego nie trzeba tłumaczyć. Liczby biesiadników nieparzystej, a zwłaszcza 13, dla pamięci Judasza, starannie się unika; przeciwnie: liczba potraw zwykle jest nie do pary. Potrawy, starym zwyczajem, zawsze są jednakie. Jest to także zabytek z czasów przedchrześcijańskich. P. Wł. Niedźwiecki[33] tłómaczy to w ten sposób: „Widząc, że w miarę postępów zimy, słońce coraz to mniéj zdolne jest udzielać ziemi ciepła i światła, widząc, że noc ciągle się powiększa, a dzień zmniejsza, starożytny człowiek sądził, że słońce jest pokonywaném przez duchów ciemności, że się gotuje na śmierć. Kiedy więc, pod koniec grudnia, słońce odzyskuje swe siły, poganin, ochłonąwszy z przerażenia, cieszył się nadzieją przyszłych urodzajów i widział już w swej wyobraźni zieloność i plony. To téż wieczerza wigilijna nie może się obejść bez owoców, stanowiących rzecz najważniejszą i bez zielonego drzewka, choinki, pozawieszanéj złotémi i srebrnémi orzechami, a przypominającej rajskie drzewo żywota, wiecznie zielone i obarczone złotemi jabłkami odmładzającémi. W ogóle wszelkie potrawy i napoje wigilijne oznaczają to, czego człowiek wyczekuje od powracającego, rodzącego się słońca, a właściwie lata, (wino, miód, śliwki, gruszki, jabłka, mak, kapusta, grzyby, kasza, chléb pszenny niezwykłéj wielkości, t. j. strucla, jak u nas i t. d.), który u ludu prostego, aż do Trzech Króli zastępuje miejsce zwykłego chleba.“ Nie wchodzę w to, czy strucle przyszły z Niemiec, czy nie; faktem jest, że w Krakowie, Warszawie i innych większych miastach, wypiekano strucle tak wielkie, że je aż na saniach ciągniono; piekarze wysadzali się na tego rodzaju pieczywa, które potem w darze składali wielkim panom, i tak Łukasz Gołębiowski, w dziele p. t.: „Domy i Dwory“, podaje, że w r. 1764, a zarazem piérwszym panowania Stanisława Augusta, piekarz warszawski Gottlieb Szyller, ofiarował królowi struclę. Była ona 7 łokci długa, bo wybór króla nastąpił d. 7. września. Mąkę wzięto z 17 młynów, na pamiątkę, że król urodził się 17 stycznia; przypraw użyto w liczbie 32, stósownie do lat wieku króla, a struclę tę niosło 9 dzieci Szyllera, bo elekcyja króla była we wrześniu, t. j. w 9. miesiącu roku. Król ofiarował tę struclę klasztorowi P. P. Bernardynek.
Po wieczerzy prastare kolędy, nad którémi może kiedyindziéj bliżéj się zastanowimy, wzbijają się jednym akordem w niebo, z całéj naszéj ziemi, jak płynęły tam tyle wieków w złej i dobrej doli.
Wigilija słusznie mogła nosić nazwę „uczty miłości“; od dawnych czasów bowiem było zwyczajem, że najwięksi wrogowie i przeciwnicy, gdy ich potrafiono nakłonić do przełamania opłatka, przy wigilii, wszelką niechęć i zawziętość z serca składali i stawali się odtąd dobrymi przyjaciółmi.
Chodziłoby teraz o odpowiedź na pytanie: w razie, gdy Boże Narodzenie przypada w poniedziałek, kiedy należy sprawiać ucztę wigilijną: czy w niedzielę, czy w sobotę? Kwestyja ta wkracza w zakres liturgiki i dlatego w piérwszéj linii zwrócić się należy do postanowień Kościoła. Otóż tu bezpośrednio a stanowczo nic nie jest orzeczone; a nawet przepisy kościelne, odnoszące się do wigilii, nie podają nam wprost możności odpowiedzenia. I tak jest zasadą, iż niedziela wyklucza post ścisły, (który określa nie tylko jakość, ale i ilość pożywienia); niemniej ogólne prawidło nakazuje przenosić nabożeństwo wigilii, gdy to przypada w niedzielę, na sobotę; jednakowoż wyjątek w téj mierze stanowi wigilija Bożego Narodzenia i Trzech Króli; a więc jedno prawidło przemawiałoby za jedzeniem wigilii w sobotę, czego druga reguła nie zdawałaby się potwierdzać.
Jak więc widzimy, rzecz ta w drodze prawnéj bezpośrednio rozstrzygniętą nie została; dlatego chcąc wypowiedzieć tu zdanie, należy zbadać istotę rzeczy.
Uskutecznił to uczony liturgista, ks. Wincenty Pixa, w rozprawce swéj, mało zapewne znanéj, a drukowanéj w rubrycelli dyjecezyi krakowskiéj na rok 1871, p. t. „Animadversio de coena vigiliae Nativit. Domini et abstinentia a earnibus die dominica“. Powiada on, iż ta uczta bliższą być powinna uroczystości Bożego Narodzenia, niż sama wigilia; 1) ponieważ ta ostatnia jest przygotowaniem, a uczta jest tém samém wprawdzie, jednakowoż w daleko wyższym stopniu, 2) jest ona jeżeli nie integralną częścią, to zawsze wielkiéj wagi dodatkiem, do obchodu samejże wigilii w ścisłém znaczeniu słowa t. z. samego przedednia uroczystości i dlatego nie należy jéj od tegoż dnia odłączać, 3) wspomniana uczta wesela nie zgadza się z czasem smutku, jakim jest sobota suchedniowa, na którą się ją odkłada; 4) wigilija przedstawia nam pierwotne agapy, które, odbywano w nocy, poprzedzającéj święto, gdy czuwano w kościele. I, w rzeczy samej, jeżeli się uczta wigilijna odbywa w niedzielę, w takim razie po niéj czuwamy aż do Pasterki, jak zwykle, i nazajutrz uczestniczymy w uroczystości Bożego Narodzenia. Przeciwnie, odprawiając ją w Sobotę suchedniową, po tej, zbyt wczesnéj, wesołości, powracamy nazajutrz, jako w IV. niedzielę adwentu, znowu do smutku i pokuty. Dlatego też ks. Pixa stanowczo obstaje przy niedzieli i potępia wprost przeciwny zwyczaj. Zgadzając się na wyżej przytoczony wywód, ośmielamy się jednak zauważyć, że druga część konkluzyi, jest może nieco za gwałtowna; wszak, jak powtarzamy, w kwestyi odprawiania tej uczty Kościół stanowczo i bezpośrednio nie nie orzekł, niemniej nié masz tu zgodnego zdania uczonych, a więc „in dubiis libertas“.
Z wigiliją łączy się drzewko czyli sad, ustrojony w jabłka i cukierki, błyszczący zapalonémi świeczkami. Ilekroć przed świętami Bożego Narodzenia, na targowicach u nas zaczyna się jawić choina, tyle razy słyszymy i czytamy sążniste jeremijady, jak przez ten zwyczaj niemiecki, lasy nasze szwankują; (!) a że teoryja od praktyki daleko, przeto niejeden z owych patryjotów-ekonomistów pierwszy staje do targu i tak uszczerbek w gospodarstwie leśnem pragnie wynagrodzić, popierając krajowy handel. Otóż musimy ich uspokoić, twierdząc, że tylko zbyt kosztowne przyozdabianie drzewka przyszło do nas z Zachodu; samo drzewko jest przypomnieniem, wspólnym wielu ludom, o wiośnie, gdy jeszcze pod lodem i śniegiem śpi martwa przyroda. Początek onegoż wyprowadzają badacze dwojako: jedni z czasów pogańskich; inni uważają je stanowczo za zwyczaj chrześcijański.
Do pierwszych należą n. p. u Niemców: Prätorius, Waihnachtsfrazen, Leipzig 1663, Hilscher, der Weinachtsaberglaube, Dresden 1772, Eisenschmid, Geschichte der Sonn- und Festtage der Christen, Leipzig 1793; u nas: K. Szulc, O bałwochwalczych uroczystościach ludu naszego. Poznań 1857; pani Stefanija Ulanowska: Dosiego roku w felietonie Nr. 295 „Czasu“ z r. 1885.
I tak, n. p. Szulc twierdzi, iż drzewko jest zabytkiem thrako-illyrskiéj mitologii; nie poprzestając na podaniach słowiańskich, wyprowadza je z kultu bogów greckich. Tenże autor także i potrawy przy wigilii w podobny sposób wyprowadza. Są to przypuszczenia bardzo problematyczne; prawda, że wiele obrzędów ludowych powstało z ceremonij pogańskich, ale je wszystkie Kościół, sit venia verbo, ochrzcił, nadając im piętno chrześcijańskie, za pomocą którego wyrażają one pewną myśl, zgodną z zamiarem Kościoła; o czém autor nie wspomina. Ale zdanie: „omne nimium vertitur in vitium“, mało gdzie tak doskonale się sprawdza, jak na oném twierdzeniu uczonych[34], że zbiéranie kolęd, przez służbę kościelną ma być zabytkiem ofiar, zbiéranych przez pogańskich kapłanów; wiadomo bowiem, iż mniej więcej w końcu grudnia, składano Dyjonizosowi (Bachusowi) ofiary, czcząc w nim i witając wracającą obfitość przyrody. W takim razie Kościół nie mniéj i nie więcéj tylko kontynuowałby sam dawne zwyczaje religii pogańskiéj i obowiązek ich pełnienia na swe sługi wkładał, na co niepodobna się zgodzić. P. Ulanowska ogranicza się do mitologii słowiańskiéj, ale też i na niéj poprzestajej; stąd hipoteza jéj, nierównie więcéj zbliżona do prawdy, od innych hipotez, w tym obozie powstałych, nie jest zupełną. Opisawszy bowiem oddanie drzewka dzieciom, rozpromienionym radością, dodaje:
„I długo płonęły świeczki, choinki, jakby czyniąc zadość zabłąkanemu w niéj prastaremu obrzędowi, z którego brała początek, bo oto w mgle dalekiej wieków zamierzchłych unosił się obraz, mający z nią bezpośredni związek. Widać było słowiańskie ognisko domowe, przystrojone świątecznie zielenią, a w drzwiach otwartych na oścież stali w oczekiwaniu członkowie rodziny, trzymając w ręku pochodnie. Była to bowiem wielka i uroczysta chwila, gdzie święcono przesilenie zimowe, przypadające jednocześnie z naszą wiliją dzisiejszą. Był to przeddzień odrodzenia się słońca, które, zakończywszy zwycięsko walkę z wrogiemi sobie potęgami ciemności jesiennéj, szło się orzeźwić w kąpieli, przygotowanej mu przez matkę jego Jutrzenkę, aby nazajutrz, w nowym blasku, nową rozpocząć wędrówkę i cały świat wskrzesić do życia. Więc téż w dniu tak radośnym, składał człowiek ofiarę bogom, na ognisku domowém. I oto tam w mroku, od bramy podwórza, szedł sędziwy gospodarz domu, na silnych barkach dźwigając tak zwany badniak, to jest pniak potężny dębowy, jak kazał obyczaj, o świcie jeszcze ścięty w lesie dnia tego i oczyszczony z gałęzi. Szedł, aby go złożyć na ognisku, a w chwili, gdy próg przekraczał, zbliżał się jeden z rodziny z dobrem życzeniem na ustach i wzywając łaski bogów dla domu, potrząsał dąb zbożem. Wtedy dziéwczęta, zanuciwszy piosnkę stósowną, obwijały go czerwonym jedwabiem i nićmi złotémi, strojąc w liście laurowe i kwiaty różne, a gdy robota była skończona, przystępował ojciec rodziny i ogień podkładał. Wysoko w górę buchały płomienie, gdyż bogom miłą była ofiara, a rodzina spożywszy, przy blasku jéj, wspólną wieczerzę, czuwała w noc późną nad płonącym badniakiem, aby w chwili, gdy się będzie dopalać, polać go winem. I dlatego badniak pogański, dziś jeszcze u południowych Słowian zachowany w całéj pierwotnéj czystości swojej tradycyi, a i u Anglików dotąd występujący na kominie w dzień wilii, — to, podług uczonych, nazwa biorąca źródło swe w słowie starosłowiańskiém bdiet’, to jest czuwać, vigilare. Więc stąd i bliski związek badniaka z naszą chrześcijańską wigiliją czyli wiliją, posypywanie go zbożem, to kucia litewska, a wieńczenie i palenie na ognisku domowém, to piérwotny grunt poetyczny dalekiej przeszłości, na którym urosła z czasem dzisiejsza nasza choinka..“
Inaczéj określają gienezę drzewka uczeni z obozu przeciwnego, mianowicie: Schleiermacher, Weihnachtsfeier, Halle 1806; Krummacher, Festbüchlein, 2 Aug., 2 B., 1814; B. Friedreich, die Symbolik und Mythologie der Natur, Würzburg, 1859. Ci uważają stanowczo ten zwyczaj za chrześcijański. Friedreich pisze miedzy innémi[35]: „ozdabiać drzewko palącémi świeczkami, owocami i t. p. rzeczami, w wigiliją Bożego Narodzenia, jest znanym staro-chrześcijańskim zwyczajem. Drzewko to jest najzupełniéj symbolem chrześcijańskim“. I podaje następnie, że obchód ten zgadza się z wspomnieniami równocześnie przypadającémi: wystarczy nam przypomnieć sobie, iż 24 grudnia obchodzi się pamięć Adama i Ewy. Drzewko więc przedstawia nam naukę o upadku i odkupieniu rodzaju ludzkiego. Św. Paweł pisze: „A jako w Adamie wszyscy umierają, tak i w Chrystusie wszyscy ożywieni będą“.[36] Adam i Ewa są przedstawicielami świata starego, Chrystus przedstawicielem nowego. Protoplaści nasi, jedząc z drzewa wiadomości dobrego i złego, popełnili nieposłuszeństwo i sprowadzili tém nędzę na rodzaj ludzki. Chrystus posłuszny aż do śmierci, oddając swe życie na drzewie krzyża, dokonał tém odkupienia świata. Palące się świeczki przypominają nam Tego, w którym „był żywot, a żywot był światłością ludzi“;[37] jabłka i podarunki są symbolem łask i dobrodziejstw boskich.
Zdaniem naszém, w kwestyi gienezy drzewka, prawda w pośrodku. Początek drzewka wyprowadzić można z czasów pogańskich, (zachowując w tém należytą miarę), ale trzeba przyznać mu znaczenie, jakie z zaprowadzeniem wiary katolickiéj przywiązał doń Kościół.
Przy drzewku zwykle rozdzielane bywają podarunki, zwane kolędami. Początek ich różni różnie tłomaczą. Jedni wywodzą od słowa łacińskiego colere, że témi podarunkami staramy się nawzajem uczcić. Drudzy mówią, że te podarunki pochodzą jeszcze od Rzymian, którzy dnia 1 stycznia, po łacinie: Calendae Januariae, podobne sobie czynili. Zwały się one u nich strenua, po grecku ξενιον, dawano je sobie: boni ominis gratia, dla dobrej wróżby. Wprawdzie nie od Rzymian, ale również od tego wyrazu calendae wywodzi je list pasterski kardynała Bernarda Maciejowskiego, wysłany z synodu prowincyjonalnego z Piotrkowa dnia 15 października 1607. Wreszcie Ignacy Benedykt Rakowiecki w rozprawie: „O stanie cywilnym Słowian“[38] podaje, iż ci, pod koniec roku, obchodzili także święto Kolady, zwane godami, a ponieważ bóstwo to, jak nazwa wskazuje, opiekowało się pokojem i zgodą, więc na znak tego, dawano sobie wzajemne upominki i że stąd dzisiejsze dary pochodzą. To ostatnie zdanie ma pewnie najwięcéj słuszności, bo po dziś dzień, lud, Boże Narodzenie „godami“ zowie.
K. W. Wójcicki pisze, że pamięta, jak nie tylko po wsiach, ale i w saméj Warszawie grono chłopców obchodziło ze śpiéwem i muzyką domy; byli oni przebrani za wilka, niedźwiedzia, tura, żórawia lub kozę. Zwało się to chodzić po kolędzie.
Ponieważ w dnie te, przeważnie wszyscy około ogniska domowego się gromadzą, przeto plebani byli obowiązani wtedy odwiedzać swych parafian.
Ilekroć o tém pisarze nasi mówią, zawsze powtarzają stereotypowo: „Działo się to na mocy dekretu synodu“, poczém jedni twierdzą gnieźnieńskiego, inni piotrkowskiego, a kończą zgodnie „z r. 1628“. Zdawałoby się więc że były 2 synody w jednym roku, ale to się nie praktykuje w jednej dyjecezyi, a więc pewnie omyłka drukarska. Bynajmniej, tylko w r. 1628, odbył się synod prowincyjonalny gnieźnieński w mieście Piotrkowie, skąd się powszechnie piotrkowskim zowie, pod przewodnictwem arcybiskupa Jana Wężyka, ale to mniéjsza; większy błąd ten, iż owi panowie tych uchwał synodalnych, zdaje się, nie czytali, gdyż byliby się dowiedzieli, że synod wspomniany z uwagi, jako nié ma potrzeby na nowo opisywać tego, co raz dobrze i dostatecznie zostało okréśloném, postanowił, iżby plebani w tém, co dotyczy ich życia i postępowania, jak niemniéj szafowania Sakramentów świętych, trzymali się postanowień, wyjętych ze św. Kanonów, uchwał soboru Trydenckiego i statutów synodów prowincyjonalnych, zamieszczonych w liście kardynała Bernarda Maciejowskiego, potwierdzonych przez kardynałów tłumaczów soboru Trydenckiego.
Formalnie więc jestto uchwała synodu z r. 1628, faktycznie jednak obowiązywała ona w każdym razie, o 21 lat wcześniej; list ów pasterski datował kardynał Bernard Maciejowski ze synodu prowincyjonalnego, gnieźnieńskiego, także w Piotrkowie odbytego r. 1607.[39] W nim czytamy pod napisem: „de visitatione parochiarum“ co następuje: Quia plurimum ad bonum regimen refert, praeter provindentiam mentis, corporis etiam sensus adhibere, et cuncta praesenti lucrari intuitu; non contenti publice et in Ecclesia saluti suorum inservire Parochi, privatim etiam domi, statum, vitam, et mores cuiusąue cognoscere studeant, habeantque descriptam in libro totam suam parochiam, in quo appareat, quot et quas Parochia ilia villas, villa domos, domus animas, comprehendant. Quae quidem descriptio fiebat antiquitus Kalendis Januarii, unde nunc fortasse Calendas vocamus, vel initio Quadragesimae“.
Celem takiéj wizyty, jest przekonanie się naoczne o stanie parafjan a następnie zanotowanie dat odnoszących się do tego, ku lepszéj pamięci. Ten spis zdawna się odbywał około 1 stycznia (Calendae Januariae), skąd może pochodzi, iż go nazywamy Kolendą, lub z początkiem W. Postu.
Z tego się okazuje, iż chodzenie plebanów, w celu odwiedzania domow, nie zostało nawet w r. 1607 zaprowadzoném, istniało ono już zdawna; nie wiadomo tylko, czy było ustawą normowane, czy też prawem zwyczajowém. W każdym razie przyznać trzeba, iż plebani nie chodzili w celu zbierania kolędy, tylko z okazyi odwiédzania domów, bywali za fatygę przez wdzięcznych a gościnnych parafijan obdarzani.
Wspomniany list przepisuje dalej sposób postępowania przy takich wizytach; żąda, by pleban przekonał się: czy jego parafijanie posiadają, zasadnicze wiadomości katechizmowe, jakie jest ich życie, zajęcie, by występnych upomniał według przepisu Ewangielii,[40] udzielał wszystkim stosownych nauk, nieszczęśliwych pocieszał. Pozwala mu brać podarunki i ofiary, gdyż opowiadający Ewangieliją, z Ewangielii żyje.
Obchód kolęd za czasów Stanisława Augusta opisuje Franciszek Zabłocki w jednéj ze swych komedyj:

„Mamy tyle czeladzi, każdy chce kolędy,
Trzeba wszystkim coś wetknąć, taki zwyczaj wszędy,
Rok téż na to czekali, raz w gody ta łaska“.

Ale nietylko czeladź, lecz po miastach, to i żacy szkolni z gwiazdą chodząc po domach, również podarunków się domagali; dziś ta żądza jeszcze szérsze warstwy obejmuje. Kaznodzieje nasi, zwłaszcza w okresie panegirycznym, brali kolędę za przedmiot swych kazań. Każdéj warstwie społecznéj, w przenośni ofiarowywali odpowiedni dar, wraz z obrokiem duchownym.
Wreszcie kilka słów o jasełkach. Wyraz ten pochodzi od jasła, t. j. lektyki; jest to grota ze żłóbkiem P. Jezusa, z figurkami, wyobrażającymi Narodzenie Chrystusa w stajence, zwana także szopką betleemską. Początek swój zawdzięcza św. Franciszkowi Serafickiemu, który mając wielkie nabożeństwo do Dziéciątka Jezus i pragnąc tę tajemnicę Wiary św., lepiéj ludowi uprzytomnić, w ten sposób ją przedstawił. Kroniki Braci Mniejszych opowiadają, z jaką to uroczystością ceremonija ta za życia świętego się odbywała; synowie jego duchowni, wierni tradycyi, nie zaniedbują co roku, po kościołach swoich, żłóbka betleemskiego wystawiać, w czém i inne zgromadzenia, ich naśladują. Również i po domach bywają jasełka obnoszone; tu jednak występują postacie dodatkowe, a same przez się nié mające związku z główną akcyją. Z tych to jasełek wyszły misteryja i dyjalogi pobożne, zarodek sztuki dramatycznej w Polsce. Kitowicz w Opisie zwyczajów i obyczajów za panowania Augusta III. opowiada, że „Ojcowie Bernardyni prócz tego, (t. j. jasełek), wystawiali kołyskę Chrystusa Pana nowonarodzonego, nie w kościołach swoich, ale w izbie jakiéj gościnnej, przy furcie klasztornej będącéj. Ceremonija ta mała nie wielom wiadomą była i niemal tylko dewotom i dewotkom bernardyńskim, znajoma. Schodzili się na nią zaraz po obiedzie; była zaś takowa kolebka zwyczajna, w jakiéj kołyszą dzieci, ale jak najsuciéj w kwiaty i w materyją bogatą ubrana, stała na środku izby; w niéj osóbka Pana Jezusa miary dziécięcia zwyczajnej, w pieluszki bogate uwinionego, śpiąca; w głowach kolebki osoba dwułokciowa Najświętszéj Panny, w suknie według mody ustrojona, w głowach osoba św. Józefa żydowskim krojem, ale w światłe materyje ubrana. Całe zgromadzenie klasztorne klęcząc, formowało cyrkuł około kolébki, śpiéwając pieśni, stosownie ułożone. Gwardyjan z jednéj strony, a pierwszy po nim w stopniu godności z drugiéj, klęcząc, kołysali kolebkę, śpiéwając razem z drugimi. Po skończeniu pieśni, gwardyjan powstawszy, mówił modlitwę z wiérszem i odpowiednio śpiéwanym tonem; potem dawał ludowi zgromadzonemu aspersyją, i na tém kończyła się ceremonija, która nie trwała dłużéj nad pół godziny, i nie bywała tylko raz jeden w rok, w sam dzień Bożego Narodzenia“. W warszawskim klasztorze odbywała się do jego zniesienia w r. 1864; czy jest jeszcze gdzieindziéj, nie wiadomo nam.
Nakoniec jest jeden zwyczaj, a raczéj nadużycie, zwłaszcza po wsiach, któregoby już czas było zupełnie zaniechać, t. j. rzucanie owsem na księdza. Odrobiny głębszéj myśli w tym obrzędzie nie podobna się dopatrzeć: gdyby to bowiem miało być pamiątką śmierci św. męczennika, w takim razie, rzucający owsem, stawialiby się niejako na miejscu żydów kamienujących i tem samem postępek tychże niejako aprobowali. Przez ten niedorzeczny a prawdziwie barbarzyński zwyczaj, tylko posadzka kościelna się wala, myszy i szczury się zagnieżdżają, a celebrans na pośmiewisko bywa wystawionym.
Oprócz tego ostatniego li tylko zwyczaju, wszystkie inne obrzędy i ceremonije wyżéj przytoczone, mają wielkie znaczenie. Przez nie jakby przegląda forma mentis narodu polskiego, tego antemurale Christianitatis, którego zwyczaje prawie wszystkie brały swój początek z religii i miały cechę katolicką. A na młode pokolenie jak po dziś dzień wpływa to wielkie święto, ze swémi obrzędami i tradycyjami, to niechaj powiedzą słowa owe Horsztyńskiego: „Jak ja lubiłem niegdyś dzień Bożego Narodzenia! W tym samym pokoju z opłatków kleiłem różnokolorowe słońca, kołyski, jakaś świętość i wesele napełniały moje dziecinne serce.... Dziś jeszcze nie rozumiem, co znaczą te litery święte, wyciśnione na opłatkach. Będąc dzieckiem myślałem, że to jakieś słowa z pieśni anielskiéj i błękitnego języka“. Słusznie więc Kraszewski powiada, że piękném jest religijne poszanowanie przeszłości, zamiłowanie jéj nieostygłe i cześć pamiątek do dawnéj budząca cnoty.








  1. Cf. Friedreich: Die Symbolik und Mythologie der Natur, Würzburg 1859, str. 178.
  2. Cf. Józef Łepkowski: Przegląd krakowskich tradycyj, legend, nabożeństw, zwyczajów, przysłów i właściwości, Kraków, 1866 str. 9.
  3. Ztąd pochodzi, że i teraz w dnie postu, nieszpory mówią się przed obiadem.
  4. Cf. Q. Septimi Florentis Tertulliani Carthaginensis Presbyteri Apologeticus ...... recognitus, castigatus et emendatus ...... studio et industria Sigeberti Havercampi, Venetiis 1744. Rozdział 39, téj wiekopomnéj pracy, jest obfitém źródłem do poznania instytucyi agap.
  5. Deuter, XIV. 22, 23, 26—29.
  6. Ibid. XXVI. 13.
  7. II. Esdr. VIII. 9, 10.
  8. Esth. IX. 19.
  9. W każdym razie prędzéj możnaby się zgodzić z wywodem wyprowadzającym agapy z praktyk i tradycyj synagogi, aniżeli z twierdzeniem Raoul-Roehette’a, archeologa francuskiego, jakoby uczty te, były prostém naśladowaniem uczt pogańskich.
  10. l. c.
  11. O wybrykach tego rodzaju wspomina Swetonijusz, mówiąc o Neronie c. XXVI.: „Siquidem redeuntes a coena verberare ac repugnantes vulnerare cloacisque demergere assueverat“.
  12. l. c.
  13. l. c.
  14. I. Ad Timoth, IV. 4, 5.
  15. Ad pop. Antioch, hom, XXIX.
  16. Ad Rom. XIII. 13.
  17. Prover. XXIII ad finem cap.
  18. Mat. XII. 36.
  19. Ad Efes. V. 20.
  20. Comment. in Ep I. ad Corinth. c. II.
  21. Const. apost. l. VIII. c. 44.
  22. 22,0 22,1 Tertullian l. c.
  23. C. 1. D 42.
  24. l. C. v. 33. 34.
  25. C. 3. D. 42.
  26. C. 4. D. 42.
  27. C. 5. D. 42
  28. Według powszechnego prawa kościelnego, post ścisły jest nakazanym w następujące wigilije: Bożego Narodzenia, Wielkiej Nocy, Zielonych Świątek, Wszystkich Świętych, Wniebowzięcia Najśw. Maryi Panny i św. Piotra i Pawła.
  29. W skutek tego, iż często we wigilije przypadają dnie poświęcone pamiątce poszczególnych świętych Pańskich, zmiany te ograniczają się zwykle na lekcyi IX. w Jutrzni oraz wspomnieniu wigilii w Officium; Mszy św. Rubryki jednak Brewijarza i Mszału i tu stanowią pewne wyjątki, które jako ściśle do rzeczy nie należące, dla braku miejsca pomijamy.
  30. Cf. Wł. Niedźwiecki: Święta Bożego Narodzenia • Kłosy z r. 1878. Nr. 653 i 654.
  31. Joan. XIII. 15.
  32. Cf. Przegląd krakowskich tradycyj i t. d. str. 37 i nast.
  33. l. c.
  34. Cf. Wł. Niedźwiecki, l. c.
  35. Cf. l. c. p. 178.
  36. I. Ad Corinth. XV. 22.
  37. Joan I. 4.
  38. Cf. Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk, rocznik XIX.
  39. Cf. Synodus pro vinci alis gnesnensis Provinciae sub Illustrissimo et Reverendissimo Domino D. Joanne Wężyk...... Petricoviae celebrata; Cracoviae in offiicina Andreae Petrieovii MDCCXXIX.
  40. Math. XVIII. 15. 16. 17.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Marian Bartynowski.