Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
O Hanusinych oczach
[25] O Hanusinych oczach.
Patrzała hań! kanysi w pola,
Na złote łany zbóż,
Na wąskie miedze i ugory,
Na kopce dzikich róż.
Patrzała na grające lasy,
Na srebrne wstęgi rzek —
Wtedy to rodził się w jej oczach
Na wszystkie smutki lek.
Wtedy to stałem w kwietnych polach...
Wtedy patrzałem w nią....
I zadumanych łąk pytałem,
O czem też szczęsne śnią?
O czem też śnią jej całunkami
Pieszczone w złoty dzień
Te ciche łąki, łany, bory,
Jej cudnych pełne śnień.
A kwietne łąki, lasy, lany
Szeptem śpiewały mi,
O czem śni każdy kwiatek w polu,
O czem Pan Jezus nawet śni:
— Że Hanusine oczy ładne,
Że Hanusine oczy — cud,
Że w Hanusinych oczach słońce
I tęcze świętych złud.
[26]
Śpiewały mi słoneczne struny,
Srebrne błyskania wód,
Że Hanusine oczy jasne,
Jak słońca letni wschód...
Więc utonąłem w słońca wschodzie,
W blaskach płomiennych łun —
Zawładło nami Miłowanie,
Królestwo złotych run...
To było dawno... w dzień słoneczny...
To było dawno... dawno już...
Hanuś patrzała wtedy w pola
Na kopce dzikich róż...
|